Gdzie młody ksiądz Karol Wojtyła spędzał czas na urlopach? W Stodołach, dzisiejszej dzielnicy Rybnika.
Dom, w którym nocował, wciąż istnieje. – Tutaj były drzwi z szybką, przez które razem z moim bratem Konradem go podglądaliśmy – pokazuje Grzegorz Piecha, dziś emerytowany kolejarz. – I co zobaczyliście? – pytamy zaciekawieni. – Ksiądz Wojtyła leżał krzyżem na podłodze. Powiedzieliśmy o tym naszej mamie, a ona: „Widzicie? Młody ksiądz sie modli na znak krzyża, a wom sie nawet na klynczkach nie chce”.
Bez światła i asfaltu
Po co ksiądz Karol Wojtyła odwiedzał akurat Stodoły, niewielką wieś pod Rybnikiem? Do początku lat 50. XX wieku nie było tu prądu. Nie było nawet asfaltowej drogi, jedynie szutrowa, po której jeździły furmanki. Była tutaj za to bardzo ważna dla przyszłego papieża osoba – Stefania Wojtyła, jego jedyna ciocia. Przez 11 lat pracowała w tutejszej szkole. – Pani Wojtyła zaprzyjaźniła się z moją mamą Anną. I w 1948 roku pewnego dnia powiedziała jej: „Pani Piechowa, przyjeżdża do mnie bratanek, a nie mam go gdzie przenocować, bo sama mieszkam na poddaszu w szkole”. Jak moja mama usłyszała, że tym bratankiem jest „polski ksiądz od Krakowa”, to mu ten najlepszy pokój przygotowała – wspomina G. Piecha. Pani Piechowa mówiła przyszłemu papieżowi po prostu „mój Karliczku”. On jej kiedyś odpowiedział: „Ja nazwiska Piecha nie zapomnę, bo mnie na księdza wyświęcił Sapieha”. Pani Anna wspominała to przez całe życie. Pan Grzegorz zapamiętał, że ten gość przychodził do nich pieszo z dworca kolejowego w Rybniku. Nie siedział na miejscu. Na całe dnie gdzieś wychodził, a wracał dopiero na noclegi. Śląski historyk Marek Szołtysek, który jako pierwszy opisał tę historię, podejrzewa, że zwiedzał to, co jest w tej okolicy najciekawsze. Prawie na pewno był więc w ruinach dawnego opactwa cysterskiego w Rudach Raciborskich. Stodoły należą zresztą do rudzkiej parafii. Co prawda w 1948 roku piękny kościół w Rudach był dopiero odbudowywany po spaleniu go przez czerwonoarmistów, ale ksiądz Wojtyła odwiedził Stodoły nie jeden raz. Miało to miejsce, według Marka Szołtyska, w latach 1948–1952. – Był u nas dwa albo trzy razy. Za pierwszym razem przyprowadziła go jego ciocia. Przy następnej wizycie już sam do nas przyszedł, jak do swoich – mówi G. Piecha.
Pobłogosławił... powódź
Panu Grzegorzowi szczególnie wryła się w pamięć chwila, gdy przyszły papież nocował w jego domu po raz ostatni. – Wylała wtedy rzeczka Ruda i zalała nam całe pole. Wystawały tylko górne części łodyg z kłosami. Woda przyszła nawet na nasze podwórko, aż pod próg. Oma i opa, czyli moi dziadkowie, rozpaczali: „Tragedia! Z czego bydymy żyć?!”. Płakaliśmy – wspomina. Ksiądz Wojtyła właśnie zbierał się do wyjazdu. – Pobłogosławił mnie, brata i dorosłych domowników przez zrobienie nam krzyżyków na czołach. A potem stanął na progu i pobłogosławił tę wodę – pan Grzegorz, naśladując ojca świętego, kreśli w powietrzu znak krzyża. – No i poszedł z plecakiem na pociąg do Rybnika. A u nas woda cofnęła się do koryta w ciągu 24 godzin, do następnego ranka. Zboże częściowo wyległo, a częściowo stało. Było strasznie szlamem obłocone. To się działo letnią porą, więc żniwa były wkrótce potem. Ja goniłem konia przy geplu, czyli kieracie, a dziadek ładował do niego zboże. Strasznie się kurzyło z powodu tego wodnego szlamu. Ale okazało się, że my namłócili dwa razy więcej zboża niż w inne lata! Co my świń, bydła nachowali z tego ziarna, to się w głowie nie mieści! – wspomina.
