– Nie wiedziałam, co się dzieje! Młodzież ładuje się na pakę samochodu księdza – w rękach jakieś ostre narzędzia – i ruszają w drogę. Kiedy wrócili, poczułam się jak… w Betlejem! – mówi Agata Kamińska.
Na moim zegarku było południe. A moi najbliżsi w Cieszynie już przygotowywali się do wieczerzy wigilijnej. U mnie było prawie 40 stopni w cieniu, u nich – blisko zera. Pewnie, że w takiej chwili robi się trochę sentymentalnie. Ale to nic. Bo po chwili wracasz do swojej „rodziny zadanej” i czujesz, że bliscy w Polsce wcale nie są aż tak daleko, bo łączy cię z nimi Ten, który znów się rodzi – Jezus. A ja na dodatek dostałam jeszcze jeden prezent: przyroda wokół mnie przypominała Ziemię Świętą – opowiada Agata Kamińska, która trzy lata temu wyjechała jako świecka misjonarka do San Ramon w Boliwii. Agata pracuje z dziećmi i młodzieżą w świetlicy parafialnej. Pomaga w pracy duszpasterskiej swojemu proboszczowi ks. Kazimierzowi Stempniowskiemu. Ich parafia to centrum w San Ramon i 18 dzielnic, z których każda ma swoją kaplicę, a także 10 wiosek dojazdowych poza miasteczkiem.
Grzyby z Cieszyna!
Co roku 24 grudnia każdy z polskich misjonarzy z okolic San Ramon wchodzi na wyżyny swoich umiejętności kulinarnych. – Marzył się nam barszcz, ale zdążyliśmy przygotować tylko taki z torebki. Za to były własnoręcznie robione uszka, pierogi z kapustą, ryby, kutia. W kapuście nie zabrakło grzybów przysłanych przez mamę z Cieszyna! Zawsze są też upieczone przez nas ciasta. Boliwijczycy kochają słodycze i nam się to udziela – śmieje się Agata. W Wigilię misjonarze spotykają się razem w jednej z parafii. – Są też z nami siostry: Boliwijki, Peruwianki i Hiszpanki, a także współpracujące osoby świeckie – opowiada Agata. – Wszyscy już poznali tradycję łamania się opłatkiem. Jest uczta, a po niej ksiądz Kazik chwyta za gitarę i rozpoczyna się przegląd kolęd świata. Prezenty są – jak i w domach Boliwijczyków – symboliczne: słodycze, coś przygotowanego własnoręcznie. A na niespodzianki bożonarodzeniowe mali Boliwijczycy czekają aż do uroczystości Objawienia Pańskiego. – W większości domów jest ubogo, ale każdy stara się, by w Boże Narodzenie było inaczej, bardziej świątecznie. Najważniejsze jest samo bycie razem – w gronie dużej rodziny. W niektórych domach znajdzie się na stole obok ryżu także trochę wieprzowiny, wołowiny, a jeśli ktoś w rodzinie poluje – na przykład… mięso pancernika. Są i warzywa, i to, czego w Boże Narodzenie jest tu najwięcej: pyszne owoce mango, ananasa i papai!
Kartka
– Kiedy chłopcy razem z księdzem Kazimierzem wrócili z wyprawy do buszu, już wiedziałam, po co pojechali. Paka samochodu była załadowana liśćmi palmy. I zaraz zaczęły powstawać… dwie szopki! Jedna w kościele, druga na zewnątrz – relacjonuje Agata. – W tej pierwszej ustawiliśmy figurki Świętej Rodziny, ta druga stała pusta. Bohaterowie weszli do niej po Pasterce. Role Józefa i Maryi zagrała nasza młodzież. Dzieciątkiem było jedno z nowo narodzonych dzieci. Boliwijczycy odbierają to jako zaszczyt dla rodziny. Tej nocy młodzież wystawia też przygotowane przez siebie jasełka. Jest przy tym sporo uciechy, bo w stajence są też żywe zwierzęta. Wyróżnieni gospodarze przyprowadzają krówkę, osiołka, owcę, kozę, królika. A zwierzęta jednak nie stoją grzecznie w miejscu, więc pościg za czworonogiem to niezły kabaret. Jest dużo śmiechu i to też jest ważne we wspólnocie. Dla nas istotne jest jednak jeszcze coś. Na tydzień przed świętami codziennie zapraszamy dzieci i młodzież do świetlicy parafialnej na blok zajęć katechetycznych. Poznają bohaterów nocy betlejemskiej, przygotowują figurki do szopki, uczą się śpiewać kolędy. Bardzo się cieszę, kiedy odkrywają jak bardzo kocha nas Bóg, skoro dał nam na ratunek swojego Syna – i to w takiej postaci: małego, bezbronnego dziecka. Każdego misjonarza cieszy, kiedy widzi owoce swojej pracy. – Zaskoczyli nas kiedyś mieszkańcy jednej z wiosek – wspomina Agata. – W czasie kazania ksiądz Kazik mówił im o Janowej Ewangelii, o tym, jak „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo”. To niełatwy fragment. Ksiądz wyjaśnia, tłumaczy, opowiada. Po Mszy św. mieszkańcy bardzo chcieli mu pokazać dekorację, jaką przygotowali wcześniej. Figurkę Jezusa położyli na kartce z tekstem tej właśnie Ewangelii…
Królewska fiesta
Dzień Bożego Narodzenia i najbliższe dni to dla misjonarzy czas wytężonej pracy. – W ciągu tych paru dni odwiedzamy wszystkie placówki, a jest ich 28 – mówi Agata. – Wszyscy czekają na Msze św., nabożeństwo, na spotkanie. W okresie świątecznym Boliwijczycy przynoszą do wszystkich kościołów malutkie figurki Dzieciątka Jezus i ustawiają je na kościelnych schodach. Ksiądz je błogosławi. To dla nich bardzo ważny symbol: wracają do domu z Jezusem, z Jego błogosławieństwem na cały rok, z tym, co najważniejsze i najpiękniejsze. To Jezus daje ochronę i pokój. Na uroczystość czekają zwłaszcza dzieci, bo to w całej Boliwii czekoladowa fiesta! – 6 stycznia dnia przychodzi do nas nawet tysiąc dzieci! Przygotowujemy ogromny gar mocno słodzonego kakao (na wodzie). Dzięki dobrym ludziom każde dziecko dostaje także paczuszkę, a w niej znajduje słodycze, małą zabawkę. Tutaj dzieciaki cieszą się z każdego drobiazgu. Zawsze też proszą o jeszcze. Ale nie dla siebie. Dla mamy, babci, kuzynki, siostry, brata. Jak mówi Agata, dzielenie się Boliwijczyków jest dla niej świadectwem. Ten rok także w San Ramon będzie szczególnym czasem. – W całej Boliwii jest niezwykle żywy kult Bożego Miłosierdzia. Trudno o miejsce, gdzie nie byłoby obrazu Pana Jezusa Miłosiernego, gdzie ludzie nie spotykaliby się na wspólnej koronce. Modlitwie towarzyszy to zwyczajne, ludzkie miłosierdzie, takie na co dzień. – Tym, co mnie zawsze porusza, jest ich uczynność i otwartość. Sami niewiele mają, a jednak chcą się dzielić – mówi Agata. – Przynoszą nam kury, kaczki, ryby. Wrażenie robią na mnie kobiety, które założyły grupę Damas Solidarias. Pomagają innym osobom w najróżniejszych trudnych sytuacjach.
Dzielenie się
W roku Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia każdy może dołożyć swoją cegiełkę miłosiernego serca i wesprzeć misję w San Ramon. Dzięki zaprzyjaźnionej z Agatą bibliotece miejskiej w Cieszynie trwa tutaj akcja „Książka za książkę dla Boliwii”. Na przygotowany regał można przynosić książki, których już nie czytamy, a w zamian z półki wybrać książkę, osobiście ją wycenić i zostawić ofiarę, która zostanie przeznaczona na książki dla dzieci w San Ramon. Naglącą potrzebą jest także wyposażenie najmłodszych dzieci (a jest ich kilkaset) w szkolne wyprawki. – Koszt wysłania dziecka do szkoły przekracza możliwości finansowe rodzin – wyjaśnia Agata. – Dzieci potrzebują nie tylko przyborów, ale i ubrań, obowiązkowych fartuszków. O obuwiu nikt nawet nie marzy. Najczęściej chodzą w klapkach. Koszt takiej jednej wyprawki to około 50–100 dolarów. Bardzo się nam marzy, żeby pomóc tym rodzinom. Także z myślą o dzieciach na zapleczu świetlicy powstały kuchnia i jadalnia. – Wyremontowaliśmy pomieszczenie, mamy lodówkę, kuchenkę. Dzieci nie przychodzą na zajęcia w świetlicy z powodu odległości, ale też dlatego, że są po prostu głodne. Rano, gdy idą do szkoły, wypijają kawę, którą zagryzają chlebem. Kiedy wracają, często dopiero późnym wieczorem jedzą ryż z warzywami. Chcielibyśmy też wyjść dalej i dojeżdżać z posiłkami do najuboższych w naszych dzielnicach czy wioskach. Ufamy, że się uda – z pomocą Bożą i dobrych ludzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).