O posiłkach z tubylcami, dobrych kontaktach z muzułmanami i życiu daleko od cywilizacji z Justyną Brzezińską, świecką misjonarką pracującą w Czadzie rozmawia Klaudia Cwołek
Na czym polega Pani praca?
Jestem odpowiedzialna za ośrodek dla dzieci niepełnosprawnych w Laï; to jest coś w rodzaju internatu. Pod opieką mam 30 dzieci, które wyjeżdżają do domu tylko na przerwę świąteczną. U nas mieszkają i mają zajęcia dodatkowe i wyrównawcze. Dochodzą do nas także dzieci z naszej miejscowości. Moim zadaniem jest organizacja pracy ośrodka i ich czasu.
Jakiego rodzaju jest to niepełnosprawność?
W większości ruchowa, głównie niedowłady, które przede wszystkim wynikają z przebytego polio. Czasem są inne uwarunkowania, w tym także urazy po gwałtach. Niestety, zdarzają się sytuacje, że dzieci, zwłaszcza dziewczynki, są gwałcone w domach czy sąsiedztwie.
Ile osób jeszcze pracuje w ośrodku?
Obecnie jestem jedyną Europejką, mam do pomocy na etacie dwie miejscowe osoby i kilku nauczycieli na każdym poziomie. W biurze siedzę, jak już muszę. Pod moją opieką są młodsze dzieci, które nie chodzą do szkoły i niekoniecznie są niepełnosprawne. A to dlatego, że jedna z moich pracownic przyjmuje do siebie do domu sieroty. To długa historia, ale ta kobieta jest niesamowita. Dzieli się tym, co ma. Obecnie ich wszystkich w domu jest dwudziestka. I te dzieci przychodzą rano do mnie na zajęcia, uczę je pisać, czytać, uczę różnych plastycznych umiejętności. Po południu dwa razy w tygodniu mamy zajęcia z nauki zawodu: robienia na drutach czy szycia, a trzy razy – zajęcia wyrównawcze. Wtedy teoretycznie mam wolne, ale praktycznie zajmuję się maluchami, bo grupa jest za duża na jednego nauczyciela. A to jest dla mnie wyzwanie, bo te małe dzieci jeszcze nie mówią po francusku, a ja nie mówię w ich dialekcie. Oprócz tego mam jeszcze grupę najstarszych dzieci, w sumie już młodzieży, na zajęciach z przysposobienia do zawodu. W sobotę po południu prowadzę katechezę, przygotowuję dzieci do niedzielnej liturgii. A wieczorem oglądamy jakiś film.
Ma Pani swój wolny dzień?
Teoretycznie niedzielę, ale nie zawsze.
Po pobycie w Ghanie zachwycała się Pani tym, że tam nie ma wyścigu szczurów.
W Czadzie też nie ma, ludzie żyją bardzo powoli, mają na wszystko czas. Jeśli proszę o jakąś naprawę i ktoś mówi, że przyjdzie dziś lub jutro, to wiem, że może do końca tygodnia się zjawi lub też nie. Można więc uczyć się cierpliwości. Czasem potrzebuję coś na już, a tam nie ma takiego pojęcia. Na elektryka czekałam na przykład trzy tygodnie. Internet satelitarny mamy, ale taki, że mogę co najwyżej ściągnąć pocztę albo porozmawiać przez Skype’a.
A do najbliższych Europejczyków jest daleko?
Na szczęście biskup Laï jest Hiszpanem i jest w pobliżu, bo mieszkam obok katedry. Laï to miejscowość, którą co do wielkości porównuję z naszymi Ziemięcicami, choć w tamtych warunkach należy do większych. W mojej diecezji pracuje dwóch księży z Polski, ale odległości są duże. Co najmniej trzy godziny dojazdu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).