Nie zamierzam tłumaczyć żadnego fragmentu papieskiego nauczania. Rzecz raczej o pewnym nowym zjawisku. I wcale nie złośliwie.
Temat ten poruszył już wczoraj ks. Lewandowski. Chciałbym jednak dorzucić swoje trzy grosze. Bo to wszystko nie jest takie proste. Pamiętam z czasów mojej młodości dziewczynę, która po lekcjach religii często płakała. Nie, nie ze wzruszenia. Jej katecheta w swoim stylu nauczania próbował naśladować Jezusa. Jak wiadomo chętnie przebywał On z grzesznikami a dość często piętnował faryzeuszów. Ów katecheta starał się robić podobnie. Dla zbuntowanych miał zawsze dobre słowo. Tych, którzy chodzili do kościoła i się angażowali bezlitośnie porównywał do faryzeuszy. Takie stawianie sprawy bez znajomości faktycznych intencji owych młodych ludzi było skrajnie dalekie od postawy Jezusa, ale cóż...
Myślę, że podobnie można zareagować na słowa papieża Franciszka. Z zastrzeżeniem: głównie w sytuacji, gdy dziennikarze w poszukiwaniu „smaczków” wyrywają jego słowa z kontekstu. Dla tych, którzy stoją poza Kościołem lub na jego marginesie Franciszek ma dobre słowo. Ci, którzy identyfikują się z Kościołem i starają się wiernie mu służyć – głównie chodzi o księży i biskupów – słyszą najczęściej nagany. I byłoby to pewnie do przełknięcia. Tyle że te prawdziwe oceny Franciszka są wykorzystywane przez ludzi Kościołowi nieprzychylnych. „Patrzcie, nawet wasz papież wam mówi, a wy co?”. W takiej atmosferze upokorzonym nauczaniem papieża może się czuć nawet najbardziej święty człowiek.
Paradoksalnie najwygodniej w tej całej sytuacji mogą się poczuć ci ludzie Kościoła, którzy mają najszersze sumienia. Oni są doskonali, ich ten problem nie dotyczy. Ba, mogą nawet przyłączyć się do chóru krytyków i wytykać innym ich błędy. Każdy kto uczciwie patrzy na siebie jakąś niedoskonałość dostrzeże. I to tym więcej im lepiej widzi różne problemy nękające ludzi w jego otoczeniu. Może pomyśleć tak: znalazłem czas na rozmowę z pięcioma ludźmi, a potrzebują jej setki; funduję ze swoich pieniędzy obiady dwójce dzieci, a głodnych jest więcej; ludzie traktują mnie z wielkim szacunkiem; czy nie dlatego, że jestem wyniosły i tego od nich żądam?". To nie przesada. Wystarczy przypomnieć opowieści o modlitwie Jana Pawła Wielkiego, gdy otoczony plikami karteczek proszących go o wstawiennictwo starał się, trochę bezradny, wszystkie te intencje powierzyć Bogu. Kto chce uczciwie służyć Bogu zawsze odkrywa, że potrzeb jest przerażająco dużo...
Jak więc czytać te ostre wskazania papieża Franciszka? Istnieje pokusa, żeby je jakoś sobie (i innym) złagodzić przez odpowiednią interpretację albo żeby przestać się nimi przejmować. Obie postawy można już zauważyć wśród tych polskich katolików, których głos dociera jakoś do szerszej opinii publicznej. To drogi donikąd. Ale można inaczej. Można potraktować je jako okazję do uczciwego rachunku sumienia. Że zaboli? Niestety, gdy człowiek chce żyć po Bożemu, tak czasem musi być. Że ktoś potem powie: „o proszę, dopiero jak mu Franciszek powiedział to zrozumiał jakim był draniem”? Nie szkodzi. Wizja papieża Franciszka jest jak najbardziej ewangeliczna. To znaczy ta prawdziwa, niekoniecznie dobrze oddana w medialnym przekazie. A dla Jezusa można się wstydzić swoich dawnych niedoskonałości.
Wierzącym, którzy chcieliby nauczanie Franciszka wykorzystywać do wytykania palcami swoich współbraci trzeba chyba w tym miejscu przypomnieć, że wedle słów Mistrza bliźnich trzeba kochać jak samego siebie. Bez taryfy ulgowej dla hołdowania swojemu poczuciu wyższości i napawania się słodyczą zemsty.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
Kalendarium najważniejszych wydarzeń 2024 roku w Stolicy Apostolskiej i w Watykanie.
„Jesteśmy z was dumni, ponieważ pozostaliście tymi, kim jesteście: chrześcijanami z Jezusem” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.