Błogosławiony dynamit w sutannie

Po rodzinie się rozeszło, że Henio palił papierosy, pił dużo kawy i lubił „pykać” w brydża. Rzekomo ewangelizował Żydów za pomocą gry w karty przy koniaku. Tak. Był niebanalnym człowiekiem.

Reklama

Po co włożyłem tę sukienkę?

Zanim jednak dosięgła go męczeńska śmierć, zdążył uczynić wiele dobra. W ciągu dwóch lat obronił dwukrotnie tytuł doktora, jeden na KUL-u, drugi w Rzymie. Gdy po powrocie do kraju gratulowano mu naukowego sukcesu, odpowiadał z charakterystycznym dla siebie dowcipem: „Duplex doctor, triplex dureń”. W wieku 26 lat został najmłodszym profesorem na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, obejmując katedrę apologetyki. Wykładał równocześnie w tamtejszym Wyższym Seminarium Duchownym. – Zawsze wyprzedzał swój wiek, ale w swojej mądrości zachowywał pokorę i skromność – mówi na podstawie rodzinnych opowieści Danuta Kuźmicka. Jako młody kapłan rozpoczął współpracę z młodzieżą, która go uwielbiała. Był duszpasterzem organizacji i stowarzyszeń akademickich, które pod jego okiem się rozwijały. – Młodzi ludzie garnęli się do niego. Być może przez swój spontaniczny język wydawał się im bliższy. Kiedyś powiedział do nas: „Pan Bóg mi tyle daje, że gwiżdżę na wszystko inne!”. Działał z fantazją, ale był także ognisty oraz impulsywny. Gdy nawalaliśmy w czymś, zdawało się, że z oburzenia wszystko w perzynę obróci – wspominała Janina Zagałowa. Lubił od siebie wymagać. Nie ograniczał się w swojej działalności duszpasterskiej, wykazując się ofiarnością i uczynnością. Swój niesforny charakter pokazywał nawet, gdy ludzie mu dziękowali za jego poświęcenie. Rzucał wtedy: „A po co włożyłem tę sukienkę? Czy dla przyjemności chodzenia w sukni damskiej?”.

Mleko, chleb i ewangelizacja!

Znający ks. Hlebowicza zgodnie powtarzali, że nie chciał uchodzić za wzór i autorytet, ale za w pełni oddanego sługę Bożego. Tak też zachował się, gdy nagle przeniesiono go poza Wilno, do malutkich Trok, co powszechnie uznano za degradację i formę poniżenia ze strony hierarchów. W rozmowie z arcybiskupem powiedział: „Mnie jest zupełnie wszystko jedno, czy mam głosić Ewangelię z katedry uniwersyteckiej, czy w najbiedniejszej nawet parafii. Przetrwam, mając dwa litry mleka i kęs chleba. A to wszędzie znajdę”. – Na ambonie przedstawił się jako proboszcz oddany wszystkim, bez względu na rasę czy pochodzenie: katolikom, prawosławnym Żydom, Tatarom, Turkom – opowiada Danuta Kuźmicka. Jej krewna Alicja Giedroyć zwraca jeszcze uwagę na inny aspekt. – Moja o 12 lat młodsza od niego babcia przyjeżdżała razem z mężem do niego na wakacje. Troki są do dziś pięknym miejscem na urlop. Wtedy zabawiała się tam cała elita wileńska, a mój wujek ganił ich z ambony w ostrych słowach za huczne imprezy i naginanie moralności – stwierdza wrocławianka. Temperament zapalonego księdza, tak wiernie zapatrzonego w swojego mistrza, Jezusa Chrystusa, przekładał się nie tylko na aktywność religijną, ale także społeczną. Przezwyciężał narodowościowe różnice. Angażował się w życie kulturalne miasteczka. A po rodzinie się rozeszło, że Henio palił papierosy, pił dużo kawy i lubił „pykać” w brydża. Rzekomo ewangelizował Żydów za pomocą gry w karty przy koniaku. Tak, był niebanalny. Z drugiej strony wyprzedzał swoje czasy. – Po kolędzie odwiedzał samotne matki z dziećmi. Nikomu nie odmawiał wizyty, a to nie było mile widziane wśród hierarchów, którym donosiło społeczeństwo – mówi Alicja Giedroyć.

Dumna karta przeszłości

Zaraz po wybuchu wojny nie zwlekał, tylko zaangażował się w działalność konspiracyjną. Został kapelanem podziemia niepodległościowego w Wilnie i przywódcą ideowym lewicowo-katolickiej Akcji Ludowej. Wybrany przez arcybiskupa, pojechał ewangelizować ziemie Związku Radzieckiego zajęte przez armię hitlerowską. Wyróżniał się jako sprawny organizator i charyzmatyczny ksiądz, tym samym zwracając na siebie uwagę niemieckiego okupanta. 9 listopada 1941 roku został zawleczony przez policję białoruską oraz niemieckie gestapo do lasu pod Borysowem i tam rozstrzelany. Jego ciała do dziś nie odnaleziono, a symboliczny grób znajduje się w Laskach pod Warszawą. W 1999 roku świat przypomniał sobie o nim podczas beatyfikacji dokonanej przez papieża Jana Pawła II. Ks. Henryk Hlebowicz został błogosławiony razem ze 107 innymi męczennikami II wojny światowej. W 2015 roku coraz intensywniej przypomina się Alicji Giedroyć z Wrocławia, która chce wierzyć, że wujek jej pomaga. – Cieszę się dzisiaj, że pojechałam na Wileńszczyznę. Babcia, jak o niej opowiadała, zawsze miała zaszklone oczy. Przez całe życie niewiele wiedziałam o tej części swojej rodziny, bo moi bliscy szybko umierali. Teraz z przyjemnością odkrywam kolejne karty. Z wielką dumą te, które dotyczą bł. ks. Henryka Hlebowicza – mówi.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama