Jak Dawid!

publikacja 02.08.2015 06:00

O radykalnym uwielbieniu, które zmienia atmosferę, i o Bogu, który walczy za nas, gdy wychodzimy ze strefy komfortu, opowiada Maria Vadia w rozmowie z Weroniką Pomierną
.

Maria Vadia
-urodziła się na Kubie, mieszka w Stanach Zjednoczonych. Jest związana z katolicką Odnową Charyzmatyczną i Posługą Kobiet Katolickich Magnificat. Posługuje w wielu grupach modlitewnych, w domu dla bezdomnych chorych na AIDS oraz w areszcie śledczym dla kobiet w Miami. Jest autorką ośmiu książek. Głosiła rekolekcje w 29 krajach świata. W Polsce współdziała z Armią Dzieci, która jest częścią Instytutu Ewangelizacji Świata ICPE – Misja Polska. Miłosz Kluba /Foto Gość Maria Vadia
-urodziła się na Kubie, mieszka w Stanach Zjednoczonych. Jest związana z katolicką Odnową Charyzmatyczną i Posługą Kobiet Katolickich Magnificat. Posługuje w wielu grupach modlitewnych, w domu dla bezdomnych chorych na AIDS oraz w areszcie śledczym dla kobiet w Miami. Jest autorką ośmiu książek. Głosiła rekolekcje w 29 krajach świata. W Polsce współdziała z Armią Dzieci, która jest częścią Instytutu Ewangelizacji Świata ICPE – Misja Polska.

Weronika Pomierna: Trzy i pół roku po tym, jak doświadczyłaś miłości Boga, Twoje małżeństwo rozpadło się. Zostałaś sama z czworgiem dzieci. Wielu było takich, którzy patrzyli na ciebie z politowaniem i mówili „Biedna Maria!”?


Maria Vadia: Niektórzy dodawali, że pewnie już nic dobrego mnie nie spotka. Pan Bóg wziął jednak w swoje ręce to, co było ruiną, i odbudował moje życie.


A Ty, zamiast narzekać, postawiłaś na uwielbienie. Dla wielu ludzi to szaleństwo. 


Starałam się robić to, co mówi Biblia. W Pierwszym Liście do Tesaloniczan jest napisane, że mamy dziękować Bogu w każdych okolicznościach. W każdych! Gdy zaczęłam to robić, zrozumiałam, że Bóg zasiada na tronie mojego życia, niezależnie od tego, z czym muszę się zmierzyć. Skoro należę do Niego, to On się mną zaopiekuje.


Doświadczyłaś, że nie jest to tylko 
slogan?


Wielokrotnie! Gdy zbliżały się pierwsze święta Bożego Narodzenia po tym, jak rozpadło się moje małżeństwo, martwiłam się, że nie mam pieniędzy na prezenty. Mój mąż był bardzo zamożnym człowiekiem. Dzieci przyzwyczaiły się do morza prezentów pod choinką. Ufałam Panu i dziękowałam Mu za Jego wierność. Kilka dni przed Wigilią zadzwoniła do mnie znajoma. Nie wiedziała, co wydarzyło się w naszej rodzinie. Koniecznie chciała mnie odwiedzić. Gdy weszła, wręczyła mi 700 dolarów, mówiąc: „Pan powiedział mi, żebym dała Ci te pieniądze na prezenty dla dzieci”. Zrozumiałam wtedy, że On się o wszystko zatroszczy. Niezależnie od tego, przez co przechodzimy, Bóg musi zająć należne miejsce w naszym życiu. Jeśli myślimy tylko o naszych problemach, to one stają się naszym bożkiem. Trzeba zapytać siebie: kto jest moim Panem?


Przez wiele lat byłaś daleka od tego, żeby stawiać takie pytanie.


To prawda. Chodziłam w niedziele na Mszę, ale nie znałam Boga. Nie był częścią mojego życia. Nie pytałam Go, jakie decyzje mam podejmować, i za nic Mu nie dziękowałam. 


Miałaś życie, o którym wielu marzy. Wielki dom, ekskluzywne samochody i jachty.


