Zakazany smutek?

Z mieszanymi uczuciami czytałem dzisiejsze wystąpienie papieża Franciszka na Anioł Pański. Dlaczego?

Reklama

Papież po raz kolejny apelował o chrześcijańską radość. Nic dziwnego, dziś przeżywamy adwentową niedzielę radości.„Kościół nie jest schronieniem dla ludzi smutnych, Kościół jest domem radości!” – mówił. A potem tłumaczył: „Niezależnie od tego, jak wielkie byłyby nasze ograniczenia i zagubienie, nie możemy być słabi i niezdecydowani w obliczu trudności i naszych słabości. Wręcz przeciwnie, jesteśmy zachęceni, by pokrzepić ręce osłabłe, wzmocnić kolana omdlałe, byśmy mieli odwagę i nie lękali się, bo nasz Bóg zawsze ukazuje wielkość Swego miłosierdzia. On daje nam siły, byśmy mogli iść naprzód”. I dalej: „Chrześcijańska radość, podobnie jak i nadzieja, ma swoją podstawę w wierności Boga, w pewności, że On zawsze dotrzymuje swoich obietnic”.

O radosne przeżywanie chrześcijaństwa apeluje papież Franciszek już nie po raz pierwszy. W niedawno opublikowanej adhortacji „Evangelii gaudium” też mogliśmy sporo na ten temat przeczytać. Na samym początku papież Franciszek, stawiając diagnozę dla powodów smutku, pisał (Evangelii gaudium 2):

„Kiedy życie wewnętrzne zamyka się we własnych interesach, nie ma już miejsca dla innych, nie liczą się ubodzy, nie słucha się już więcej głosu Bożego, nie doświadcza się słodkiej radości z Jego miłości, zanika entuzjazm związany z czynieniem dobra. Również wierzący wystawieni są na to ryzyko, nieuchronne i stałe. Wielu temu ulega i stają się osobami urażonymi, zniechęconymi, bez chęci do życia. Nie jest to wybór godnego i pełnego życia; nie jest to pragnienie, jakie Bóg żywi względem nas; nie jest to życie w Duchu rodzące się z serca zmartwychwstałego Chrystusa”.

Trochę dalej znajduje się chyba jedyne usprawiedliwienie smutku, jakie dotąd  papieża Franciszka znalazłem (Evangelii gaudium 6):

„Są chrześcijanie, którzy wydają się przyjmować klimat Wielkiego Postu bez Wielkanocy. Przyznaję jednak, że radości nie przeżywa się w ten sam sposób na wszystkich etapach i w każdych okolicznościach życia, nieraz bardzo przykrych. Dostosowuje się ona i zmienia, i zawsze pozostaje przynajmniej jako promyk światła rodzący się z osobistej pewności, że jest się nieskończenie kochanym, ponad wszystko. Rozumiem osoby skłaniające się do smutku z powodu doświadczania poważnych trudności, jednak trzeba pozwolić, aby powoli zaczęła się budzić radość wiary jako tajemnicza, ale mocna ufność, nawet pośród najgorszej udręki”.

Czyli papież Franciszek rozumie smutek, ale chce, żeby tak czy siak w chrześcijaninie budziła się radość wiary. W obliczu cierpienia i choroby? W porządku. Śmierci? To tylko chwilowe rozstanie. Można się cieszyć- jak Grek Zorba - gdy się wszystko straci. Można zachować pokój, gdy świat się wali. Nawet w obliczu czyjegoś cierpienia można płakać, ale w sercu zachować pokój, swoistą odmianę radości. Ale cieszyć się, jak chciał św. Franciszek z Asyżu, gdy współbrat cię zelży i obije kijami, bo uzna że jesteś wałkoniem, który próbuje go naciągać? Przepraszam, do takiej radości nie dorastam.

Zajrzałem do Ewangelii. Niewiele tam o smutku. Najczęściej w kontekstach niewiele wnoszących do odpowiedzi na pytanie, czy chrześcijanin może być smutny. Ale są dwie znaczące sceny. Pierwsza to błogosławieństwa. „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni” (Mt 5,4). W wersji Łukasza nawet mocniej: „Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie” (Łk 6, 21b). A za chwilę padnie „biada” wobec tych, którzy się śmieją

Jezus nie wyklucza smutnych i tych którzy płaczą z Kościoła. I nie każe im się śmiać. Mówi że będą pocieszeni, że ich płacz zamieni się radość. Ale nie próbuje malować uśmiechu na ich ustach....

Drugi raz, gdy Jezus w Ogrójcu mówi „Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!” (Mt 26, 38, podobnie u Marka). To w obliczu złości tych, którzy chcieli go zabić, zdrady Judasza i obojętności tych, którzy zamiast czuwać z Jezusem woleli spać... Jak zachowywał się Jezus potem, gdy był lżony i bity? W Ewangeliach niczego nie znalazłem...

Jak zachować radość, gdy widzi się takie morze zła? Jezus był Synem Bożym, który był w 100% przekonany o miłości Ojca. Znacznie trudniej zachować radość komuś, kto w różnych okolicznościach jest upokarzany i bity przez dzisiejszych faryzeuszy, czy uczonych w Piśmie, którzy przy tym wmawiają ofierze, że Bóg jest po ich stronie, a w razie czego powiedzą „cały urodziłeś się w grzechach i śmiesz nas pouczać?”. Jak wierzyć, że jest inaczej? Jak grzesznik ma uwierzyć, że w jego sporze z świątobliwymi Bóg stoi po jego stronie? Przepraszam, to nie jest sytuacja hipotetyczna. Znajdują się w niej np. osoby molestowane przez duchownych...

Jestem przekonany, że Ewangelia, przecież będąca Dobrą Nowiną o zbawieniu, niesie radość. Czuję się nieswojo, gdy w Wielkanoc widzę twarze celebransów i wiernych pogrążone w bezbrzeżnym smutku. Nie wydaje mi się jednak, by smutek zawsze był objawem jakiejś znaczącej duchowej niedojrzałości. I dlatego z mieszanymi uczuciami przeczytałem dzisiejsze rozważania papieża Franciszka na Anioł Pański. A wam, drodzy czytelnicy, jak się wydaje?

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama