Które przykazanie w prawie jest najważniejsze – pytał pewien człowiek Jezusa. No właśnie: które?
Odpowiedź jest znana. Jezus przypomniał przykazanie miłości Boga i bliźniego. Mimo to trudno czasem nie odnieść wrażenia, że dla wielu dzisiejszych chrześcijan najważniejsze są kwestie związane z szóstym przykazaniem. Zwłaszcza że także kwestia aborcji, choć zdecydowanie wchodzi w zakres piątego, z szóstym mocno się kojarzy.
To nawet zrozumiałe. Płciowość człowieka jest chyba najbardziej zapalną sferą ludzkiego życia. Zło bywa niewidoczne, może wydawać się wyolbrzymione. Opamiętanie przychodzi, gdy zostają zgliszcza. Mimo to zbytnie przeakcentowanie grzechów związanych z tym przykazaniem przy niezauważaniu tych związanych z innymi może rodzić podejrzenie, że chrześcijaństwo przeniknięte jest antyseksualną obsesją. Nie mówiąc o tym, że już samo akcentowanie grzechu, bez przedstawiania moralności pozytywnej nie jest zbyt zachęcająca perspektywą (więcej na ten temat: w tekście Wymieść, przyozdobić i zasiedlić ).
Czasem jednak i w tropieniu grzechu zdarza się nam mocno przesadzać. Właśnie w sprawach dotyczących seksualności człowieka widać to najwyraźniej. A konkretnie sprawie godziwości małżeńskiego współżycia.
Wedle nauczania Kościoła ma służyć ono jedności (wzmacnianiu miłości) małżeńskiej oraz prokreacji (KKK 2360-2372, warto zajrzeć). Dokładniej, płodność jest owocem miłości. Jakież było moje zdumienie, kiedy swego czasu w relacji ze spotkania młodzieży z pewnymi znanymi katolickimi autorytetami przeczytałem, że owa jedność małżonków to sprawa mniej istotna, ba, wręcz podejrzana. Najważniejsza jest płodność. Tak przynajmniej owe autorytety twierdziły.
Gdybym napisał, że konsekwencją takiego stawiania sprawy może być usprawiedliwianie małżeńskiego gwałtu, byle stosunek był płodny, trochę bym przesadził. Na pewno jednak pozwala to na sprowadzanie współżycia w małżeństwie do czysto mechanicznego współdziałania. A miłość, której tak często, nieraz nieudolnie, szukają, zwłaszcza młodzi? Zbędny dodatek. Czy taka okrojona wizja sensu ludzkiej płciowości, w której płodność jedynie usprawiedliwia podjęcia aktu z natury grzesznego, niezgodna zresztą z wizją chrześcijańską, może być atrakcyjna? Dla kogo? Więc w imię czego takie rzeczy wygadywać?
Z podobnym doszukiwaniem się grzechu tam gdzie go nie ma (dokładniej: jest, ale inny niż się twierdzi) mamy do czynienia wśród członków jednego z kościelnych ruchów. Często powtarzają – także na internetowych forach – że niegodziwe moralnie jest stosowanie naturalnych metod regulacji poczęć, jeśli małżonkowie mogliby mieć więcej dzieci. Powołują się przy tym na odpowiednie kościelne dokumenty, w których zachęca się małżonków do wielkoduszności w kwestii ilości posiadanego potomstwa, a stosowanie metod naturalnych dopuszcza jako możliwość, gdy ograniczenie ilości potomstwa zaleca roztropność. Tymczasem w Katechizmie napisano: „Okresowa wstrzemięźliwość, metody regulacji poczęć oparte na samoobserwacji i odwoływaniu się do okresów niepłodnych są zgodne z obiektywnymi kryteriami moralności” (KKK 2370). Jak odwoływanie się do metod „zgodnych z obiektywnymi kryteriami moralności” może być grzeszne? Sprzeczność?
Nie. Ni mniej ni więcej oznacza to, że stosowania naturalnych metod regulacji poczęć nigdy nie należy stawiać na równi ze stosowaniem antykoncepcji czy środków poronnych. Jeśli małżonkowie stosujący npr popełniają jakiś grzech, to na pewno nie przeciwko szeroko rozumianemu szóstemu przykazaniu (które to grzechy są z zasady ciężkie). Popełniają – być może – grzech egoizmu, braku wielkoduszności. Tak, egoizmu, braku wielkoduszności.
Natychmiast zastanawiam się, kiedy jeszcze człowiek takie grzechy popełnia. Zapatrzenie w siebie? Podejrzewany o naciąganie żebrak u drzwi? Za mało pieniędzy na tacy? Łatwe oskarżanie kogoś (choćby i członków rządu) o złe intencje? Te pojęcia obejmują wiele różnych negatywnych postaw. Ciekaw jestem ilu pobożnych chrześcijan z powodu zauważania u siebie oznak egoizmu czy małoduszności rezygnuje z przyjmowania Komunii. I ilu w ogóle przy rachunku sumienia zadaje sobie pytanie o te sprawy. Tymczasem w kwestii ilości posiadanego potomstwa tak łatwo feruje się surowe wyroki. I to nie tylko wobec tych, którzy dzieci nie chcą wcale albo nie więcej niż jedno. Jak się ma dwoje można mieć trzecie. Jak troje, to czworo? Nie chcecie? Stosujecie npr? Do piekła!
Pedagogia strachu jakiej używają w tym wypadku członkowie owego ruchu nie tylko nie pozwala owym małodusznym do wielkoduszności doróść. Pewnie odstrasza też tych, którzy chcieliby iść za Chrystusem, ale boją się pogorszenia warunków życiowych. I tak stawiający owe wysokie wymagania zamiast przyciągnąć do Chrystusa pokazaniem mądrości i piękna chrześcijańskiego stylu życia, natychmiast do Niego zniechęcają. A wszystko to oczywiście w zgodzie z nakazującym radykalizm chrześcijańskim sumieniem. Radykalizm daje takie przyjemne poczucie bycia lepszym, prawda?... Uwaga, tu już pachnie siarką. Przecież poczucie bycie lepszym ociera się o pychę. Pierwszy spośród grzechów głównych.
Zwracam jeszcze raz uwagę: w obu wypadkach nie chodzi o wierność nauczaniu Kościoła. To przykłady radykalizmu wychodzącego poza roztropne i umiarkowane jego nauczanie. Taki radykalizm może być antyświadectwem. Niestety.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.