Jeden z dziesięciu

Górnik, doktor historii Kościoła, miłośnik muzyki poważnej i... kotów. Wierny mąż, ojciec trzech synów i dziadek został dziesiątym polskim diakonem stałym.

Reklama

Od 1982 roku Albert Karkosz pracował w śląskich kopalniach „Katowice”, „Kleofas” i „Murcki”. Gdy dojeżdżał do tej ostatniej, w drodze, nawet gdy podwoził kolegów, odmawiał Różaniec razem z Radiem eM.– Nie było gadki, tylko musieli przynajmniej słuchać – zaznacza. Pracę zawodową zakończył na stanowisku głównego dyspozytora ruchu kopalni. Nigdy nie był w partii. – Dzięki temu miałem świadomość, że nie mam związanych rąk – wspomina tamte czasy. Z żoną Barbarą od 23 lat mieszkają na terenie parafii Przemienienia Pańskiego.

Mają jednego wnuka. Święta środa Pan Albert zawsze interesował się historią. Zwłaszcza historią Kościoła, która wydawała mu się najbardziej wiarygodna i rzetelna. Studia teologiczne podjął, gdy jeszcze pracował. W pracy magisterskiej zajął się osobą ks. Józefa Grycmana z Bojszów, bo był lekko spowinowacony z jego rodziną. Był mu stawiany jako wzór kapłana. „Ksiądz Grycman mnie nauczył tego i tego” – słyszał nieustannie od ojca w domu. – Tata był zafascynowany tym księdzem i jakoś tę fascynację przelał na mnie – mówi diakon Albert. – Ks. Grycman jest dla mnie typowym przykładem świętych obcowania. Gdy miałem jakiekolwiek problemy i nie wiedziałem, co zrobić, jechałem na cmentarz na jego grób. Po jakimś czasie medytowania, gdy wracałem do auta, już tych kłód w życiu nie widziałem. Przygoda z nauką trwała dalej i w 2008 r. A. Karkosz obronił doktorat na Uniwersytecie Opolskim. Pracę doktorską o dekanacie mysłowickim napisał pod kierunkiem obecnego ordynariusza gliwickiego bp. Jana Kopca. – Z Opolem po części wiążą mnie korzenie rodzinne – dodaje. „Środa dla Alberta jest dniem świętym” – mówili w pracy koledzy, którzy z życzliwością patrzyli na jego naukowe pasje. Żył wtedy w ciągłym biegu między pracą, bibliotekami, archiwami, uczelnią w Opolu i... rodziną. „Panie Albercie, proszę się nie denerwować – Kościół pracuje pomału, ale skutecznie” – usłyszał kiedyś od jednego z profesorów, gdy wychodził z archiwum. – A ja drżałem, bo miałem wyliczone minuty na dojazd do pracy – wspomina z uśmiechem pan Albert. – Rano wychodził, a wieczorem późno wracał – potwierdza żona Barbara.

Dziennikarski wzór

Jedną z inspiracji w podejmowaniu decyzji o diakonacie stałym był dla pana Alberta przykład dziennikarza Bogdana Sadowskiego, który do 2007 roku był w TVP współgospodarzem niedzielnego programu „Między ziemią a niebem”, a w 2009 r. przyjął święcenia i został pierwszym diakonem stałym w archidiecezji warszawskiej. – On nam się podobał, bo zanim jeszcze został diakonem, mówił w sposób bardzo wiarygodny, od serca – ocenia pan Albert. Wyjaśniając powody decyzji o przyjęciu święceń diakonatu, wspomina też poprzedniego proboszcza, ks. Grzegorza Glenca, który mocno zaktywizował ludzi żyjących blisko Kościoła, a jego zmobilizował do napisania książki o historii parafii. 9 lat temu został też nadzwyczajnym szafarzem Komunii św. – Ten kontakt z posługą w Kościele sprawiał mi ogromną radość – mówi diakon. Widział, ile radości sprawiało chorym to, co robił. Poświęcał im coraz więcej czasu. To też wpłynęło na decyzję o święceniach.

– Cieszyłem się, że te osoby miały świeże informacje dotyczące życia parafii – zaznacza. Pokazywał im w laptopie aktualne zdjęcia kościoła, a one dopytywały go o rodzinę i o... kota. – W pewnym momencie zakończyła się historia z uczelnią, mąż się obronił, w międzyczasie napisał książkę o parafii Przemienienia Pańskiego, były wakacje i czegoś brakowało – dodaje Barbara. Gdy Jan, jeden z szafarzy w parafii, zaczął przygotowania do diakonatu stałego (mieszka teraz w innej diecezji), dr Albert dojrzał do podjęcia decyzji i zgłosił się do proboszcza. – Panie Albercie! Ja na to czekałem – usłyszał radosną reakcję ks. Glenca. Potem doszło do spotkania z abp. Skworcem, który wyraził zgodę na przygotowania do diakonatu. Potrzebna też była zgoda żony. – Myślałam tylko o jednej rzeczy – że jest to kolejny etap w naszej posłudze – zaznacza Barbara, która pracuje w jednym z katowickich szpitali. Układa też kwiaty w dwóch kościołach w centrum miasta. – Skoro Albert ma jeszcze większe możliwości, nie pracuje zawodowo, niech się w tym realizuje.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama