Od 14 lat w metropolii Buenos Aires prowadzi dom dziecka dla dziewcząt.
Czekając na zakończenie zajęć szkolnych swoich podopiecznych, oglądała w telewizji relację z wyboru papieża. – Gdy usłyszałam imię i nazwisko nowego ojca świętego: Jorge Bergoglio, pomyślałam sobie, że to jakiś Włoch, który nazywa się tak samo jak nasz kardynał. Chwilę potem, gdy go zobaczyłam w białej sutannie, była już tylko wielka radość – wspomina s. Karolina Frąk ze Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstanek, pochodząca z podradomskiego Młodocina Mniejszego.
Osobista prośba
To było dwa i pół roku temu. – „Tu mówi ojciec Bergoglio, może siostra mnie nie zna” – usłyszałam głos w słuchawce. „Ależ księże kardynale, oczywiście, że znam” – odpowiedziałam. Dzwonił z prośbą o przyjęcie do naszego ośrodka dziewczynki, która, przywiązana do łóżka, od pół roku przebywała w szpitalu psychiatrycznym. Nie było nam łatwo podjąć decyzję, bo nasz ośrodek nie jest przystosowany do opieki nad osobami w takim stanie. Ale przekonała nas jego niesamowita ufność w to, że ta dziewczyna rozpocznie nowe życie. Kardynał zapewniał wszelką pomoc, lekarstwa, wizyty lekarzy itd. I proszę sobie wyobrazić, że po półtora miesiąca pobytu u nas ta dziewczyna wróciła do zdrowia. Wraz ze swą siostrą została zaadoptowana. Dziś odwiedza nas i nasze podopieczne – opowiada zmartwychwstanka. S. Karolina do zgromadzenia wstąpiła w 1989 r. Jak opowiada, jej powołanie kształtowało się pod duchową opieką ks. Stanisława Rożeja, jej katechety z parafii w Kowali. Dwa lata później złożyła pierwsze śluby.
Ostatnie cztery lata pobytu w Polsce pracowała w Liceum Ogólnokształcącym w Warszawie, prowadzonym przez siostry z jej zgromadzenia. – Moim marzeniem była posługa tym, którzy najbardziej potrzebują pomocy. Nigdy o tym nie mówiłam głośno, ale o tym nieustannie myślałam. Nie powiedziałam tego nawet wtedy, gdy matka generalna Dolores Stępień napisała list otwarty, że potrzebna jest kandydatka, która podjęłaby się pracy w Argentynie, gdzie siostry otwierają dom dziecka. W podjęciu decyzji pomogła mi s. prowincjalna Teresa Jasieńska, która spotkawszy się ze mną, jakoś wyczuła moje pragnienia. I na jej pytanie, czy chcę pojechać, wyraziłam zgodę – mówi s. Karolina.
Najlepsze lekarstwo
Buenos Aires to metropolia licząca niemal 3 miliony mieszkańców. Jedna z największych w Ameryce Południowej. W jej południowej części znajduje się ponad 200 tysięczne Lanús. To tutaj znajduje się dom dziecka prowadzony przez siostry, a jego dyrektorką jest właśnie s. Karolina. W ośrodku wraz z czterema zakonnicami mieszkają 22 dziewczynki. – W Lanús prowadzimy dom dziecka dla dziewczynek opuszczonych, porzuconych, osieroconych i skrzywdzonych. To są dzieci często latami wykorzystywane seksualnie, bardzo często bite, przygotowywane do prostytucji lub żebrania. Są tak zastraszone, że takie sytuacje uważają za normalne i bywa, że na początku pobytu w naszym domu pytają mnie, dlaczego nikt ich nie bije. Każda z nich to osobna, wielka i dramatyczna historia – opowiada misjonarka.
Siostry prowadzą placówkę w ścisłej współpracy z sądami, ośrodkami pomocy i gronem życzliwych i ofiarnych osób. Wszystkie dziewczynki są uczennicami prywatnej szkoły katolickiej, prowadzonej przez franciszkanów. A tym, co najbardziej pomaga wyjść dzieciom z traumy, jest atmosfera, jaka panuje w domu. – Jesteśmy ze sobą bardzo zżyte. Wiele z nich mówi do mnie „mamo”, bo nie znają swoich biologicznych mam. Ogarniamy je ciepłem i miłością. To najskuteczniejsze lekarstwo pozwalające wychodzić im na prostą. Przychodzą wieczorami, gdy zapadnie zmrok, i z płaczem opowiadają swoje historie. Tak bywa miesiącami. A ja słucham, bo wiem, że to jest im potrzebne – mówi misjonarka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.