O ciągłym odczytywaniu fenomenu bł. Karoliny Kózkówny z Elżbietą Wiater rozmawia Agata Puścikowska.
Do Karoliny przyjeżdżają ofiary różnorakiej przemocy, również rodziny nieżyjących ofiar. Po co?
Osoby, które doświadczyły krzywdy, do końca życia będą musiały walczyć o siebie. Do tej walki potrzeba mocy Chrystusa. Doświadczenie przemocy skutkuje często tym, że ofiara, nie potrafiąc poradzić sobie z emocjami, wchodzi w mechanizmy autodestrukcji. Rodziny ofiar doświadczają podobnych stanów. Gwałt jest tu szczególnym doświadczeniem – nawet pobicie nie ma tak niszczącego wpływu na ofiarę, nie upokarza jej tak głęboko i nie ma tak dużych konsekwencji dla relacji w rodzinie. Tymczasem oprócz terapii osoby po traumie potrzebują poczucia, że są przyjęte i ktoś potrafi z nimi współodczuwać, rozumie je. Dlatego ofiary różnorakiej przemocy, ale i ich rodziny, zwracają się do Karoliny, czując, że przecież ona po prostu wie, co przeżywają... Ponadto może pomóc swoją modlitwą i, sądząc po świadectwach, robi to.
A może Karolina wcale nie walczyła o czystość, tylko po prostu o... życie?
Na początku na pewno nie. Żołnierz zabrał ją do lasu, żeby nie mieć świadków, żeby w sądzie było tylko jego świadectwo przeciwko jej słowu. Sądząc po innych przypadkach z tego czasu kobiety były gwałcone, a potem po prostu porzucane. Do zabójstwa doszło, bo dziewczyna broniła się, a potem uciekała. To doprowadziło napastnika do takiej wściekłości, że uderzenia jego szabli pozostawiły ślady nawet na kościach Karoliny.
Do Karoliny przyjeżdżają również ofiary wypadków komunikacyjnych. Możesz to wytłumaczyć?
Mogę, bo sama byłam ofiarą katastrofy pod Szczekocinami. Otarłam się o śmierć. Byłam w miażdżonym wagonie, krew zalewała mi gardło i nie mogłam zaczerpnąć oddechu. Jeden z pasażerów spadł na moją głowę, zaczęłam tracić świadomość. Na szczęście ten człowiek w ostatniej chwili podciągnął się do góry. Gdy teraz czytałam opis męczeństwa Karoliny, moje doświadczenia pozwoliły mi się wczuć w jej dramat. Ostatnia z otrzymanych przez nią ran spowodowała krwotok do gardła i duszenie się. Różnica jednak polegała na tym, że ja byłam otoczona przyjaznymi ludźmi, solidarnością innych poszkodowanych i ratujących. Ona natomiast była sama, samiuteńka. Osamotniona jak Jezus podczas drogi krzyżowej. Dzięki temu zna lęk, ból, a przede wszystkim bardzo bolesne poczucie bezradności towarzyszące ofiarom. Często nie są one winne cierpieniu, którego doświadczają. Potem bardzo trudno jest wrócić do pokoju i harmonii. Wtedy warto mieć w niebie kogoś, kto doświadczył podobnych odczuć. Kto nas rozumie i za nami się wstawia.
Karolina działa?
I to jak! Jej postać w szczególny sposób przemawia do młodych. Spotkałam wiele osób, które po poznaniu historii jej męczeństwa postanowiły żyć w czystości aż do ślubu. Skoro ona postanowiła wybrać czystość i AŻ TAK o nią walczyć, one też chcą podjąć ten wysiłek. Wbrew pozorom zresztą ich walka o siebie nie będzie wcale łatwa. Współcześnie rezygnacja ze współżycia jest postrzegana jako dziwaczenie. Tak na marginesie – myślę, że dlatego tak ostro atakowany jest celibat: osoby żyjące w czystości są chodzącymi dowodami na to, że możliwy jest sposób życia, który główny nurt kultury pokazuje jako śmieszny, niewiarygodny. Przecież „wszyscy” współżyją, „trzeba” to robić, żeby „być normalnym”. Karolina pokazuje, że nie trzeba. Możemy się formować, świadomie wybierać zachowania, które pozwalają żyć w czystości. Może pojawić się zarzut, że – tak jak w przypadku błogosławionej – takie decyzje prowadzą do śmierci. Tak, ale tylko wtedy, gdy trafimy na kogoś takiego jak ten żołnierz, który za wszelką cenę chciał współżyć, co ostatecznie uczyniło z niego mordercę. On „musiał”.
Kryzys postrzegania czystości jako wartości jest rzeczywiście uderzający.
Częściowo wynika to z jej słabego PR-u. Warto mówić nie tyle o tym, czego trzeba się wyrzec, by żyć w czystości, ale co takie życie daje. Przekłada się na sposób relacji z sobą i innymi ludźmi, kształtuje całe społeczeństwo. Człowiek czysty nikogo nie traktuje przedmiotowo. Nie używa innych, lecz buduje przyjaźń, relacje, dostrzega dobro wspólne i wartość wspólnoty, także rodzinnej. Pisząc książkę, natrafiałam na wiele świadectw ludzi, którym brak czystości rozpaprał życie. I dopiero ingerencja Karoliny pozwoliła wiele spraw wyprostować.
Karolina Kózkówna będzie świętą?
Jestem tego absolutnie pewna. Dzieje się wiele cudów za jej wstawiennictwem i jej kult jest żywy. Poza tym Karolina świetnie nadaje się też na patronkę emigrantów. W czasach gdy żyła, ludzie masowo wyjeżdżali za chlebem. Nawet jej rodzona siostra popłynęła do Ameryki. Po śmierci Karoliny jej wstawiennictwa doświadczali także emigranci. Odzyskiwali zdrowie, nawracali się. Bardzo poruszająca jest też, już współczesna, historia emigrantki, którą Karolina ocaliła przed śmiercią w wypadku samochodowym. Obecnie wielu Polaków wyruszyło za granicę w poszukiwaniu lepszego bytu. Karolina Kózkówna może być dla nich duchową opiekunką. Szczególnie dla tych, którzy na obczyźnie chcą zachować swoją wiarę i tożsamość.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).