Rozpoczynający się synod o rodzinie w medialnym przekazie zostanie pewnie zdominowany przez sprawę dopuszczania do Komunii osób żyjących w nowych związkach. Czym jednak byłby Kościół, który by nie słuchał Chrystusa?
Podobno katolicy nie lubią kompromisów. Tak się nas przynajmniej przedstawia. I jest w tym sporo racji. Przynajmniej jeśli chodzi o sprawy dotyczące wiary i moralności. Przecież wierzymy w Boga Ojca, Jego Syna, w Ducha Świętego. A wierząc Bogu i Jego Synowi trudno stawiać się w pozycji właściciela danego nam depozytu. Jeśli ktoś chce dyskutować o prawdach wiary czy zasadach moralnych powinien raczej rozmawiać z samym Bogiem. My przecież jesteśmy tylko jego sługami. No ale że niewierzącym czy słabo wierzącym trudno rozmawiać z Bogiem, więc usiłują namawiać nas, byśmy sami wpłynęli jakoś na swojego Boga...
Jednocześnie jednak oskarżanie katolików o niechęć wobec kompromisów jest głęboko niesprawiedliwe. Przecież często na kompromisy się zgadzamy. W różnych dziedzinach życia. Problem w tym, że naszym przeciwnikom to nie wystarcza. Mówiąc o kompromisie ani myślą o jakichś ustępstwach z własnej strony. Chcą po prostu postawić na swoim. Przykładem choćby sposób wprowadzania w prawie zmian dotyczących małżeństwa i rodziny.
Bo kiedy mamy zamiar zawrzeć jakiś kompromis musimy sobie najpierw uzmysłowić jaka jest propozycja jednych, a jaka drugich. I jasno powiedzieć w czym ustępują pierwsi, a w czym drudzy. Inaczej będzie trochę tak, jakby szukać kompromisowego rozwiązania dla żądania sąsiada, który rości sobie pretensje do jednego z pokoi w moim mieszkaniu. Co jest w takiej sytuacji kompromisem? Oddanie mu kuchni?
Tymczasem w kwestii rozwodów i zawierania powtórnych związków Kościół od dawna przyjmuje dość kompromisowe rozwiązania. Niemożliwe? Ależ tak. Potrzeba tylko uświadomienia sobie oczywistości.
Po pierwsze tego, że Kościół nie narzuca swojego nauczania tym, którzy wierzą inaczej. Chcesz się rozwodzić? Twoja wiara to dopuszcza? Twoja sprawa. Nie narzucamy ci naszej moralności.Ty nie narzucaj jej nam. Uczciwy deal, nie?
Po drugie Kościół pozwala temu, który zgrzeszył na powrót. Pod warunkiem oczywiście żalu połączonego z postanowieniem poprawy. Ci, którzy się rozeszli, mogą do siebie powrócić. Kościół w imieniu Boga im wybaczy. Nawet jeśli zdradzali mężów/żony na potęgę. Będą mogli z radością przystępować do Komunii.
Po trzecie, Kościół pozwala na separację. Życie z mężem/żoną jest nie do zniesienia? Możesz odejść. Oczywiście musisz sobie uświadomić też swoją własną winę. Rzadko jest tak, że tylko jedna ze stron ponosi odpowiedzialność za rozpad związku, ale szczerze żałując zła możesz przystępować do Komunii. Tylko musisz już żyć sam.
To nie tak, to była kompletna pomyłka, winna jest tylko druga strona? Istnieje możliwość orzeczenia, że związek został zawarty nieważnie. Jeśli zostałeś oszukany, wprowadzony w błąd, jeśli twój partner cierpi na poważne zaburzenia osobowości, które uniemożliwiają trwały związek, Kościół pozwoli ci odejść. I żyjąc w nowym związku będziesz mógł przystępować do Komunii.
Nie chcesz odchodzić od nowego partnera, bo razem wychowujecie własne dzieci, albo macie już swoje lata i zwyczajnie tylko się sobą opiekujecie? Kościół dał władzę spowiednikom, by w takim wypadku pod paroma warunkami pozwolić na Komunię. Tylko musicie roztropnie obiecać, że będziecie żyli jak brat z siostrą.
Pięć rozwiązań pokazujących, że Kościół jednak zgadza się na pewne kompromisy. Z czterech spośród nich mogą skorzystać ci rozwodnicy, którzy chcą przystępować do Pańskiego Stołu. A co oferują w zamian? Do jakich ustępstw są sami skłonni?
Ci którzy domagają się Komunii dla rozwiedzionych żyjących w nowych związkach właściwie do żadnych. Chcą i tyle. O żadnym ustępstwie nie może być mowy. No, ewentualnie w ramach pokuty odmówią dziesiątkę różańca. Albo dadzą 100zł na tacę. Taki to ma być kompromis...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).