Wielokulturowi

Rodzi się pytanie o wizję wychowania, kształt rodzimej kultury, narodowej tradycji i staje się oczywiste, że takiej wizji po prostu nie ma.

Reklama

Potomkowie wyznawców tak zwanego światopoglądu naukowego mają się dobrze. Jedyna różnica polega na zastąpieniu naukowości "europejskością". Dalej jest ten sam wróg, czyli ciemnogród,  pod fundamenty bycia tu i teraz kładący przesłanki kulturowe i religijne.

Do takich wniosków doszedłem słuchając trwającej od pewnego czasu dyskusji o tym, jak młode – i nie tylko pokolenie – wychowywać do wielokulturowości. Zgadzając się z inicjatorami debaty w punkcie wyjścia, czyli uznając wielokulturowość za fakt i wyzwanie zarazem, co do reszty mam wiele wątpliwości, a nawet ośmielam się mieć inne zdanie. Problem jak zwykle tkwi w szczegółach.

Wychowanie do wielokulturowości można rozumieć dwojako. Po pierwsze jako rozwijanie własnej kultury z zachowaniem szacunku dla przedstawicieli innej. Dotyczy to spraw wiary, zachowań, wyznawanego systemu wartości, przywiązania do kulturowej tradycji. Przykładem wielokulturowości może być Rzeczpospolita Obojga Narodów. Choć właściwie mówić trzeba o czterech, bo oprócz Polaków i Litwinów byli jeszcze Rusini i Żydzi, gdzieniegdzie przemieszani w dodatku z Tatarami. Napięcia owszem – były, ale zasadniczo każdy pozostawał sobą, co drugiemu zbytnio nie przeszkadzało.

Problem w tym, że taki model wielokulturowości nie odpowiada współczesnym „Europejczykom”. W ich rozumieniu polegać ma ona na zwolnieniu z wychowania w rodzimej kulturze na rzecz poznania i osobistego wyboru. Przy czym owe poznanie staje się coraz trudniejsze w sytuacji, gdy usuwa się symbole i marginalizuje lokalne tradycje, budując argumentację na przeciwstawianiu europejskości średniowieczu. Zapominając przy okazji, że to właśnie schyłek ostatniego zaowocował pojęciem i zarazem instytucją, do dziś z uznaniem określaną universitas. Sami zaś krytykujący tamten czas starają się nie pamiętać o jednym z epigonów epoki, z brzytwą w ręku walczącego z pojęciem prawdy i wartości uniwersalnych.

Wracając do tematu. Jeśli zgodzić się z argumentacją „Europejczyków” należy zakazać wychowania w duchu narodowych i religijnych tradycji, co najwyżej wspominając o nich w podręcznikach i muzeach. Salony sztuki współczesnej już należy wyłączyć, bo w nich z zasady ma królować łamiąca tabu i przekraczająca wszelkie granice instalacja. Rodzi się pytanie o wizję wychowania, kształt rodzimej kultury, narodowej tradycji i staje się oczywiste, że takiej wizji po prostu nie ma. Ideałem jest człowiek bez kulturowego, moralnego i religijnego kręgosłupa, w imię wielokulturowości nie potrafiący – więcej, nie mający najmniejszej ochoty – bronić swojej tożsamości. Co w przypadku konfrontacji z innymi religiami i kulturami często jest skutecznie wykorzystywane.

Wniosek nasuwa się prosty. Zagrożeniem nie jest wielokulturowość. Zagrożeniem jest jej „europejskie” rozumienie.

Na koniec dwie wypowiedzi.

Premier Włoch Matteo Renzi powiedział niedawno w jednym z wywiadów, że Islam nie będzie zagrożeniem jeśli zostaną podwojone wydatki na kulturę, a każdemu przeznaczonemu na ten cel euro odpowiadać będzie ta sama kwota przeznaczona na zbrojenie. Oczywiście jest to pogląd staroświecki, wręcz średniowieczny. Propozycją alternatywną „Europejczyków” jest totalne rozbrojenie, usunięcie z przestrzeni publicznej wszelkich oznak religijności, a nawet – co przyszło do głowy pewnej grupie hiszpańskich polityków – usunięcie krzyży z cmentarnych grobów.

A papież Franciszek? Zapytany w drodze do Nairobi czy boi się zamachu terrorystycznego odpowiedział, że bardziej boi się ukąszenia komara.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7