Muszę dbać o owce, zeby się nie zgubiły, ale pięknie do domu wróciły – mówi baca Tadeusz Szczechowicz. – Jak mam ich 500, kazdo tak samo wazno. I tydzień szukam jednej, jak odejdzie od stada.
Kiedy pytam, co jest dla niego najważniejsze, mówi, że rodzina, i chwali się dwiema córkami, dwoma synami i siedmiorgiem wnucząt. Ale kiedy siedzi na wypasie w Ujsołach, z rodziny widzi tylko najmłodszego syna i od czasu do czasu przyjeżdżającą na kilka dni żonę. Na co dzień ogląda swoje owce. – Znam każdą, mam je w głowie zakodowane – opowiada. – W Zakopanem, jak oddaję je gospodarzom, to wielu nie rozpoznaje swoich owiec, ale jo je znam. Jak je odróżniam? Po personie. Jak ma pani męża, to go zawsze pani rozpozna. Ale on jeden, a tu 500 owiec. Każdo jest inno, jedna chodzi koślawo, druga prosto. Jak się zna rodziców, to się wie, które jagnię jest po której matce. Zresztą ludzi też się rozpozna. – Ale ludzie noszą różne ubrania, a owce wszystkie w białych futrach – przerywam. – Jak się patrzy na każdą całe pięć miesięcy, to się ją musi zapamiętać – mówi.
Cały czas mam wyrzuty sumienia, że kiedy przyszłam do bacówki, obudziłam bacę z drzemki nad paleniskiem, nad którym wędzą się oscypki. – To dlatego, że tak wcześnie rano się wstaje, to se później musze podrzemać – tłumaczy. – Jak wygląda nos dzień? Wstajemy trzecia, pół czwartej rano, to nawet ptaszki jeszcze nie śpiewają. Czasem jak leje, kwasi, to jeszcze później się odzywają. Dwóch nas doi, a jeden musi owce naganiać. Mnie już rączki bolą, bo tyle lat pracuję, a tu trzeba rano oscypki robić, no to juhasi doją. Bo te owce to tajemnica. Rano się taka napasie trawą, a wieczór już serek z tej trawy można zjeść. Owce się hoduje na mleko, mięso, skórę, wełnę. Skóra dziś nic nie warta, liczą się sery i baranina. Średnio jak jest zdrowa, to owca może żyć i 10 lat. Ale jak choruje, to się ją redukuje, jak ma 7, 8 lat. Żal, bo się cłek przyzwyczai, ale nie da się inaczej.
Do nieba wlezę
Przychodzi mi do głowy obraz Jezusa Dobrego Pasterza z owcami u boku, który tutaj łatwiej zrozumieć. – Pan Jezus też pasł owieczki – mówi baca. – To my, ludzie, jesteśmy jak one. A jakie owce naprawdę są? – zamyśla się. – Bądźcie łagodni jak owce, mówił Pan Jezus, ale może myślał o dwóch albo trzech, nie całym stadzie. Kiedyś, jak byłem jeszcze nieożeniony, przyszła do mojej bacówki siostra zakonna i mnie pyta, jak mi się żyje. Ja jej na to szczerze, że przy tych bestiach to się można do piekła dostać. Łoćki zdenerwują i człowiek się napnie, rozeźli. Trudno jednemu 500 owiec paść. No to łona mi powiedziała, co do dziś pamiętam: „Pan pójdzie prosto do nieba, bo tu na ziemi czyściec przechodzi przy tych owcach”. To jo myślę, że do nieba jednak se wlezę. No bo one trudne są. Jak jedna idzie w te stronę, to druga w tamte, no to trzeba czasem przykląć, zakrzyczeć, bo nie ma innej rady. Każda ma inny charakter. Mówisz: „zrób tak”, „idź tam”, a ona nie chce słuchać i robi na przekór. Tak jak ludzie, też są nieposłuszni. Jak czasem gwizdnę, żeby przyszły ku mnie, to jedna popatrzy na mnie i zacznie uciekać w przeciwnym kierunku. Jak się je doi, to jedna czeka grzecznie, a druga ucieka i jakby jej nie śmignąć dobrze pręciem, to nie przylezie. Do każdej trzeba mieć sposób. One uczą dużej pokory, bo denerwują, nie słuchają. Człowiek pani nie słucha, a co dopiero bydlę? A czasem która się zgubi. W tym roku dwie nam się straciły i do dzisiaj nikaj ich nie ma. A gdzie poszły, nie wiadomo. One były z nami od małych jagniątek i nagle nie wiadomo, gdzie odskoczyły i przepadły. To wtedy trza dać ogłoszenie w kościele.
W stadzie na 500 owiec jego własnych jest ponad 100. Kiedy wraca z nimi do Ratułowa, zaraz wpada w kołowrót innych obowiązków. – W zimie trochę później niż tu, bo o szóstej trzeba wstać. Zejdzie ze dwie godziny krowom posługiwać. Bo zwierzętom stale trza służyć, trzeba im dać jedzenie, picie, oporządzić. Jak chce mieć pani bydło ładne, musi mu pani służyć. O wszystko w życiu tak trzeba dbać. Jest takie przysłowie: „Jak się krowie nie da między rogi, to nie siadaj między nogi”. To znaczy, że jak się krowy nie nakarmi, to nie będzie mieć mleka, rozumie pani? Owce w zimie się nie doją, ale się kocą, najwięcej w lutym, marcu, wtedy trzeba stale je doglądać. Nieraz odbierałem małe owieczki. Trza było w nocy wstać, a jak źle się działo, to zwierzęciu pomagać. Czasem jagniątko idzie na świat źle, to mu trzeba drogę poprostować. Nieraz mu idzie główka sama, noski nie idą, czasem i tyłem chce przyjść, ale to mom wytrenowane. Kiedy się mówi, że Pan Jezus to dobry pasterz, to myślę, że jo musze być jak Pan Jezus – dbać o swoje owce. Bo tu, wie pani, to się syćko od Boga robi. Wychodzi się rano, to się święci owieczki, przy dojeniu zdrowaśki i paciorki każdy odmawia. Tak po katolicku się tu żyje. Tu nie jest tak: „Jak trwoga, to do Boga”. Tu stale trza od Boga zaczynać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).