Za cichym przyzwoleniem świata Irak staje się cmentarzyskiem chrześcijaństwa.
W ciągu minionej dekady z Iraku wyemigrowało ok. miliona chrześcijan. Przed wybuchem pierwszej wojny w Zatoce Perskiej w irackim Mosulu było 400 tys. chrześcijan. Ich liczba zmniejszyła się do zaledwie 100 tys. w 2003 r. Na początku czerwca br. w tym mieście żyło ok. 35 tys. wyznawców Chrystusa. Obecnie nie ma ani jednego.
Te suche liczby doskonale obrazują dramat irackich chrześcijan. Dobitnie udowadniają, że czarne, czy jak się wydawało do niedawna, wręcz apokaliptyczne scenariusze mogą się jednak zrealizować. Niestety historia tego kraju pokazuje, że iracka lekcja niczego świata nie nauczyła. Wątpię więc, by zechciał wyciągnąć jakąś nauczkę z eksterminacji chrześcijan w Mosulu. A dżihadyści tylko zacierają uzbrojone przez Zachód ręce, przygotowując się do antychrześcijańskich czystek w kolejnych miastach. Padły słowa potępienia. Powiedziano głośno o zbrodniach przeciwko ludzkości. I co dalej… No właśnie. Nic. Interes ekonomiczny bierze górę. Lepiej nie zadzierać z Arabią Saudyjską, Katarem czy Turcją... Chrapka na ropę naftową wygrywa z prawami człowieka. A i przemysł zbrojeniowy rządzi się swoimi prawami.
Francja jako jedyny kraj oficjalnie zaoferowała, że przyjmie na swym terytorium zbiegających przed islamistami irackich chrześcijan. Ministrowie spraw zagranicznych i wewnętrznych zapewnili, że każdy z potrzebujących otrzyma azyl. Piękny i ważny gest. Tyle, że chrześcijanie żyjący w tym kraju od prawie dwóch tysięcy lat proszą o coś innego. Chcą pozostać na swej ziemi i na niej godnie i spokojnie żyć.
„Potrzebujemy, by nas ktoś przyjął, ale przede wszystkim potrzebujemy, by ktoś nam pomógł pozostać na tej ziemi” – mówi patriarcha Grzegorz III Laham. Zwierzchnik melchickich katolików jasno podkreślił, że z jednej strony chodzi o zwalczanie terroryzmu i muzułmańskiego radykalizmu, a z drugiej – o rezygnację z dozbrajania stron konfliktu. „Byłoby to lepsze, niż robienie z nas uchodźców czy litowanie się nad nami” – podkreśla melchicki patriarcha.
Kto emigruje traci swe korzenie. „Niejednokrotnie zanurzając się społeczeństwo kraju w którym przyszło mu żyć zapomina swój język, zatraca tradycyjne wartości, tradycje. Uchodzący chrześcijanie tracą wszystko. I nawet jeśli żyjemy w ogromnych trudnościach Zachód nie jest dla nas przysłowiowym rajem” – mówi chaldejski patriarcha Luois Sako.
Iraccy chrześcijaninie nie ukrywają zawodu bierną postawą Zachodu. „Niektórzy nas wspierają, zdecydowana większość jest jednak obojętna. Bardziej przejmują się meczem piłki nożnej , niż tragedią, która wyniszcza Irak czy Syrię” – mówi patriarcha Sako. Jeśli nic się nie zmieni, takich cmentarzysk chrześcijaństwa jak Mosul będzie coraz więcej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.