Matka księży

Dobre to były chłopaki. A ja krótko trzymałam. Chyba wyszli na ludzi?

Reklama

Niewielki domek w małej miejscowości na granicach diecezji. Tu jeszcze warszawsko-praska. Może z kilometr dalej zaczyna się diecezja łomżyńska. Pani Jadwiga Połomska codziennie rano siada na rower i jedzie do pracy na plebanię parafii św. Wojciecha w Wyszkowie. Trzeba zrobić śniadanie dla księży, potem zakupy, przygotować obiad. Jest i czas na chwilę rozmowy, gdy któryś z księży wpadnie do kuchni. Pani Jadzia trochę dla nich jak dobra ciocia. A trochę jak... matka. Przecież o własnych, urodzonych, też by tak dbała. A synowie? Rzadko ich teraz widuje. Oni wciąż w pracy. Wciąż w biegu. Wciąż na służbie. Pierwszy w parafii w Józefowie, drugi w Śródborowie, trzeci w Zielonce. Pani Jadwiga jest mamą trzech synów. Trzech młodych kapłanów. Znajomi czasem żartują, że pani Jadwiga to… małe seminarium prowadzi.

Rodzinnie

Był koniec lat 70. XX wieku. Jadwiga wyszła za mąż młodo i z miłości. Andrzej – dobry mąż. Pracowity, opiekuńczy. Szybko urodził się im pierwszy syn, Tomasz. Jadwiga miała 21 lat. – Wszystko poświęciłam. Zawsze musiało być wysprzątane, dziecko zadbane, obiad ugotowany na stole – wspomina. – 17 lat z dziećmi w domu byłam. I nie żałuję. A mały Tomek chorowity był, delikatny i... wybredny. Tylko kaszę i serki by jadł. Matka, gdy był jeszcze bardzo malutki, żeby kasza świeża była, po kilka razy dziennie mleko od krowy przynosiła. Świeże porcje kaszy gotowała. Aż się ojciec Jadwigi, a dziadek Tomasza denerwował, że „krowy tym dojeniem ciągłym zepsuje”. – Śliczny był chłopiec, prawda? – pani Jadwiga pokazuje rodzinne zdjęcia. – Taki rezolutny, ale i uparty! Chyba od zawsze wiedział, czego chce. Po 7 latach urodził się Przemek. – Do rodziców jeździłam z nim PKS-em. Zawsze w autobusie tłumaczyłam synowi, że gdy dojedziemy, pójdziemy dalej na piechotę. Zgadzał się, a po wyjściu od razu chciał na ręce. Brałam i niosłam – śmieje się pani Jadwiga. Po dwóch latach kolejna ciąża. Może dziewczynka będzie? Jednak Pan Bóg trzecim synem pobłogosławił. Urodził się Piotrek. Jaki był? – Też był dobry. Ja miałam wszystkie dobre dzieci.

Codzienność

A chłopaki, jak to chłopaki. Rozbrykane, głośne momentami. Trzeba było reguł domowego życia i dyscypliny pilnować. – Ten najstarszy to wiadomo, najmocniej przypilnowany. Zawsze siedziałam z Tomkiem i lekcje sprawdzałam, odpytywałam. Syn dużo czytał. I… bardzo brzydko pisał. Ze starszego brata przykład brali młodsi. Przemek bardzo był poukładany od dziecka. Piotrek 5 lat miał, jak umiał pisać i czytać. – Ale tak szczerze powiem, to były inne czasy. Chyba jakoś łatwiej rodzicom było. Teraz rodzice sobie, dzieci sobie, nie ma posłuchu i nauczenia pracy. Ja swoich do pracy goniłam, jak i mnie ojciec gonił. Mówił, że dzieci to trzeba „kochać i cochać”. Trzymać krótko. Ojca kochałam bardzo. A synowie moi? Uczyłam uczciwości, pracowitości. Może i za surowa byłam, ale przecież na ludzi wyszli. Prawda? Szkoła, dom, dbanie o męża i dzieci. Spokojne życie rodzinne.

Wszystko zmieniło się nagle, gdy jeszcze dzieci były niepełnoletnie. Zmarł mąż Andrzej. Siedział na stołeczku w kuchni, rozmawiali. I tak się nagle, a cicho osunął. Lekarze próbowali reanimacji. Bezskutecznie. Rozległy zawał. Jadwiga została sama z trójką dzieci. Pomagali doraźnie brat i wspaniała babcia ojca, Marianna. Ale zaczęły się ciężkie czasy. Głos pani Jadwigi drży. – Czasem się zastanawiam, jak ja to wszystko zniosłam. Te remonty i jak związać koniec z końcem. Jak dałam radę? Piąta rano i rowerem do pracy. 5 kilometrów. Mróz nie mróz, śnieg nie śnieg. Praca ciężka, fizyczna.

Powrót niemal nocą. Chłopcy musieli szybko wydorośleć. – A jakie bijatyki czasem przy tym dorastaniu były… – uśmiecha się pani Jadwiga do wspomnień. – Tomek chciał rządzić, a najmłodszy się nie dawał. Taki sam charakterek. Ale dobre były dzieci. Wracałam, to i ziemniaki były obrane, i w miarę porządku pilnowali. A Przemek, taki najbardziej uczuciowy, cicho pytał: „Zmęczona jesteś czy smutna?”. A chociaż przyszły czasy nastoletnich wyskoków, to u braci Połomskich nie były to skoki wzwyż i mocno spektakularne. – Piotrek chyba najbardziej się buntował. Ale sobie poradziłam. Jak? Zawsze musiał wrócić o czasie, a puszczałam tylko w miejsca przyzwoite. Nie może być tak, żeby dzieciak sam chodził światem! I cała tajemnica.

Powołania

Tego powołania Tomka to się wszyscy domyślali. Jeszcze gdy ojciec żył, Tomek codziennie biegał do kościoła, mocno zaangażowany. Tak mocno, że ojciec nawet pretensje miał: „Więcej się ucz, do kościoła zdążysz!”. A Tomek swoje zasady miał, taki rządziciel. W klasie ustanawiał swoje reguły, i nawet go słuchali. Po maturze od razu poszedł do seminarium. – Miałabym bronić? Jak to teraz czasem bronią młodym chłopakom rodzice? Ja się cieszyłam! Powołanie to powołanie. Bóg wybiera – tłumaczy Jadwiga. Poza tym… w domu przecież jeszcze dwóch synów zostało. Po kilku latach, gdy już Tomasz został księdzem, Przemek poszedł w jego ślady. Zdziwienie było. Ale i… znów wielka radość. – Ja Panu Bogu synów nie wydzielam. W domu został ostatni syn, Piotrek. Po maturze dostał się bez problemu na historię. Prababcia Marianna mówiła, że z niego jakiś dyrektor będzie. Bo taki mądry, bystry. – A on mi po pół roku nauki oświadcza, że studia rzucił! Że idzie do seminarium! To było kompletne zaskoczenie – opowiada pani Jadwiga. – Nie bardzo wiedziałam, co myśleć, zadzwoniłam do Tomka, do Przemka. A starsi bracia na to: „To świetnie. Cieszymy się”.

I wszystko proste. Weteranka

– Gdy jeszcze chłopcy byli w seminarium, to starałam się ich odwiedzać. Przyjeżdżałam najpierw do Tomka, potem do kolejnych synów. Jeden wychodził z seminarium, drugi przychodził – śmieje się pani Jadwiga. – Aż mnie na furcie witali: „O, nasza weteranka przyszła”… Potem przychodził czas prymicji. Wielkie wzruszenia i przygotowania. Mimo ogromnego nieraz zmęczenia. – Ja, drobna kobiecina. Pracy tyle. Ale Bóg pomógł… Chwile zwątpienia? – Jakiego zwątpienia!? Ja tylko wciąż dziękowałam: i za synów, i za zdrowie. Za wszystko. A na prymicjach to się wytańczyłam za wszystkie czasy. Trzy wesela zrobiłam. To radość, gdy synowie ludziom i Bogu będą służyć. Pani Jadwiga wie doskonale: nie wszystkie matki Pan Bóg wybiera, by rodziły księży. Ją wybrał trzy razy. Tajemnica i wyróżnienie. I jakaś duma, że synowie taką drogę wybrali. Pani Jadwiga dopija kawę. Mocną i słodką. – Czy tęsknię za nimi? Pewnie, że tęsknię. Jak każda matka za dzieckiem. I bardzo kocham.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama