– Nagle zobaczyłem postać w zielonej radosnej szacie, idącą do mnie z góry – opowiada Paweł Krzemiński. – Kiedy stanęła blisko, usłyszałem w sercu, że to Jezus. Między obcymi ludźmi w autobusie zacząłem płakać jak dziecko.
W stronę Grochowa
– Któregoś dnia, po trudnej rozmowie z tamtą dziewczyną, wsiadłem do autobusu jadącego Trasą Łazienkowską w stronę Grochowa – opowiada. – Miałem już za sobą parę prób samobójczych, z których cudem wyszedłem, ale teraz byłem pewien, że jak wysiądę, odbiorę sobie życie. Wjadę na najwyższe piętro jednego z bloków i wyskoczę. Pomyślałem, że wreszcie będę miał święty spokój, ale zaraz pojawiła się obawa: „Co będzie potem?”. Odpowiedzią było uczucie bezkresnej, przerażającej, czarnej pustki, która, tak to czułem – za chwilę mnie wciągnie. Do dziś nie wiem, czy wtedy krzyknąłem na głos, czy to wołanie zabrzmiało w moim sercu. To było jedno krótkie: „Boże!”. W tym momencie zniknął autobus, ludzie, a ja znalazłem się w świetlistej, nieprawdo- podobnie kojącej przestrzeni, w której nie obowiązywały znane mi prawa fizyki. Zobaczyłem idącą do mnie z góry postać, odzianą w błyszczącą zieloną szatę. Kiedy była blisko, usłyszałem w sercu, że to Jezus. Ogarnęła mnie wielka fala miłości, zrozumienia, akceptacji. Poczułem, że ten milczący, lekko uśmiechnięty Jezus mnie kocha. Wyciągnął rękę, pobłogosławił mnie i znów znalazłem się w autobusie między Saską a Międzynarodową. Gdyby nie ten ścisk, upadłbym na podłogę.
Jesteś aniołem
– Z autobusu wysiadłem jako człowiek wierzący – wspomina. – Wiedziałem, że moje miejsce jest w Kościele, gdzie jest obecny Jezus Chrystus. Chciałem Go znaleźć takim, jakim Go zobaczyłem. Po 25 latach, po raz pierwszy od bierzmowania, poszedłem do kościoła. Rafał, mój kolega z radia, należący do wspólnoty neokatechumenalnej, zabrał mnie na redditio. To było spotkanie katechumenów, którzy odważnie dawali świadectwo życia. Przygnieciony własnymi grzechami zobaczyłem, jak ludzie, jeden za drugim, w imię Jezusa przyznają się do popełnionych przez siebie strasznych czynów, a na koniec wyznają radość z nawrócenia. Poczułem, że też tak chcę. Rafał umówił mnie na spowiedź, która trwała trzy godziny. Na Wielkanoc poszedłem na Rezurekcję i przyjąłem Pana Jezusa. Ale nie zacząłem jeszcze żyć tak, jak powinienem. Dopiero po kilku miesiącach walki ze starymi nawykami poszedłem do paulinów na spotkanie neokatechumenatu. Dla animuszu zdecydowałem się machnąć sobie piwko. Ale że to kościół, zmieniłem go na soczek i sztachniecie papierosem. Po drodze zaczepił mnie bezdomny, którego minąłem bez słowa, i zaraz zacząłem mieć wyrzuty sumienia. Otwarłem sok, a na kapslu przeczytałem: „Jesteś aniołem”. Po tych słowach nie mogłem nie wejść do kościoła.
Nie umarłem ze strachu
– Tak się zaczęła moja droga nawracania, która trwa 14 lat – mówi. – Spotykam się z Jezusem w sakramentach, w Słowie, we wspólnocie Kościoła. Z dnia na dzień zostałem cudownie uwolniony od alkoholu, narkotyków, palenia papierosów, bez żadnych głodów, które szarpią ciało. Zobaczyłem, że mogę zaakceptować swoją historię życia, a Pan Bóg mnie za nią nie zmiażdżył, ale nieustannie daje mi siłę, żeby lepiej żyć. Przez 20 lat skutecznie poddawałem się procesowi autodestrukcji, więc nie miałem wzorców twórczego życia. Dlatego teraz stale muszę walczyć z pokusami dawnych zachowań, które są we mnie wdrukowane. Kiedy zestawię siebie sprzed 14 lat i dziś, to widzę dwie różne osoby. Nie mogę uwierzyć, że mogłem być kimś z tamtą twarzą. Jan Paweł II zachęcał do wyobraźni miłosierdzia, która jest rodzajem empatii, pełnym oddania pochyleniem nad innym. Jeśli czasem udaje mi się takim być, to dzieje się to tylko dlatego, że Bóg dał mi to, czym dotąd nie dysponowałem. Dojrzałem też do tego, żeby stanąć twarzą w twarz z wieloma ludźmi, których skrzywdziłem, i powiedzieć im „przepraszam”. Okazało się, że nie umarłem ze strachu, tylko się narodziłem. Przyszedł do mnie pokój, za którym tęskniłem latami. I robię wszystko, żeby go nie stracić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).