Mówiłam: „Panie, w świecie mi dobrze. Lubię tańczyć, lubię podróże, lubię swoje studia, lubię swoją pracę. Może Ty się mylisz, może dla sąsiadki to powołanie?”.
W jednym z najsłynniejszych kościołów na świecie, bazylice Sacré-Coeur w Paryżu, jest klasztor benedyktynek Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jego przeoryszą przez ostatnie osiem lat była… dziołcha z Mysłowic. Teraz zgromadzenie wysyła ją na nową placówkę niedaleko Nicei. Przy tej okazji siostra Danuta Maria Ernst przyjechała na Śląsk na swój pierwszy od 24 lat urlop.
To nie dla mnie
To działo się przed laty na Śląsku. Mała Danka zauważyła zakonnicę. – Czy kiedyś będę tak wyglądać? – zapytała. Na to babcia Danki: – Żeby być tak ubraną, to trzeba rano wstać i być posłuszną. Danka spojrzała na babcię i pomyślała: „To na pewno nie jest dla mnie”. Pan Bóg musiał to słyszeć. Dwadzieścia lat później zaprosił ją do zgromadzenia, w którym co prawda trzeba być posłusznym, ale nie trzeba... bardzo wcześnie wstawać.
Zanim do tego doszło, dorastająca Danuta poszła z pielgrzymką do Częstochowy. Cała grupa wypowiadała tam akt oddania Pani Jasnogórskiej. – Ale dla mnie to było coś więcej niż powtórzenie tych słów. To tam mnie Matka Boska dopadła... – śmieje się.
Nie oznaczało to jeszcze, że Danka była przekonana co do powołania zakonnego. Owszem, myśl o klasztorze za nią chodziła, ale wcale nie była jej pewna. Nie wykluczała, że może jednak wyjdzie za mąż. Pierwszego kolegę, który się nią interesował, pogoniła babcia, bo jej się nie podobał... Wtedy jednak dziewczyna miała tylko 17 lat. Z innym kolegą chodziła na mecze hokejowe. Potem byli kolejni. Dobry kolega, Niemiec, napisał jej po latach: „Nigdy bym nie pomyślał, że zostaniesz zakonnicą”.
Taniec, góry, kajaki
Poszła na studia, na ekonometrię i statystykę na katowickiej Akademii Ekonomicznej. Był to kierunek związany z raczkującą w latach 80. zeszłego wieku informatyką. – Na salę z komputerami w naszej Akademii wchodziło się w białym fartuchu, a dyski były w takich wielkich szafach – zamrażarkach. W użytku były jeszcze... karty perforowane – wspomina. Zaczęła pracę w instytucie informatycznym w Katowicach.
Myśl o klasztorze przez wszystkie te lata jednak nie odchodziła. – Z tym, że ja Panu Bogu mówiłam: „Panie, w świecie mi dobrze – wspomina. – Lubię tańczyć, lubię podróże, lubię swoje studia i swoją pracę. Może Ty się mylisz, może dla sąsiadki to powołanie?”. Jeździła w góry i na kajaki. Z dwiema przyjaciółkami zjeździła pół Europy: na stopa dojechały do Grecji, w następne urlopy zwiedziły Włochy, Belgię i Holandię. Planowały jeszcze odwiedzić Hiszpanię, ale Dance brakło oszczędności, zdobytych jeszcze w czasie studenckich praktyk informatycznych we Francji. A jej pensja na sfinansowanie podróży była zbyt mała. – Nie ma rady, trzeba zmienić robotę, żeby zarobić na wyjazd – oświadczyła.
Znalazła ogłoszenie: „Spółka polsko-francuska szuka informatyków do pracy we Francji”. Zgłosiła się. – Krótko przedtem uczestniczyłam w rekolekcjach na Jasnej Górze oraz w krypcie katowickiej katedry, gdzie słuchałam ojca Jana Góry. Dominikanie mi się podobali, więc pomyślałam: „Może pójdę zobaczyć u dominikanek?”. Mówiłam ksieni klasztoru w Krakowie, że zastanawiam się, jaką drogę mam w życiu wybrać: zakonną, a może jednak małżeńską? Zapisałam się do nich na rekolekcje. Wtedy jednak wyszła sprawa tego wyjazdu. Ksieni dominikanek mi powiedziała: „We Francji jest pełno różnych klasztorów, w tym nawet nowe zgromadzenia. Na pewno pani coś tam znajdzie”.
Podpisała kontrakt na dwa i pół roku. Zaprzyjaźniła się z francuskimi informatykami; po pracy chodzili całą ekipą na imprezy, jeździli razem na weekendy. Kiedy jednak kontrakt zbliżał się do końca, dziewczyna postanowiła rozejrzeć się – zgodnie z tym, co planowała jeszcze w Polsce – wśród francuskich zgromadzeń zakonnych. Ksiądz z paryskiego ośrodka powołaniowego (później został biskupem) zamyślił się i powiedział: – Pani Polka? W tych naszych klasztorach to są święte kobiety. Ale one są bardzo podeszłe w latach... A potem polecił jej benedyktynki Najświętszego Serca Pana Jezusa na Montmartrze, w bazylice Sacré-Coeur – u których są też młode siostry.
Pan mnie dołapał
– Pomyślałam o benedyktynkach: „Ora et labora to chyba nie dla mnie”. Ale pojechałam. Otwarła siostra ubrana na biało-czarno, podobnie jak dominikanki. To było pierwsze dobre wrażenie... Drugiego doznałam na widok nowoczesnej sztuki w kaplicy, bo ja lubię sztukę. Myślałam, że wokół benedyktynek wszędzie musi być średniowiecze – mówi. Siostra zaprosiła mnie na styczeń, a ja zdecydowanie: „Nie, wtedy to ja będę w górach w Polsce”. Wzięłam jednak książeczkę z regułą zgromadzenia. Zaczęłam ją czytać w Zwardoniu i tam mnie Pan dołapał – śmieje się.
Ujęło ją skoncentrowanie tych sióstr na Najświętszym Sakramencie. – I to, że ofiarujemy się razem z Chrystusem dla zbawienia świata. A ja przecież też się ofiarowałam kiedyś na Jasnej Górze! Był jeszcze punkt o tym, że my, benedyktynki NSPJ, mamy zrealizować w życiu duchową jedność Wschodu i Zachodu. Pomyślałam, że ja jestem ze Wschodu i mogę znaleźć we francuskim klasztorze swoje miejsce. Wróciła do Paryża, poszła znów do sióstr. – Chyba to będzie tu. Ale pewności nie mam – oświadczyła. – Bo pewności się nie ma. Z Panem Bogiem to jest zawsze przygoda – odpowiedziała jej matka przełożona.
Zdecydowała się. W swoje ostatnie wakacje, zamiast zwiedzać Europę, odbyły z przyjaciółką Kasią podróż maluchem po całej Polsce. A potem Kasia odwiozła ją do Paryża, do klasztoru.
Przed obłóczynami matka przełożona wysłała Dankę jeszcze raz do domu. Miała zobaczyć, czy jest w stanie wrócić do Mysłowic i jeszcze raz wyjechać – taki sprawdzian, czy to rzeczywiście powołanie, i czy naprawdę umie kraj opuścić. – Mama żartowała, że z moim charakterem nikt w tym klasztorze więcej niż trzy miesiące ze mną nie wytrzyma. Bo ja rzeczywiście mam charakter... Mówiła, że ona się nie obawia, bo po tych trzech miesiącach pewnie wrócę. Więc mówię: „Panie Boże, ostatecznie to Ty jesteś wszechmogący, nie ja. Jeśli się mylę, znajdziesz sposób, żeby mi to pokazać. A jak potwierdzisz powołanie, to dostosuję się do Twojej woli i zostanę”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).