Niemal wszystko, co można kupić za pieniądze. Zwiedzałam świat, wydawałam sporo pieniędzy na drogie ubrania. Ubóstwiałam moje dzieci. Myślę, że były moim bożkiem. Chciałam być najlepszą mamą pod słońcem. Prowadziłam bardzo intensywne życie towarzyskie, chodziłam na bale charytatywne, ale ciągle czegoś mi brakowało.


Dlatego wybrałaś się na spotkanie z papieżem w Miami?


Gdy Jan Paweł II przyjechał do Stanów w 1987 r., poszłam na spotkanie z nim wyłącznie po to, żeby zobaczyć człowieka, który miał w sobie coś, co mi się podobało. Nawet przez myśl nie przemknęło mi, żeby się pomodlić. W tym dniu była straszna burza. Spotkanie z papieżem odwołano, ale wydarzyło się coś innego. Gdy wracałam do domu, poczułam miłość Boga. Nie znałam jeszcze Jezusa, ale Duch Święty przyciągał mnie do Niego. 


Potem trafiłaś na spotkanie katolickiej wspólnoty charyzmatycznej. Kogo tam spotkałaś?


Radosnych katolików. Do tej pory znałam tylko smutnych i przygniecionych życiem. Ludzie, których tam poznałam, modlili się prosto z serca. Mówili Bogu, że Go kochają, że jest ich Panem. Podobało mi się to. 


To właśnie tego nam brakuje? Autentyczności?


Świat musi zobaczyć ludzi, o których powie: to są prawdziwi chrześcijanie. Ludzie, którzy chodzą po ziemi tak, jak robił to Jezus. Ja tak pomyślałam o tych katolikach, których poznałam w grupie charyzmatycznej. 


Dołączyłaś później do tej wspólnoty?


Przychodziłam i uwielbiałam razem z nimi. Wiedziałam, że muszę tam być. Gdy Duch Święty daje ci zrozumienie, kim naprawdę jest Jezus, chcesz Go wychwalać. Bez tego objawienia nie będzie cię do tego ciągnąć. 


Mówisz, że ludzie, którzy chcą doświadczyć radykalnej zmiany w swoim życiu, powinni zacząć od uwielbiania Boga. Uwielbienie naprawdę wyprzedza przełom?


Tak było w moim życiu. Gdy po 10 latach rozpadło się moje małżeństwo i czekałam na orzeczenie sądu w sprawie podziału majątku, było mi naprawdę ciężko. Prawnik, któremu zaufałam, zapewniał mnie, że udało się wypracować dobry kompromis. Podpisałam więc dokumenty. Okazało się, że był to stek kłamstw. Zgodnie z ugodą przysługujące mi alimenty byłyby żenująco niskie. Bardzo niesprawiedliwie podzielono też nasz majątek. Gdy zorientowałam się, jak wygląda sytuacja, byłam przerażona. Tu chodziło o przyszłość moich dzieci i moją. Ale już nie dało się tego zmienić. Mój syn patrzył na mnie z wyrzutem: „Mamo, jak mogłaś być tak głupia, żeby to podpisać?”. 


Musiało mocno zaboleć.


Nigdy w życiu nie czułam się tak źle. Powiedziałam wtedy Jezusowi: „Gdybym Cię nie znała, to skoczyłabym od razu z 10 piętra. Teraz rozumiem, że ludzie idą do baru, gdy jest »happy hour« i upijają się do nieprzytomności. Nie mają nadziei. Ale ja Cię znam! Wiem, że mimo iż podpisałam tę ugodę i to jest dokument na całe życie, to z Tobą wszystko jest możliwe. Wiem, co mówi słowo Boże: mamy uwielbiać w każdym położeniu. Zacznę Ci dziękować”. I choć przez kilka kolejnych dni płakałam, jednocześnie dziękowałam Bogu. 


Za co?


Za to, że On panuje nad tą sytuacją, i za to, że mnie uratuje. Trzymałam się wiary. Bóg kocha sprawiedliwość. Mówiłam Panu: „Abraham był kłamcą, Izaak był kłamcą, Jakub też, ale mimo wszystko Ty współpracowałeś z nimi. Ja nawet nie skłamałam w tej sytuacji. Moją winą jest to, że zabrakło mi mądrości. Ale ty kochasz wszystkich. Również głupców. Wiem, że Ty mnie uratujesz”. Wkrótce zadzwonił do mnie mąż mojej koleżanki, prawnik. Powiedział: „Przejmę twoją sprawę, ale Jezus będzie musiał za Ciebie walczyć”. W tym sądzie nigdy nie zdarzyło się, żeby stwierdzono nieważność takiej umowy. Wyjątek stanowiły sytuacje, gdy dokument podpisała osoba, która była pod wpływem narkotyków, została zastraszona lub działała pod przymusem. Mnie to nie dotyczyło. Mówiłam Panu: „Wiem, co mówi Twoje słowo. Znam historię Pawła i Sylasa, którzy uwielbiali Cię w więzieniu, tak że w wyniku trzęsienia ziemi zachwiały się fundamenty i zostali uwolnieni. Wiem, że wszystko jest możliwe. Potrzebuję jednak usłyszeć Twój głos”.


Bóg przemówił?


W nocy obudziłam się i usłyszałam: „Uwielbiaj mnie w czasie opóźnienia”. Nie rozumiałam, o jakie opóźnienie chodzi. Okazało się, że proces trwał aż 2 lata. Ostatecznie podpisaliśmy nową ugodę. 


Na jakich warunkach?


Były one o wiele korzystniejsze dla mnie. W czasie tej trudnej sytuacji Pan uczył mnie, jak uwielbiać Go, czyli robić to, co Jemu się podoba. Narzekanie i szemranie niczemu nie służy. Gdy uwielbiamy Pana, zmienia się atmosfera. On przychodzi. 


I co wtedy się dzieje?


Możemy doświadczyć Jego miłości, ludzie są uwalniani od niepokoju, depresji, znika zniechęcenie. Ty się zmieniasz. Wpatrujesz się w Niego i stajesz się podobna do Tego, na kogo patrzysz. Chodzi o radykalne uwielbienie. Takie, jakie praktykował król Dawid, który „tańczył z całym zapałem ” i „wśród radosnych okrzyków ” (2 Sm 6, 14.15) . Uwielbianie powinno polegać na wyrażaniu na zewnątrz tego, co czujemy do Boga. Duch Święty kocha takie uwielbienie. Nasz Bóg jest Bogiem, który uzdrawia. Gdy przychodzi, manifestuje się. Uzdrowienie się rozlewa.


Byłaś świadkiem wielu cudów w czasie uwielbienia?


Bardzo wielu. Gdy rok temu posługiwałam z Armią Dzieci w Suwałkach, aż siedem osób zostało uzdrowionych z raka. Potwierdzili to później lekarze. W Skierniewicach pewien młody chłopak został uzdrowiony ze skoliozy. W Afryce byłam świadkiem bardzo wielu uzdrowień, z raka piersi, z chorób trzustki i innych chorób. W czasie spotkania modlitewnego w Ugandzie wiele osób sparaliżowanych wstawało, odrzucało kule, zaczynało chodzić. Spotkałam muzułmanów, którzy widząc to, oddawali swoje życie Jezusowi i przyjmowali chrześcijaństwo. To dzieje się w wielu miejscach w Afryce. 


A co mówisz ludziom, którzy twierdzą, że takie uwielbienie nie jest w ich stylu. Albo że nie jest zgodne z ich typem osobowości? 


Mówię, żeby zaczęli robić to, co mówi Biblia. (śmiech) To kwestia bycia posłusznym słowu Bożemu. Wychwalanie Boga nie powinno zależeć od okoliczności życiowych ani od tego, czy akurat mamy na to ochotę. Nie możemy pozwolić, żeby to emocje kierowały nami. Jeśli tak robimy, zachowujemy się jak dzieci i ciało ma nad nami władzę. Musimy pozwolić Duchowi Świętemu prowadzić nas. Takie radykalne uwielbienie pozwala nam wyzwolić się od opinii ludzi i skupić się tylko na Nim.

TAGI: