Polscy misjonarze ogłoszeni błogosławionymi

Dwóch polskich franciszkanów: Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski oraz włoski ksiądz Alessandro Dordi zostali ogłoszeni błogosławionymi.

Reklama

Zbigniew Strzałkowski urodził się 3 lipca 1958 w Tarnowie jako najmłodszy z trzech synów w pobożnej rodzinie rolniczej. Po maturze w 1978 pracował początkowo w Wojewódzkiej Dyrekcji Rozbudowy Miast i Osiedli Wiejskich w Tarnowie, następnie w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Tarnowcu, ale już w rok później wstąpił do zakonu franciszkanów konwentualnych, aby – jak napisał – „służyć Panu Bogu w zakonie jako kapłan, w kraju lub na misjach, gdziekolwiek mnie Bóg powoła”. 2 września 1980 złożył pierwsze śluby zakonne, po czym rozpoczął 6-letnie studia seminaryjne w Krakowie. Śluby wieczyste złożył 8 grudnia 1984 i wkrótce potem poprosił prowincjała o wysłanie go na misje. 15 czerwca 1985 bp Albin Małysiak CM wyświęcił go na diakona, a 7 czerwca 1986 kard. Henryk Gulbinowicz wyświęcił go we Wrocławiu na kapłana. Zakon obchodził wówczas 750. rocznicę przybycia do stolicy Dolnego Śląska. O. Zbigniew pracował następnie jako wicerektor, wychowawca i katecheta w Niższym Seminarium Duchownym w Legnicy, zajmował się też pracami budowlanymi w miejscowym klasztorze i pomagał w pracy duszpasterskiej przy kościele.

1 września 1988 rozpoczął we Wrocławiu przygotowania do wyjazdu do Peru, a gdy ostrzegano go przed grożącymi mu tam niebezpieczeństwami, odpowiedział, że jadąc na misje, trzeba „być gotowym na wszystko”. 28 listopada tegoż roku razem z o. Jarosławem Wysoczańskim udali się z Warszawy przez Moskwę do Limy i tam obaj zaczęli uczyć się intensywnie hiszpańskiego. Po kilku miesiącach rozpoczęli posługę kapłańską w nowo powstałej placówce zakonnej w Pariacoto w Andach na zachodnim wybrzeżu kraju. O. Zbigniew (Zibi, jak go nazywano na miejscu) wyróżniał się zdolnościami organizacyjnymi, ogromną pracowitością i wielkim poczuciem odpowiedzialności. Szczególnie troszczył się o chorych, których starał się leczyć zarówno fizycznie, jak i duchowo. Kochał przyrodę.

9 sierpnia 1991 zginął z rąk komunistycznego ugrupowania terrorystycznego "Świetlisty Szlak", którego członkowie widzieli w Kościele i jego sługach zagrożenie dla swej obłędnej ideologii rewolucyjnej.

Michał Tomaszek urodził się 23 września 1960 w Łękawicy k. Żywca w bogobojnej rodzinie. Gdy miał 9 lat, zmarł jego ojciec i ciężar utrzymania rodziny (czworo dzieci) spadł na matkę. Od wczesnych lat czynnie uczestniczył w życiu parafialnym, m.in. jako ministrant, pielgrzymował z rodziną do pobliskiego franciszkańskiego sanktuarium Matki Bożej w Rychwałdzie. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej w Łękawicy uczył się w Niższym Seminarium Duchownym Franciszkanów w Legnicy, wiele czasu spędzając w klasztornej kaplicy. W 1980, po maturze, wstąpił do zakonu braci mniejszych konwentualnych, myśląc perspektywicznie o posłudze misyjnej. 1 września 1981 złożył pierwsze śluby zakonne. Następnie, do 1987 kształcił się w Wyższym Seminarium Duchownym Franciszkanów w Krakowie. 7 czerwca 1986 przyjął we Wrocławiu święcenia diakonatu, a więc wtedy, gdy diakon Zb. Strzałkowski został wyświęcony na kapłana. 23 maja 1987 bp A. Małysiak CM wyświęcił go w Krakowie na prezbitera przez.

Do 1989 pracował z zapałem i entuzjazmem jako wikariusz i katecheta we franciszkańskiej parafii w Pieńsku k. Zgorzelca, zyskując wielkie zaufanie wiernych. Między innymi zajmował się dziećmi niepełnosprawnymi. Ze względu na swą dobroć, uprzejmość i współczucie okazywane potrzebujących nazywano go „Drugim św. Franciszkiem”. Wtedy też w Pieńsku dowiedział się, że jego dwaj starsi współbracia - o. Zbigniew Strzałkowski i o. Jarosław Wysoczański - mają wkrótce wyjechać na misje do Peru. Poprosił więc przełożonych o zgodę na podobny wyjazd, a gdy ja uzyskał, w lipcu 1989 dołączył do nich. Zdając sobie sprawę z czyhających nań zagrożeń, po pożegnalnej Mszy św. w Pieńsku powiedział, że jeśli trzeba będzie dla sprawy Bożej złożyć ofiarę życia, to nie będzie się wahał. 

Na miejscu w Pariacoto potrafił szybko zgromadzić wokół parafii wielu młodych ludzi, którzy brali udział w katechizacji, wspólnych modlitwach i wypoczynku. Pozyskiwał ich muzyką i śpiewem. Ale już po 2 latach – 9 sierpnia 1991 zamordowali go z o. Strzałkowskim terroryści ze "Świetlistego Szlaku". 

Alessandro (Sandro) Dordi urodził się 22 stycznia 1931 w Gromo San Marino w północnowłoskiej prowincji Bergamo w głęboko religijnej rodzinie. Wcześnie poczuł w sobie powołanie kapłańskie i wstąpił do seminarium diecezjalnego w Bergamo, a tam zapisał się do Misyjnej Wspólnoty Raju, założonej w celu wspierania diecezji z małą liczbą księży, a także emigrantów włoskich. Święcenia kapłańskie przyjął 12 czerwca 1954 i wkrótce potem wraz ze swym współbratem zakonnym o. Antonio Locatellim wyjechał do regionu Polesine we wschodnich Włoszech, dotkniętego wielką powodzią. Pełnił tam posługę duszpasterską do 1965, pracując jednocześnie do 1979 jako kapłan-robotnik wśród emigrantów włoskich w Le Locle w Szwajcarii.

Od 1980 przebywał jako misjonarz w miejscowości Santa na terenie diecezji Chimbote w Peru. W swej posłudze duszpasterskiej opiekował się zwłaszcza rolnikami, proponując i realizując wiele projektów rozwoju. Początkowo była to w miarę spokojna działalność, ale gdy pod koniec lat osiemdziesiątych na tych ziemiach pojawili się lewaccy terroryści, sytuacja gwałtownie się pogorszyła. 25 sierpnia 1991 wieczorem, a więc w nieco ponad dwa tygodnie po zamordowaniu polskich franciszkanów, wracał samochodem z pobliskiej wioski Vinzos, gdzie odprawił mszę św. i ochrzcił kilka osób. Nagle na drodze, którą jechał, pojawiły się dwa wielkie kamienie, blokując mu przejazd, a gdy kapłan wysiadł z pojazdu, podeszło doń kilku terrorystów ze Świetlistego Szlaku, którzy z zimną krwią go zastrzelili.

***

Kolegą seminaryjnym przyszłych błogosławionych franciszkanów był o. prof. Zdzisław Kijas OFMConv., relator ich procesu beatyfikacyjnego w watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. To on ćwierć wieku temu zaniósł rodzicom obu męczenników wiadomość o ich śmierci.

„Michała Tomaszka i Zbyszka Strzałkowskiego znałem bardzo dobrze, bo od pierwszych lat szkoły średniej. Były to osoby bardzo różne, gdy chodzi o charakter, sposób wyrażania się, kontaktowania się ze środowiskiem. Michał miał charakter kontemplatywno-matematyczny, Zbyszek był jak przedsiębiorca, od razu organizował ludzi wokół siebie. Kiedy przyszła informacja o śmierci, byłem wtedy w Krakowie. Byłem też jedynym, który ich znał, bo byłem kolegą kursowym. Dlatego przełożony poprosił, abym udał się z tą smutną informacją do rodziców. Najpierw pojechałem do domu Michała. Zastałem tam mamę, która – wydawało się – jakby oczekiwała czegoś takiego. Przyjęła to z dużym spokojem. Zaczęliśmy się modlić. Po przekazaniu tej informacji pojechałem do Zawady koło Tarnowa, aby porozmawiać z rodzicami Zbyszka. Miałem takie wrażenie, że jego mamie, jak w filmie, przesuwała się klisza z wyjazdu syna, jego decyzji o wyjeździe, dla rodziców bardzo trudnej, a dla niego bardzo ważnej. Wszyscy tam obecni płakaliśmy po tym, co się zdarzyło, i próbowaliśmy odczytać wolę Bożą w śmierci syna inteligentnego, młodego przedsiębiorczego i twórczego w tym, czego chciał dokonać w Peru” – powiedział o. Kijas. 

Kursowym kolegą błogosławionych Zbigniewa Strzałkowskiego i Michała Tomaszka był też obecny spowiednik w Bazylice Watykańskiej, o. Roman Wadach OFMConv. Tak ich wspomina:

„Ze Zbyszkiem spotkałem się pierwszy raz we wrześniu 1980 r. Byliśmy razem przez 5 lat w seminarium. Michała poznałem rok później, bo on przyszedł do nas w 1981 r. Było nas ponad 100 kleryków, ale oni wyróżniali się. Zbyszek dojrzałością, bo to był człowiek uporządkowany, wiedzący czego chce, bardzo pobożny. Michał był bardziej artystą. Z Michałem związana jest taka ciekawa historia, o której ja nigdzie nie czytałem. Należał do grupy misyjnej. Grupa ta postanowiła nagrywać codziennie audycje Radia Watykańskiego o godz. 16:15. Pamiętam, że oni dysponowali magnetofonem z radiem, to był rarytas w tamtych czasach. Michał z drugim klerykiem nagrywali to, odsłuchiwali, przepisywali na maszynie całą audycję, wieszali na naszej tablicy informacyjnej i każdy z nas mógł wiadomości Radia Watykańskiego odczytać. Czasami był problem zakłócania. Wiadomo, że w tamtych czasach, a myślę o latach 1981-85, te audycje były jednak zagłuszane. Michał po jakimś czasie doszedł do takiej wprawy, że nawet gdy były jakieś audycje zagłuszane, to on już mniej więcej wiedział, jak się w nie wsłuchać, i trafnie odczytywał te informacje” – powiedział o. Wadach.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama