Bóg zmienia pieluchy

– Nagle zobaczyłem postać w zielonej radosnej szacie, idącą do mnie z góry – opowiada Paweł Krzemiński. – Kiedy stanęła blisko, usłyszałem w sercu, że to Jezus. Między obcymi ludźmi w autobusie zacząłem płakać jak dziecko.


Reklama

40 nocy bez snu


– Odłożonej kasy starczyło mi na rok balangowania – pamięta. – Kiedy zostałem bez grosza, znalazłem zatrudnienie w wielkiej międzynarodowej korporacji fonograficznej. Pracowałem tam z miłości do muzyki, ale czułem, że środowisko, w którym tkwię, nie zostawia ze mnie nic. Miałem okres, że nie spałem przez 40 nocy. Przychodziłem do domu, siadałem na łóżku i w ciągu doby wypalałem cztery paczki papierosów. Założyłem z kolegami z pracy kapelę grającą ostrą, obrazoburczą muzykę, będącą fuzją hard core’u
i rapu. A że wtedy czegoś takiego u nas nie było, wróżono nam wielką przyszłość. Moim idolem był Bon Scott – wokalista zespołu AC/DC. Tylko w jego głosie słyszałem taką nieokiełznaną, pociągającą dzikość. Kiedyś jednak dotarł do mnie przerażający fakt, że zapił się w wieku trzydziestu kilku lat. A ja przecież nie chciałem tak wcześnie umierać. Poznanie tej prawdy o sobie jeszcze mocniej popchnęło mnie w nałóg. Kiedy rodziła się moja córka Natalia, byłem w innym, balangowym świecie. Nie potrafiłem zadbać o żonę, rodzinę, dom, aż w końcu to wszystko zostawiłem. Pomagał mi w tym alkohol, ale też narkotyki. 


Błogosławione sytuacje


– Pracując w wielkich korporacjach muzycznych, poznałem czołówkę polskiej sceny rockowej – kontynuuje opowieść. – Zostałem managerem kilku ważnych zespołów. Z jednej strony złapałem Boga za nogi, a z drugiej byłem tak sfrustrowany i pogubiony, że to tylko pogłębiało mój alkoholizm. Człowiek będący stale na haju podejmuje głupie decyzje. Kiedyś organizowałem koncert w sali kongresowej czołowemu artyście rockowemu. Ale wystarczyło, że wieczorem w dniu poprzedzającym występ na przystanku podeszła do mnie dziewczyna i poprosiła o ogień, a już z nią poszedłem i balowaliśmy do rana. Wiadomo, że następnego dnia nie byłem zdolny, żeby coś robić. Nawalałem na różnych frontach – nawiązywałem chore relacje z kobietami, piłem alkohol w trakcie prowadzenia programu radiowego, w każdej chwili byłem w stanie spowodować burdę z kapelami, które były do tego chętne. Nie spotykałem się z ludźmi, ale ich używałem do moich potrzeb, a potem zostawiałem. Mieszkałem w wynajętej, zarastającej brudem klitce, nie potrafiąc zadbać o siebie samego. Aż w końcu wyrzucono mnie z radia. Jak się okazało, były to błogosławione sytuacje, bez których nic by się w moim życiu nie zmieniło. 


W błękitnych 
butach


– Kilku moich dawnych kolegów, pracujących w Radiu Plus, zapraszało mnie tam jako doświadczonego radiowca – mówi. – Odmawiałem, uznając katolicką rozgłośnię za ortodoksyjne „mohery”. Przycisnął mnie brak finansów i w styczniu 1999 r. poszedłem do Jana Pospieszalskiego, szefa anteny. Z mety zostałem przyjęty. Byłem tam okazem – włosy do pasa, ufarbowane na czarno, odblaskowe ciuchy i błękitne buty. Widzieli mnie zewnętrznego, a w środku miałem rozpacz. Tak próbowałem maskować wołanie: „Pomocy, ratunku!”. Całe tygodnie czułem, jakie ściśnięte mam serce. Dotąd dzieliłem świat na „normalsów”, żyjących nudno, i tych, którzy potrafią czerpać z życia garściami jak ja. W nowej pracy zobaczyłem, że „normalsi” mają swój sposób na życie, sprawiający, że są radośni. Pośród nich byłem takim gościem, który wyskoczył nie wiem z jakiej kreskówki, a jednak mnie zaakceptowali. Musiałem się przestrajać na inną częstotliwość. Któregoś dnia w audycji Roberta Tekielego usłyszałem wypowiedź człowieka chcącego się doskonalić w drodze do Boga. Żeby to zrobić, zamierzał oddać chorą psychicznie siostrę do szpitala, a starą matkę do domu starców. Kiedy to usłyszałem, dostałem ataku szału, przekonany, że to nie jest dobra droga. Następnego dnia zacząłem robić Tekielemu wyrzuty, że prezentuje na antenie kogoś takiego. Zaczęła się zadyma, krótka, treściwa, z piorunami – i tyle żeśmy się widzieli. Po kilku miesiącach, kiedy Tekieli został szefem programowym Radia Józef, zaprosił mnie do pracy. Po latach zapytałem go, dlaczego to zrobił. „Zobaczyłem człowieka, który szuka prawdy” – usłyszałem odpowiedź. 


Proch i pył


– Praca w Radiu Józef to był przełom kopernikański – twierdzi. – Moi koledzy żyli radykalnie – wszystko odnosili do Boga. Każda ich decyzja była „nie z tego świata”. Dowiedziałem się, że wielu z nich należy do wspólnot neokatechumenalnych. Miałem ich uczyć radia, tymczasem stwierdziłem, że to ja muszę od nich uczyć się życia. Przez półtora roku pracy stopniowo pozbywałem się jakiejś części uzależnień. Rezygnowałem z wielu niedobrych relacji, trochę mniej piłem, rzadziej chodziłem na balangi. To był taki czas pół na pół – trochę w starym, trochę w nowym życiu. Poczułem, że jest inny świat, do którego nie mam instrukcji obsługi, ale to on dawał mi pewną dozę spokoju. Pierwszy raz w życiu cieszyłem się, idąc na spacer z córką, patrząc, jak rośnie trawa. Właśnie wtedy zakochałem się w przeżywającej depresję dziewczynie po przejściach. Sam wielokrotnie z tym walczyłem, więc uznałem, że mogę jej pomóc. Ale stanowczo odmówiła. Po trzech miesiącach bycia razem to był dla mnie cios. Po raz pierwszy w życiu zrobiłem coś nie dla siebie i zostałem odrzucony. Między ciągami alkoholowymi przyszło mi do głowy, że nie jestem w stanie nic zbudować. Wszystko, co mam, to proch i pył. Wicher wieje, a ja bezradny stoję na gruzowisku. Dopadła mnie taka depresja podsycana alkoholem, że stwierdziłem, że nie mam po co żyć. Byłem tak zdeterminowany, że aż się tego przestraszyłem. 


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama