O radykalnym uwielbieniu, które zmienia atmosferę, i o Bogu, który walczy za nas, gdy wychodzimy ze strefy komfortu, opowiada Maria Vadia w rozmowie z Weroniką Pomierną .
Potem trafiłaś na spotkanie katolickiej wspólnoty charyzmatycznej. Kogo tam spotkałaś?
Radosnych katolików. Do tej pory znałam tylko smutnych i przygniecionych życiem. Ludzie, których tam poznałam, modlili się prosto z serca. Mówili Bogu, że Go kochają, że jest ich Panem. Podobało mi się to.
To właśnie tego nam brakuje? Autentyczności?
Świat musi zobaczyć ludzi, o których powie: to są prawdziwi chrześcijanie. Ludzie, którzy chodzą po ziemi tak, jak robił to Jezus. Ja tak pomyślałam o tych katolikach, których poznałam w grupie charyzmatycznej.
Dołączyłaś później do tej wspólnoty?
Przychodziłam i uwielbiałam razem z nimi. Wiedziałam, że muszę tam być. Gdy Duch Święty daje ci zrozumienie, kim naprawdę jest Jezus, chcesz Go wychwalać. Bez tego objawienia nie będzie cię do tego ciągnąć.
Mówisz, że ludzie, którzy chcą doświadczyć radykalnej zmiany w swoim życiu, powinni zacząć od uwielbiania Boga. Uwielbienie naprawdę wyprzedza przełom?
Tak było w moim życiu. Gdy po 10 latach rozpadło się moje małżeństwo i czekałam na orzeczenie sądu w sprawie podziału majątku, było mi naprawdę ciężko. Prawnik, któremu zaufałam, zapewniał mnie, że udało się wypracować dobry kompromis. Podpisałam więc dokumenty. Okazało się, że był to stek kłamstw. Zgodnie z ugodą przysługujące mi alimenty byłyby żenująco niskie. Bardzo niesprawiedliwie podzielono też nasz majątek. Gdy zorientowałam się, jak wygląda sytuacja, byłam przerażona. Tu chodziło o przyszłość moich dzieci i moją. Ale już nie dało się tego zmienić. Mój syn patrzył na mnie z wyrzutem: „Mamo, jak mogłaś być tak głupia, żeby to podpisać?”.
Musiało mocno zaboleć.
Nigdy w życiu nie czułam się tak źle. Powiedziałam wtedy Jezusowi: „Gdybym Cię nie znała, to skoczyłabym od razu z 10 piętra. Teraz rozumiem, że ludzie idą do baru, gdy jest »happy hour« i upijają się do nieprzytomności. Nie mają nadziei. Ale ja Cię znam! Wiem, że mimo iż podpisałam tę ugodę i to jest dokument na całe życie, to z Tobą wszystko jest możliwe. Wiem, co mówi słowo Boże: mamy uwielbiać w każdym położeniu. Zacznę Ci dziękować”. I choć przez kilka kolejnych dni płakałam, jednocześnie dziękowałam Bogu.
Za co?
Za to, że On panuje nad tą sytuacją, i za to, że mnie uratuje. Trzymałam się wiary. Bóg kocha sprawiedliwość. Mówiłam Panu: „Abraham był kłamcą, Izaak był kłamcą, Jakub też, ale mimo wszystko Ty współpracowałeś z nimi. Ja nawet nie skłamałam w tej sytuacji. Moją winą jest to, że zabrakło mi mądrości. Ale ty kochasz wszystkich. Również głupców. Wiem, że Ty mnie uratujesz”. Wkrótce zadzwonił do mnie mąż mojej koleżanki, prawnik. Powiedział: „Przejmę twoją sprawę, ale Jezus będzie musiał za Ciebie walczyć”. W tym sądzie nigdy nie zdarzyło się, żeby stwierdzono nieważność takiej umowy. Wyjątek stanowiły sytuacje, gdy dokument podpisała osoba, która była pod wpływem narkotyków, została zastraszona lub działała pod przymusem. Mnie to nie dotyczyło. Mówiłam Panu: „Wiem, co mówi Twoje słowo. Znam historię Pawła i Sylasa, którzy uwielbiali Cię w więzieniu, tak że w wyniku trzęsienia ziemi zachwiały się fundamenty i zostali uwolnieni. Wiem, że wszystko jest możliwe. Potrzebuję jednak usłyszeć Twój głos”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.