Szczypta refleksji po wizycie papieża w Korei Południowej.
Klucz do tej wizyty? Nawet nie próbuję go znaleźć. Głównie dlatego, że sprowadzanie wszystkiego, co tam się wydarzyło, do jakiegoś jednego zdania, niczego nie załatwia. Rodzi tylko fałszywe przekonanie, że wydarzenie mamy odfajkowane i możemy spokojnie wrócić do swojej codzienności. Pewnie zresztą i tak wrócimy. Ale warto, byśmy przynajmniej mieli świadomość, że nasze wizje chrześcijaństwa niekoniecznie są tożsame z wizjami papieża. Może choć w części znajdziemy odwagę by je ze sobą skonfrontować i odpowiedzieć sobie na pytanie, która z nich bliższa jest Chrystusowi? Bo przecież to, że papież był w Korei nie znaczy, że dla wierzących w Polsce ta wizyta nie ma żadnego znaczenia.
Czytając teksty papieskie homilie parę spraw rzuca się w oczy. Ot, choćby problem relacji miedzy pielęgnowaniem tradycji, pamięci – w kulturze narodów Azji bardzo ważnej – a pójściem naprzód. Papież mówił między innymi: „Naród wielki i mądry nie ogranicza się do umiłowania swoich starodawnych tradycji. Docenia on także ludzi młodych, starając się przekazać im dziedzictwo przeszłości i zastosowanie go do wyzwań współczesności” (z przemówienia do władz Korei Południowej). Właśnie: dziedzictwo przeszłości nie powinno być tylko szacownym muzealnym zabytkiem. Musi być otwarte na współczesność, musi pomagać być chrześcijanami tu i teraz. Czy Kościół w Polsce to rozumie?
Kościół chyba tak. Ale bardzo wielu polskich katolików już chyba nie. Tymczasem papież (już w przemówieniu do biskupów) kontynuując jakoś tę myśl stwierdził: „Nasza pamięć o męczennikach i minionych pokoleniach chrześcijan powinna być realistyczna, a nie wyidealizowana lub «triumfalistyczna». Spoglądanie na przeszłość bez słuchania Bożego wezwania do nawrócenia w chwili obecnej nie pomoże nam pójść naprzód. Przeciwnie spowolni lub wręcz zatrzyma nasz postęp duchowy”.
I pewnie między dlatego podczas spotkania w młodymi zrezygnował z odczytania wcześniej przygotowanego tekstu, by odpowiedzieć na konkretne pytania, jakie wyłoniły się z jego z nimi rozmowy.
Bardzo ważną sprawę przypomniał też papież podczas spotkania ze świeckimi. Chwaląc tych, „którzy poprzez swoją pracę i świadectwo przynoszą pocieszającą obecność Pana ludziom żyjącym na peryferiach naszego społeczeństwa” zwrócił uwagę, że sama pomoc charytatywna rozumiana jako rozdawnictwo nie wystarczy. Mówił: „Pomoc biednym jest dobra i konieczna, ale to nie wystarczy. Zachęcam was do pomnożenia waszych wysiłków w dziedzinie ludzkiej promocji, aby każdy mężczyzna i każda kobieta mogli poznać radość, która pochodzi z godności zarabiania na swój chleb powszedni i wspierania swych rodzin”.
Zawsze w takich razach przypominają mi się słowa Jezusa: „ubogich zawsze mieć będziecie”. Nie ma takich pieniędzy, które mogłoby zaspokoić pragnienia wszystkich potrzebujących. Ważniejsze niż dać komuś jeść – w danym momencie oczywiście nieraz niezbędne – jest pomóc mu stanąć na własnych nogach. Jak jest u nas?
Nieco przekornie powiem: wydaje mi się, że nieźle. Zarówno w kościelnych jak i państwowych instytucjach pomocowych dylemat „codziennie ryba czy raz wędka” jest chyba rozumiany. Nie jestem jednak przekonany, czy rozumie się go poza nimi. Gadanie ile to głodnych można by wykarmić, gdyby Kościół sprzedał (niby komu?) swoje bogactwo, to nasz chleb powszedni. Ostatnio przybrał postać wyliczania ile to kosztuje utrzymanie etatów katechetów czy kapelanów....
Niezwykle istotne, nie tylko dla katolików w Korei, wydaje mi się też to, co papież mówił o dialogu. „Na tym wielkim kontynencie, będącym ojczyzną wielu różnorodnych kultur, Kościół wezwany jest do uniwersalizmu i kreatywności w swoim świadectwie Ewangelii poprzez dialog i otwartość na wszystkich. To jest wyzwanie, które stoi przed wami! Dialog jest bowiem istotną częścią misji Kościoła w Azji”.
Myślę, że nie tylko Azji. Sporo jednak polskich katolików na dźwięk słowa „dialog” dostaje wysypki. Dlaczego? Nieco prowokacyjnie stwierdzę, że pewnie niebagatelną rolę odgrywa tu niepewność co do własnej tożsamości. Wielu polskich katolików nie bardzo wie, co to właściwie znaczy być uczniem Chrystusa. Miewają kompletnie przemieszane przywiązanie do Ewangelii, „pobożnych” przesądów i narodowych tradycji. Tymczasem – jak mówi papież – „nie możemy angażować się w prawdziwy dialog, dopóki nie jesteśmy świadomi własnej tożsamości. Z niczego, z pustki, z mglistej samoświadomości nie można wyprowadzić dialogu”. Ważne, ale bardzo trudne wyzwanie dla polskich katolików...
Nie chcę ciągnąc tych refleksji w nieskończoność. Na pewno warto jednak zauważyć jeszcze to, co papież powiedział Koreańczykom w swoim ostatnim przemówieniu: „Miejcie ufność w moc Chrystusowego krzyża!”. A konkretnie? Konkretnie chodziło o przebaczenie. Przypominam, mówił do ludzi boleśnie dotkniętych wieloletnim podziałem ich kraju wraz z wszystkimi tego konsekwencjami. „Jezus zwraca się do nas z prośbą, byśmy uwierzyli, że przebaczenie jest bramą, która prowadzi do pojednania. Mówiąc nam, byśmy wybaczali naszym braciom bez zastrzeżeń prosi nas o dokonanie czegoś zupełnie radykalnego, ale zarazem daje nam łaskę, aby to uczynić. To, co z ludzkiej perspektywy wydaje się niemożliwe, niepraktyczne, a nawet czasami odrażające, czyni On możliwym i owocnym przez nieskończoną moc swego krzyża”.
Z przebaczaniem mamy w Polsce problem nie od dziś. Jego przeciwnicy potrafią podnosić pięknie umotywowane nauczaniem Kościoła argumenty, że temu a temu przebaczenie się nie należy. Bo nie spełnił tego czy tamtego warunku. Bywa że polscy katolicy oburzają się nawet na czynione przez biskupów próby zrobienia kolejnych kroków na drodze pojednania nas z naszymi sąsiadami. Jasne, przebaczanie jest trudne. Naprawdę trudne. Ale jeśli panicznie się przed nim bronimy, czy możemy powiedzieć, że ufamy mocy Chrystusowego krzyża? Oczywiście w sferze deklaracji jak najbardziej. Tylko w tej praktyce...
Korea niby taka daleka. Ale jest nad czym i nam myśleć...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.