O sakramencie namaszczenia chorych, cierpieniu zastępczym i obchodach szczególnego roku jubileuszowego z o. Mirosławem Szwajnochem, wikariuszem prowincjalnym zakonu kamilianów rozmawia Klaudia Cwołek.
Klaudia Cwołek: Czemu służy Dzień Chorego?
O. Mirosław Szwajnoch: W kamiliańskich wspólnotach przeżywamy go zupełnie naturalnie, ponieważ jako zakon jesteśmy poświęceni służbie chorym. Celebrowanie Dnia Chorego wpisane jest w nasz charyzmat. Natomiast ważną rzeczą jest to, że także wiele parafii diecezjalnych wprowadziło te obchody. Widać to szczególnie w lokalnych sanktuariach maryjnych, w naszym regionie np. w Lubecku czy Turzy Śląskiej, gdzie zaprasza się w tym czasie ludzi chorych, osoby, które im posługują, czy rodziny, które mają u siebie chorych.
Jan Paweł II, ustanawiając Dzień Chorego, wyraźnie powiedział, że ma on być okazją, kiedy przynajmniej raz w roku większość społeczeństwa zwraca uwagę na problemy człowieka chorego. Z drugiej strony daje on możliwość pogłębienia rozumienia sensu cierpienia i choroby w ich wymiarze nadprzyrodzonym. Należy postawić sobie pytanie, na ile taki dzień faktycznie służy pogłębieniu refleksji na temat cierpienia, choroby i kondycji człowieka chorego? Przy tej okazji dochodzimy do rzeczy kontrowersyjnej, z którą nie potrafię się zgodzić jako teolog i kamilianin, czyli tzw. hurtowego namaszczania chorych podczas nabożeństw w Dniu Chorego. W tym czasie do tego sakramentu niejednokrotnie podchodzą ludzie, którzy są zupełnie zdrowi, a także osoby niepojednane z Bogiem, niebędące w stanie łaski uświęcającej. W ten sposób zagubił się sens sakramentalnego znaku. Dlatego podkreślam, że ważną rzeczą w tym dniu jest uświadomienie sobie również, jaka jest rola tego sakramentu w całym procesie terapeutycznym.
Co możemy zrobić, żeby cierpienie – gdy już nadejdzie – nie było przekleństwem, ale czasem łaski?
Teologia wspomina o trzech aspektach cierpienia w wymiarze nadprzyrodzonym: oczyszczającym, uświęcającym i zbawczym. Konfrontacja z cierpieniem początkowo zawsze jest związana z szokiem. Bo my nie mówimy tutaj o grypie czy bólu zęba, chociaż to też jest duży dyskomfort i może być traktowany przez wielu jako poważna choroba. Ale taka choroba nie dotyka człowieka w głębi jego egzystencji. Dopiero choroba związana z niebezpieczeństwem utraty życia dotyka człowieka bezgranicznie. Na początku bardzo często nie potrafi sobie z tym poradzić, buntuje się przeciw chorobie, nieraz przeciw Bogu i dopiero z czasem może faktycznie zaistnieć taka przestrzeń, kiedy dopuści pytanie o Boga i o sens cierpienia. To jest wymiar oczyszczający, gdy chory dostrzega swój grzech i, czasami pierwszy raz w życiu, potrafi spojrzeć na swoje postępowanie i relacje z innymi, które zaczyna uporządkowywać. To jest szansa, którą oczywiście nie każdy potrafi wykorzystać. Tu dochodzimy do fantastycznej rzeczy, która wydarza się w wielu szpitalach i klinikach, zwłaszcza przed operacją czy po niej, gdy ludzie pragną pojednać się z Bogiem w sakramencie pokuty, czasami po wielu latach. Jako kapelan szpitalny mam doświadczenia takich spowiedzi, że ktoś przez 50 lat nie spowiadał się, a w momencie, gdy choroba przyszła i pierwszy bunt minął, zaczął myśleć nad swoim życiem, przeanalizował je i zakończyło się to decyzją, że chce pojednać się z Panem Bogiem. Dla kapelana jest to bardzo budujące. Natomiast pojednanie z człowiekiem czasem wygląda różne. Niekiedy chorzy piszą swoje testamenty.
I nieraz przez nie dzielą najbliższych...