Maria z Kalwaryi
Stodoły przed wojną leżały w Rzeszy, tuż przy granicy z polską częścią Śląska. Ojciec pana Grzegorza, rolnik Paweł Piecha, był jednym z ponad 50 tys. Ślązaków wywiezionych w 1945 roku przez Sowietów na Wschód, choć nawet nie służył w niemieckim wojsku. Zmarł nad środkową Wołgą już po pół roku. Ksiądz Wojtyła zdziwił się, widząc na ścianie domu Piechów, po niemieckiej stronie przedwojennej granicy, polskie obrazy religijne. Były to modne na przełomie XIX i XX wieku oleodruki. Widniały na nich napisy po polsku, m.in.: „Cudowny Pan Jezus w kościele braci mniejszych (oo. Reformatów) w Krakowie” i „Cudowny Obraz Matki Boskiej w Kalwaryi Zebrzydowskiej”. – Przed oryginał tego obrazu Karola Wojtyłę po śmierci jego mamy zabrał ojciec. Szli do Kalwarii Zebrzydowskiej pieszo. Tam ojciec powiedział Karolowi, że od tej chwili to jest jego Mama. Pewnie zrobiło na papieżu jakieś wrażenie to, że ten obraz znalazł nawet tutaj, w Stodołach, gdzie polskiego państwa nie było przez 600 lat – przypuszcza gospodarz. Te obrazy były już ułożone na strychu, ale kiedy Karol Wojtyła został kardynałem, pan Grzegorz przyniósł je z powrotem. Domek w Stodołach, blisko powstałego później Zalewu Rybnickiego, wygląda dziś prawie tak samo jak w czasie wizyt przyszłego papieża. Także dzięki temu, że Piechowie wybudowali sobie obok nowy dom, a w starym tylko gospodarzą w ciągu dnia. Pan Grzegorz nie pozwala tutaj nic zmienić. – To są nawet ciągle te same klamki, których dotykał ojciec święty – pokazuje.
Kim bydzie? Ponbóczkiem?
Stefania Wojtyła, ciocia papieża, była po wojnie kierowniczką szkoły w Stodołach. – Ale potem, jak się okazało, że ma bratanka księdza, zrobili ją zwykłą nauczycielką. Była opiekunem mojej klasy – pan Grzegorz pokazuje swoje szkolne świadectwa, podpisane nazwiskiem Wojtyła. Zapamiętał, jak Stefania mówiła jego mamie: „Pani Piechowa, ja czuję, że z mojego Lolka coś będzie”. – W naszej szkole każdy nauczyciel miał swoje przezwisko. O pani Wojtyle mówiliśmy „Papuga”. Kiedy o tym rozmawiała z moją mamą, nie rozumiałem jej. Myślałem: „Co ty, Papugo, opowiadasz? Co z niego mo jeszcze być, jak on już jest księdzem? Ponbóczek?” – uśmiecha się. Pamięta, że Stefania zaczynała zawsze lekcje od modlitwy. I że czasem narzekała: „Moje serce... Jakby mój bratanek wiedział, jak wy mi dokuczacie”. – Była bardzo dobrą nauczycielką, choć miała już swoje lata, bo była z rocznika 1891. Na koniec, do 1958 roku, pracowała jeszcze w tej szkole jako bibliotekarka – mówi. Kiedy Karol Wojtyła został w 1958 roku biskupem, ciocia Stefania wyjechała do Krakowa. Była jego pierwszą gospodynią. Zmarła w 1962 roku.
50 lat temu, prawda?
Choć osobisty kontakt urwał się, kolejne nominacje księdza Wojtyły – biskupia i kardynalska – budziły zawsze w śląskim domu Piechów wybuchy entuzjazmu. Anna Piechowa powtarzała z zachwytem: „Mój Karliczek! Mój Karliczek!”. Nieopisana radość zapanowała też po jego wyborze na Stolicę Piotrową. Pani Anna zmarła w latach 80. zeszłego wieku. – Ja się o tym wyborze dowiedziałem w pracy, w pociągu, na stacji kolejowej w Nieborowicach koło Knurowa. Pytaliśmy z maszynistą Jurkiem, gdzie był ten wypadek, bo słyszeliśmy wcześniej, jadąc pociągiem wzdłuż drogi, że kierowcy aut jeździli, naciskając klaksony. Odpowiedzieli nam: „Nie ma żadnego wypadku. Wojtyła został papieżem!”. Ocierałem łzy ze szczęścia, ale nikomu nie powiedziałem, że on u nas bywał na wakacjach, bo ludzie myśleliby, że rozum straciłem... Dopiero wiele lat później ksiądz proboszcz sam się o tym dowiedział i do nas przyszedł, a potem to już o tym napisał w książce Marek Szołtysek – wspomina.
Kiedy Jan Paweł II w 1999 roku odwiedził Gliwice, Grzegorz Piecha był w delegacji na lotnisku, trzymał obraz Matki Bożej Rudzkiej. – Papieżowi wcześniej wspomnieli, że będzie ktoś ze Stodół. I na lotnisku w Gliwicach biskup gliwicki Jan Wieczorek mnie przedstawił: „Ojcze święty, pan Piecha ze Stodół”. Klęknąłem, całuję pierścień, a papież mnie obejmuje i mówi: „50 lat temu, prawda?”. Przez chwilę rozmawialiśmy, ale z tych emocji nie pamiętam o czym... Potem dał mi różaniec. Stanąłem z obrazem koło papieskiego fotela i przytrzymywałem nogą jego laskę, żeby nie spadła z oparcia – mówi. Dzisiaj przed domem Piechów przy ul. Stalowej w Rybniku-Stodołach stoją krzyż i mały pomnik, a do ściany jest przymocowana pamiątkowa tablica. Często przed krzyżem zatrzymują się przejeżdżający tędy ludzie. 2 kwietnia br. o godzinie 21.37 modliło się tu około 60 rowerzystów z Radlina. A kolejne nabożeństwo odbędzie się tu w sam dzień kanonizacji „polskiego księdza od Krakowa”, naszego Karliczka. W Niedzielę Miłosierdzia 27 kwietnia o godz. 18 ludzie zbiorą się pod remizą przy ul. Zwonowickiej i przejdą w radosnej procesji pod krzyż
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).