Włoscy politycy nie potrafią się otrząsnąć z szoku po spotkaniu z Franciszkiem.
Papież nas spoliczkował, dał nam baty, lepiej było nie przychodzić – mówią cytowani dziś przez włoskie media parlamentarzyści. Przyznają, że inne były ich oczekiwania. Spodziewali się, że Franciszek będzie jak zwykle otwarty i serdeczny, nie będzie się trzymał protokołu. „A on nawet nas nie pozdrowił, nie podał ręki, nawet nie spojrzał w naszym kierunku” – mówi rozgoryczona Renata Polverini, która jako była przewodnicząca regionu Lacjum przywykła do serdecznych relacji z Watykanem. Zawód jest tym większy, że dla wielu parlamentarzystów przyjście na poranną Mszę do Watykanu wymagało poważnego samozaparcia. Niektórzy dobrze się nawet przygotowali. Umberto Bossi, lider Ligi Północnej, po raz pierwszy od 15 lat poszedł z tej okazji do spowiedzi.
W kazaniu papież w bardzo ostrych słowach mówił o klasie rządzącej z czasów Jezusa. Zarzucił jej oddalenie się od ludu, zamykanie się w wąskich partyjnych interesach. Ludzie dobrych manier, ale złych obyczajów, groby pobielane, zdeprawowani, trwający niewzruszenie we własnym grzechu. Nikt we Włoszech nie miał wątpliwości, że słowa te odnoszą się również do współczesnych polityków. Przyznała to przewodnicząca Izby Deputowanych, Laura Boldrini:
„Papież przemawiał z wielką siłą. Dał napomnienie. Powiedział, że klasa rządząca musi umieć dostrzegać problemy i potrzeby tych, którzy już sobie nie radzą. Dzięki swej prostocie jego przesłanie wybrzmiało z wielką siłą. Był też trochę surowy, ale myślę, że było to konieczne”.
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.