Dla niektórych członków rodziny chorego mogą one być subiektywnie krzywdzące, jednak z perspektywy osoby umierającej są niezwykle ważne. Po etapie oczyszczenia, w chorobie może przyjść kolejny krok w przeżywaniu cierpienia – uświęcenie przez to, że łączę się z Bogiem, który jest święty. „Wpuszczam” Go i pozwalam Mu wejść do mojego życia, naznaczonego chorobą i cierpieniem. Uświęcenie polega na tym, że człowiek odnajduje drogę modlitwy i to też jest piękne. Dotychczas, nawet jeżeli ją praktykował, była to często modlitwa pośpiechu, rutyny, automatyczna, z przyzwyczajenia. Natomiast, gdy zaczynamy odczuwać cierpienie, to modlitwa, w tym także nasze prośby, stają się bardziej skonkretyzowane. To kolejna szansa zbliżenia się do Boga. A od modlitwy już niedaleka droga do przeżywania kolejnych sakramentów – od sakramentu pojednania, przez Eucharystię po namaszczenie chorych. W kolejnym etapie – który nazywamy zbawczym – teologia podpowiada człowiekowi choremu, że jego cierpienie może niejako dopełnić męki Chrystusa w dziele odkupienia. Czyli, że ofiarując swoją chorobę w cierpliwości Bogu, sprawia, że cierpienie nabiera wartości zbawczej. Jeżeli przeanalizowalibyśmy Biblię, to w pewnym momencie dziejowym pojawia się motyw tzw. cierpienia zastępczego. Sprawiedliwy sługa zaczyna cierpieć, aby inni mogli żyć. Ta myśl idealnie wpasowuje się w postawę człowieka chorego. Nie oznacza to bynajmniej, że odkupienie dokonane przez Chrystusa jest niepełne. Jest ono jednak stale otwarte na każdą miłość, która wyraża się w ludzkim cierpieniu. Przyjmuję cierpienie jako moją ofiarę miłości, aby zdrowi, także z mojej rodziny, najbliżsi, mogli cieszyć się nie tylko doczesnymi dobrami, ale nade wszystko zbawieniem.
Na początku rozmowy Ojciec trochę krytycznie wypowiedział się o organizacji obchodów Dnia Chorego. Co w takim razie można zrobić, żeby nie była to tylko akcyjność i przywożenie chorych i starszych ludzi jednorazowo do kościoła?
Ta akcyjność też jest dobra, absolutnie nie krytykuję takich praktyk, że urządzamy specjalne nabożeństwa z błogosławieństwem lurdzkim czy jakąś budującą nauką dla chorych. Ale uważam, że nie możemy się ograniczać do obchodów Dnia Chorego, zorganizowania specjalnej Mszy czy upieczenia ciasta. To jest okazja do tego, żeby w kościele dostrzec chorych, którzy są wśród nas i otoczyć ich opieką przez cały rok. Żeby nie czuli się odepchnięci od wspólnoty. Bo skoro oni są tą bardzo wartościową cząstką Kościoła, także Kościoła lokalnego, to nie możemy ich zauważać tylko raz w roku, robiąc dla nich jakąś jednorazową akcję. Powinniśmy ten dzień wykorzystać do przemyślenia parafialnego duszpasterstwa chorych, gdzie będzie miejsce zarówno dla księdza, ale także dla świeckiego szafarza Eucharystii i wolontariusza. Tak to widzę: jednodniowe celebracje powinny być początkiem szerszego dzieła.
Jesteśmy w połowie trwającego Roku św. Kamila. Jak kamilianie go przeżywają w naszej diecezji?
Jest to rok, ogłoszony dla całego świata z okazji 400. rocznicy śmierci św. Kamila, która przypada 14 lipca 2014 roku, dla podkreślenia znaczenia jego postaci. U nas, w Polsce jest to szczególnie potrzebne. Kiedy przed trzema laty robiłem analizę treści kilkunastu modlitewników przeznaczonych dla chorych, prawie w żadnym nie znalazłem wzmianki o św. Kamilu – patronie chorych i szpitali. Mamy więc okazję, żeby w naszym kraju, w tych diecezjach, gdzie kamilianie nie mają swoich klasztorów i nie prowadzą duszpasterstwa szpitalnego, ludzie mogli dowiedzieć się, że mają takiego niebiańskiego patrona. Na tę okoliczność przygotowujemy tłumaczenie i wydanie pism św. Kamila oraz biografii spisanej przez pierwszego towarzysza naszego założyciela, o. Sanzio Cicatellego. W związku z rokiem jubileuszowym ogłoszony jest także specjalny odpust związany ze św. Kamilem i naszym zakonem. Osoby zdrowe i mniej chore, które chciałyby go uzyskać, poza warunkami zwykłymi, muszą spełnić warunek szczegółowy, którym jest odbycie pielgrzymki do jednego z kościołów kamiliańskich, ewentualnie pod wezwaniem św. Kamila na całym świecie i odmówienie wezwań do Matki Bożej Uzdrowienie Chorych. W diecezji gliwickiej są to kościoły w Taciszowie, Tarnowskich Górach i Zabrzu oraz kaplice wszystkich placówek przez nas prowadzonych. Ten odpust zupełny mogą zyskać także osoby obłożnie chore, odbywając „duchową pielgrzymkę” z Maryją i ofiarując miłosiernemu Bogu swoje cierpienia. Żeby podkreślić wartość posługiwania chorym, tego odpustu mogą doświadczyć także osoby, które po pobożnym skupieniu przez kilka godzin będą służyć choremu tak, jakby służyły samemu Chrystusowi, zarówno w domu pomocy, jak i w zakładzie opiekuńczym czy w domu prywatnym. Rok jubileuszowy mobilizuje także nas, kamilianów, do jeszcze doskonalszego naśladowania św. Kamila i jeszcze większego zaangażowania w charyzmat służenia chorym i cierpiącym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.