– Bardzo kochamy nasze dzieci, jednak mamy i taty nikt nie jest im w stanie zastąpić. Nawet gdy już się usamodzielnią, często wracają, by opowiadać, że im się w życiu udało i mają własny szczęśliwy dom – mówi s. Ewa Brant.
Kogoś może zdziwić, że pod ścianą zakonnego domu stoją dziecięce rowerki, a w ogrodzie na sznurach suszą się ubranka maluchów. Na ścianach domowego korytarza wisi cała masa zdjęć, takich rodzinnych, a to z wizyty Mikołaja, a to ze spotkania przy wigilijnym stole czy wakacyjnego wyjazdu. Wszyscy radośni i uśmiechnięci cisną się najbliżej sióstr. Ten dom zakonny dla wielu z nich jest miejscem, gdzie mogą doświadczyć akceptacji, miłości i bliskości.
Mamy nikt nie zastąpi
Siostry pallotynki, jak w skrócie brzmi nazwa zgromadzenia, przybyły do Rudnika nad Sanem dokładnie 15 lat temu, gdy w wybudowanym przez ks. Czesława Walę budynku zaplanowano zorganizować dom dziecka. – Naszym charyzmatem jest szeroko pojęte apostolstwo. Podejmujemy wyzwania z misją ewangelizowania świata, w którym żyjemy. Takie zadanie ks. Wincenty Pallotti wyznaczył zgromadzeniu, które powstało blisko 200 lat temu. Pierwszą posługą, jaką podjęły apostolsko nastawione kobiety, które dały początek zgromadzeniu sióstr w Rzymie, było prowadzenie domu dla sierot. Odczytałyśmy więc, że poprowadzenie domu dziecka w Rudniku będzie wielkim dziękczynieniem Bogu za zgromadzenie i powrotem do charyzmatu – dodaje Ewa Brant, dyrektor Domu Dziecka w Rudniku nad Sanem.
Pod opieką sióstr znajduje się obecnie dwadzieścia sześcioro dzieci w wieku od 4 do 21 lat. – W naszej placówce są tzw. sieroty społeczne, których rodzice z różnych przyczyn nie są w stanie wypełniać obowiązków rodzicielskich. Pragniemy stworzyć im prawdziwy dom, choć wiemy, że mamy i taty nikt nie zastąpi. I mimo że czasem w domu przeżywały traumatyczne wydarzenia, nadal tęsknią za rodziną – podkreśla siostra. – Troszczymy się, aby te dzieci uwierzyły w to, że są kochane. Otaczamy każde z nich opieką, staramy się je przygotować do życia po usamodzielnieniu. Oczywiście jak w każdym domu doświadczamy ich młodzieńczych buntów czy odrzucania wartości. Jesteśmy dla nich 24 godziny na dobę. Dając im miłość, przyjaźń i opiekę, chcemy pokazać, jak bardzo Pan Bóg je kocha – dodaje siostra.
Posłane do wszystkich
Praca sióstr to nie tylko opieka nad sierotami. Realizując założenia założyciela, każdą pracę traktują jako ewangelizację. – Nasz założyciel był prekursorem myśli, które znalazły odzwierciedlenie na Soborze Watykańskim II, że każdy jest powołany do głoszenia Ewangelii i powinien robić to na wszelkie możliwe sposoby. To przyświeca cały czas działaniom naszego zgromadzenia – podkreśla s. Beata Witebska, przełożona rudnickiej wspólnoty pallotynek. – Kiedy stanęłam przed decyzją wyboru drogi życia, nie bardzo wiedziałam, w jakim kierunku mam iść. Prosiłam Pana Boga, aby mi pokazał, w jaki sposób wykorzystać dary, którymi mnie obdarzył. Przyjaciółka dała mi folder sióstr pallotynek. Pojechałam do Częstochowy, stawiając jednej z sióstr chyba z tysiąc pytań. Potem pojechałam do domu sióstr w Warszawie i poczułam się jak w rodzinie; wtedy już wiedziałam, że chcę zostać właśnie w tym zgromadzeniu. Chciałam pracować z potrzebującymi, jak Matka Teresa z Kalkuty. Pan Bóg pozwala mi realizować te marzenia, bo najpierw posługiwałam w hospicjum, potem w Domu Pomocy Społecznej, a teraz w domu dziecka. To daje wiele radości i spełnienia w obranym powołaniu – opowiada s. Beata.
Zakonnym okiem
s. Beata Witebska, przełożona domu
– Naszym charyzmatem jest szeroko pojęte apostolstwo. Zakonnym mottem są słowa założyciela ks. Wincentego Pallottiego: Ad infinitam Dei gloriam, czyli wszystko na nieskończoną chwałę Bożą. To hasło mamy wypisane na krzyżu noszonym na piersi. Do Polski siostry trafiły dzięki księżom pallotynom, którzy zaprosili je do podejmowania dzieł ewangelizacyjnych. Pierwszy dom powstał w Rajcy koło Nowogródka na terenach dzisiejszej Białorusi. Dziś siostry pallotynki posługują niemal wszędzie. Można spotkać je w instytucjach i biurach kościelnych, a także w szpitalach i domach pomocy. Pomagamy także w pracy misyjnej, między innymi w Kamerunie, gdzie prowadzimy trzy misyjne wspólnoty. Nasz strój to czarna suknia i welon z białą wypustką oraz biały kołnierzyk. Latem nosimy szare habity. Ten strój obowiązuje od lat 70. ub. wieku, gdy zreformowano zakonne habity. W diecezji posługujemy tylko w jednej placówce. W rudnickim domu dziecka pracuje nas pięć sióstr.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.