Grupa górników spędziła noc w Kompanii Węglowej w Katowicach, domagając się przyjazdu przedstawiciela rządu w związku z trudną sytuacją spółki. Działające w niej centrale w nocy przekazały list do premier Ewy Kopacz, rano został przesłany do jej kancelarii.
W nocy z czwartku na piątek protestujących odwiedził wicewojewoda śląski Andrzej Pilot i przyjął list, który - jak poinformował rano - przesłał już do Warszawy.
"To ostatnia chwila, gdy tysiące miejsc pracy na Śląsku można jeszcze uratować. Naprawa przez likwidację, bo takie rozwiązanie proponuje zarząd Kompanii Węglowej SA, z pewnością spółki nie uratuje" - napisali związkowcy do premier. "Oczekujemy informacji, jakie plany w stosunku do Kompanii Węglowej i innych górniczych spółek ma polski rząd. Oczekujemy podjęcia natychmiastowych działań zapewniających utrzymanie miejsc pracy w naszej spółce i naszym regionie. Bez zdecydowanych działań dojdzie do niewyobrażalnego dramatu ludzkiego na Śląsku i likwidacji setek tysięcy miejsc pracy" - dodali.
Okupacja Kompanii Węglowej rozpoczęła się w czwartek po spotkaniu zarządu ze związkami zawodowymi, podczas którego zaprezentowano im założenia programu naprawczego. Związkowcy dowiedzieli się m.in., że spółka nie wyemituje euroobligacji, co miało zapewnić jej dopływ pieniędzy. Prezes KW Mirosław Taras miał też przekazać związkom, iż wypłata grudniowego wynagrodzenia w Kompanii jest zagrożona. "Dowiedzieliśmy się, że nie ma środków na wynagrodzenia w grudniu" - powiedział przewodniczący górniczej "S" Jarosław Grzesik.
Dyrektor biura komunikacji korporacyjnej w KW Tomasz Zięba powiedział natomiast w piątek PAP, że choć spółka generuje co miesiąc straty przekraczające 100 mln zł, a jej płynność finansowa jest stale zagrożona, to górnicy otrzymają w grudniu wypłaty. "Wypłaty dla pracowników nie są zagrożone" - oświadczył. Zapewnił, że protest jest prowadzony "w przyzwoitej formie" i nie utrudnia pracy firmy.
Pytany o przyczyny fiaska projektu euroobligacji wyjaśnił: "Na rynku finansowym nie ma sentymentu do węgla. Mamy sytuację, kiedy ceny węgla na rynkach światowych spadają, i w związku z tym skłonność inwestorów do pakowania pieniędzy w tę branżę jest znikoma".
Przed drzwiami do siedziby Kompanii Węglowej płoną dwa znicze. W środku górnicy grają w karty obok zwiniętych karimat, na parapetach napoje. "Nocowaliśmy na krzesłach" - wyjaśnił Mariusz Kubeczko. Pytany o to, czy wierzy, że okupacja Kompanii coś zmieni, odpowiada: "Ale to co, miało nas tu nie być? To nikt by nie wiedział, że jest źle w górnictwie, a tak to ktoś, gdzieś usłyszy" - mówi.
"Te znicze koledzy postawili na znak żałoby, która w zasadzie powinna rozpocząć się od wczoraj, od oświadczenia prezesa Tarasa, że zamierza zamykać kopalnie i likwidować miejsca pracy" - powiedział dziennikarzom Grzesik. "Sytuacja jest tragiczna, ale co możemy jeszcze innego zrobić? Możemy tylko protestować, przyjmować różne formy protestu. Obecnie to okupacja siedziby Kompanii Węglowej, jeżeli ona będzie w ciągu najbliższych dni nieskuteczna, pewnie trzeba będzie ją zmienić. Nie wykluczam żadnej formy protestu łącznie z przygotowaniem referendum strajkowego bądź wyjazdem do Warszawy. () Czy może być coś gorszego niż zapowiedź zamykania kopalń i likwidacji miejsc pracy? Gorzej już być nie może" - powiedział.
W ostatnich miesiącach Kompania Węglowa stanęła przed widmem upadłości. Jak informował w połowie września prezes KW Mirosław Taras, spośród 14 jej kopalń rentowność utrzymywały trzy. Wynik finansowy po sześciu miesiącach wyniósł minus 342,3 mln zł, wobec 228,7 mln zł straty przed rokiem.
Pod koniec października największy polski eksporter węgla Węglokoks SA zapowiedział, że chce do końca br. sfinalizować zakup od KW 4 lub 5 kopalń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.