Zdrowy rozsądek nakazywałby sądzić, że po wyłączeniu telewizora czy komputera, wracamy do rzeczywistości. Na pewno?
Agnieszka Holland wyreżyserowała miniserial „Dziecko Rosemary”. Pytana po pokazie prasowym tłumaczyła, dlaczego zajęła się takim mrocznym tematem. Wyjaśniała, że zło jest dziś „sexy”, jest fotogeniczne i łatwiejsze do pokazania niż dobro, którego tajemnicę trudno uchwycić. Stara śpiewka, chciałoby się powiedzieć i nic odkrywczego. Złe wiadomości lepiej się sprzedają.
Fascynacja ciemną stroną zawsze w jakiś sposób interesowała artystów. W sztuce sięgano po motywy szatana i jego buntu. Nowością natomiast jest dzisiaj to, że obok fascynacji i pewnej formy zainteresowania pojawia się jeszcze może nawet nie podziw dla zła, ale jakaś próba „ocieplania” jego wizerunku.
Prawda, że to brzmi dość groteskowo, ale zdaje się, że tak właśnie jest. Wystarczy popatrzeć chociażby na to, co zrobił Gary Shore z postacią hrabiego Draculi w filmie z 2014 roku. Ów legendarny wampir nie jest już ucieleśnieniem zła, ale rozdartym wewnętrznie bohaterem, który ma przecież szlachetne intencje.
Sama Agnieszka Holland mówi, że dziwi się temu, że tak popularny wśród polityków jest chociażby serial „House of cards”, który przecież pokazuje najmroczniejszą stronę życia politycznego. Manipulacje, zbrodnie, krętactwo. Kiedyś ludzie oburzali się, gdy ich środowisko przedstawiano w złym świetle. Dzisiaj się z tego cieszą. Jak to świadczy o społeczeństwie? – zastanawia się Agnieszka Holland.
Świadczy pewnie nie najlepiej, natomiast trudno się zgodzić ze stwierdzenie, że przecież Hollywood jest tylko odzwierciedleniem rzeczywistości, a nie jej kreatorem.
Pytanie, na ile działalność autorów najpopularniejszych seriali jest tylko odtwórcza, a na ile tworzy klimat dla zmian mentalności. W internecie istnieje strona, która pozwala policzyć sobie, jaki kawał życia straciło się oglądając poszczególne sezony ulubionych seriali. Jest to, przyznam, dość frustrujące narzędzie. Natomiast czy to czasem nie jest tak, że przestając – powiedzmy – dwa tygodnie w towarzystwie seryjnych morderców, sadystów, żywych trupów, sympatycznych handlarzy i producentów narkotyków, bandziorów, złodziei, rozwiązłych duchownych, a nawet papieży albo rządnych krwi wikingów nie dajemy się zwieść prezentowanej iluzji?
Nie chciałbym występować z naiwnym postulatem, że stajemy się źli, przez to, co oglądamy w telewizji. Zdrowy rozsądek nakazywałby sądzić, że po wyłączeniu telewizora czy komputera, wracamy do rzeczywistości i odcinamy się od tego, co tłoczą nam do głowy popularne i świetnie zrobione seriale. Tylko czy czasem nie zostaje gdzieś w nas jakaś tam chęć, żeby na chwilę przynajmniej stać się takimi, jak ulubieni bohaterowie. No właśnie... ulubieni. Przecież większości tych postaci normalnie powinno się nie znosić. Podstęp działa?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.