Nie opowiadam im bajek

Z o. Kazimierzem Tyberskim OMI, kapelanem więziennym pracującym wśród ludzi, którzy dokonali najcięższych przestępstw, rozmawia Maciej Rajfur.

Reklama

Maciej Rajfur: W jakim najgorszym miejscu ojciec pracował?

Ojciec Kazimierz Tyberski: Najgorsze zbrodnicze miejsce to serce człowieka. Obojętnie, czy znajdujemy się na wolności, czy za murami. Oczywiście jednocześnie to miejsce najpiękniejsze.

24 lata pracy w więziennictwie to ogrom doświadczenia i tomy historii zza krat. Czy są takie, które ciągle tkwią w głowie i wracają co jakiś czas?

Oczywiście. Moją chlubą penitencjarną mogę nazwać Wiesława, ps. „Wampir”, z Baranowa. Psychiatrzy, którzy go badali na 3 lata przed wyjściem, stwierdzili, że przez 22 lata odsiadki w ogóle się nie zmienił. Po prostu wyjdzie i ponownie zamorduje. Tylko ja miałem inne zdanie. Wyszedł. Dziś od tej chwili mija 12 lat. Nikogo nie zabił. Żyje pięknie. Mamy ze sobą kontakt. Psychiatra, który go badał, profesor z Uniwersytetu Jagiellońskiego, namówił swojego kolegę reżysera, żeby o nim zrobił film. Chciał się dowiedzieć, co się z tym przestępcą stało, bo przecież on, wykształcony lekarz, nie mógł się pomylić.

Może coś przeoczył?

Tak, nie wziął po prostu pod uwagę jednego: nawrócenia. A to jest bardzo istotne.

Nasuwa się zasadnicze pytanie: jak trafić do takich ludzi?

Muszą zobaczyć, że naprawdę chcesz ich dobra. Na człowieka trzeba czasu. Trzeba z nim być, aby się przekonał, że nie chcę nim grać, że nie chcę jego kosztem podbijać sobie statystyk nawróceń i spełniać swoich kapłańskich ambicji. Ja nie opowiadam im za kratami bajek.

Ale to chyba dobrze, gdy udaje się jak najwięcej osób sprowadzić na Bożą ścieżkę życia?

Nie może to być celem samym w sobie. Najprostsza ambicja księdza? Jak najwięcej osób nawrócić. A mnie na tym w ogóle nie zależy. Poczytałem dokładnie Ewangelię i w niej znajduje się piękny obraz Chrystusa jako siewcy. To jest istota kapelaństwa w więzieniu i kapłaństwa w ogóle. Siać i nie patrzeć, gdzie ziarno padnie i jaki wzrost za tym idzie. To Pan daje wzrost. My mamy siać.

Niedawno dziennikarze pytali papieża Franciszka, dlaczego można przebaczyć grzech najgorszym zbrodniarzom, którzy potem przystępują do Komunii św., a odmawia się tego tym „lepszym”, żyjącym np. w niesakramentalnych związkach. Przecież oni nikogo nie zabili. Dziwna ta Boża sprawiedliwość.

Zdziwimy to się dopiero w królestwie niebieskim. I to dwa razy. Na początku, że nie spotkaliśmy tam ludzi, których spodziewaliśmy się tam spotkać, i po raz drugi, że przed nami weszli ci, których byśmy nigdy tam sami nie ulokowali.

Miłosierdzie Boże w więzieniu. Nie da się chyba znaleźć miejsca bardziej potrzebującego tej Bożej łaski.

Może kolejna historia: kiedyś istniała we Wrocławiu ekipa, która regularnie okradała plebanie. Jeden z tych ludzi w tym samym czasie siedział w Zakładzie Karnym przy ul. Fiołkowej. Kiedyś go spotykam, a on tłumaczy się: „Ale ja okradałem tylko księży diecezjalnych, nie zakonników”. (śmiech). Jakiś czas później widzę go w areszcie śledczym, gdzie czeka na swój kolejny wyrok. Okazało się, że napisał przeprosinowe listy do wszystkich proboszczów, których okradł, a było ich ponad trzydziestu. Ilu odpowiedziało? Dwóch. Obaj przebaczyli, a jeden odpisał, że po wyjściu złodzieja na wolność w razie potrzeby chętnie mu pomoże.

To zrobiło na osadzonym wielkie wrażenie. Stwierdziłem jednak, że ten jego żal nie jest autentyczny, lecz powierzchowny, ponieważ nie chodzi do kościoła. Odpowiedział, że do praktykowania wiary nie dojrzał. Zdziwiłem się, gdy ubiegłej niedzieli wszedłem do celi zapytać, kto jest chętny na Mszę św., a on wstał i odparł: „dojrzałem”.

Czyli miłosierdzie ma też swój czas.

Jak to mówi papież Franciszek: „Pan Bóg szuka szczelinki”. Więzienie to czarna dziura. Tam bardzo obficie rozlał się grzech. Tam nie ma ludzi niewinnych. Święty Paweł pisze wyraźnie: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska”. I ja ją widzę.

Trudno się z tym pogodzić nam, czyli tym „lepszym” z zasady.

Nie umiemy przyjąć, że bandziory będą w niebie? A komu pierwszemu Jezus okazał miłosierdzie? Łotrowi umierającemu obok Niego na krzyżu, który skruszył się i wyznał wiarę. A nie wisiał on obok Mesjasza, bo ukradł cukierki, tylko miał poważne zbrodnie na sumieniu. „Powiadam ci, jeszcze dziś będziesz ze mną w raju”.

Nie jest tak, że za bardzo chcemy miłosierdzie zawłaszczyć dla ludzi dobrych, a ono jest dla grzeszników?

Papież Franciszek mówił w więzieniu, że tam każde drzwi i furta służą za bramę miłosierdzia. Uczę tego skazanych, a oni naprawdę chcą z tej łaski skorzystać. Nie zazdrośćmy! Nie bądźmy w roli tego drugiego starszego syna z Ewangelii o synu marnotrawnym. To nie jest nasze miłosierdzie, tylko Pana Boga, i On chce według własnego uznania je rozdawać. A łaska ta dopiero rozpoczyna proces w człowieku.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama