O posiłkach z tubylcami, dobrych kontaktach z muzułmanami i życiu daleko od cywilizacji z Justyną Brzezińską, świecką misjonarką pracującą w Czadzie rozmawia Klaudia Cwołek
Jak wygląda tam życie religijne?
Ludzi w kościele w Laï jest dużo, na wioskach wygląda to trochę inaczej, także ze względu na odległości, jakie muszą pokonać, by dojść na Mszę. Wiele jest jeszcze osób nieochrzczonych, jednak w ciągu roku jest sporo nowych chrztów. Są takie Msze, podczas których chrzci się od 60 do 80 dorosłych i młodzieży. Osobiście byłam tylko na jednej Mszy, gdzie chrzczone były malutkie dzieci do 2., 3. roku. Msza też wygląda inaczej niż w Polsce. W niedzielę trwa co najmniej 2 godziny, są procesja z darami, tańce, dużo śpiewu. W tygodniu jest krócej. Wszystko odbywa się w ich lokalnych językach.
Z oficjalnych statystyk wynika, że chrześcijanie w Czadzie stanowią mniejszość, ale w waszym regionie te proporcje wyglądają chyba inaczej.
To jest może pół na pół z muzułmanami. Ale to trudno policzyć. W całym kraju chrześcijan będzie do 20 proc., choć podawane są różne liczby.
Czy na co dzień doświadczacie jakichś napięć na tle religijnym?
Nie, w każdym razie ja się z tym nie spotkałam. Na samym początku mojego pobytu zdarzyły się sytuacje konfliktowe, ale nie na tle religijnym, tylko bardziej klanowym. Była strzelanina, miałyśmy zakaz wychodzenia. Ponieważ w tym czasie byłam chora, więc to przespałam.
Czy różne społeczności religijne na co dzień się przeplatają, czy każda żyje w swoim świecie?
Ludzie muszą ze sobą współgrać. Na przykład targi i sklepy należą do muzułmanów. Więc idąc na zakupy, kontaktujemy się ze sobą. Przy czym dla mnie oni są bardzo mili, choć musiałam się przyzwyczaić do tamtejszego sposobu handlowania, co nie było na początku łatwe.
Wybrała Pani taki styl życia...
Proszę tylko nie pytać dlaczego. Sama do końca nie wiem. To jest chyba kwestia powołania, jedynie tak mogę to wytłumaczyć, bo nie jest łatwo zrezygnować z życia, które ma się ułożone.
Zwłaszcza że w Polsce Pani też pomagała osobom niepełnosprawnym.
Przez kilka lat przed wyjazdem pracowałam z najmniejszymi dziećmi do 6.– 7. roku życia, które są niepełnosprawne i mają jednocześnie różne problemy wzrokowe.
Może właśnie przy tych dzieciach nauczyła się Pani widzieć dalej i głębiej?
To jest prawda, że one dużo uczą. Tak samo jest w Afryce. To nie jest tylko tak, że ja coś daję, ale sama też wiele dostaję i od dzieci, i od rodziców. Nie żałuję wyboru, już chciałabym jechać z powrotem.
Justyna Brzezińska urodziła się w Gliwicach w 1986 roku. Studiowała oligofrenopedagogikę i pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą w Krakowie. Pracowała w Domu Małego Dziecka, prowadzonym przez siostry służebniczki w Gliwicach, i w Regionalnej Fundacji Pomocy Niewidomym w Chorzowie. Na studiach zaangażowała się w Salezjański Wolontariat Misyjny w Świętochłowicach, dzięki któremu w 2009 roku przez półtora miesiąca była w Ghanie. Ukończyła też dziewięciomiesięczny kurs w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. Do Czadu wyjechała we wrześniu ubiegłego roku, wysłana oficjalnie przez biskupa gliwickiego jako świecka misjonarka. Obecnie przebywa na urlopie w Polsce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).