Zagrożenia trzeba trzeźwo i roztropnie brać pod uwagę. Ale samego diabła należy po prostu zignorować. Nie ma nic nudniejszego niż jego osoba.
W najnowszym Tygodniku Powszechnym można przeczytać obszerny materiał na temat zagrożeń duchowych, posługi egzorcystów i ich obecności w mediach. W dużej części jest polemiką ze zjawiskiem, którego jedną z wyraźniejszych form jest miesięcznik „Egzorcysta”.
Pierwszy numer „Egzorcysty” – już chyba blisko rok temu - przeczytałam starannie. Więcej do tego pisma nie sięgnęłam. Między ostrzeżeniem a fascynacją zjawiskiem jest bardzo cienka granica i moim zdaniem została ona w tym przypadku przekroczona. Nie była to tylko moja reakcja. Tyle na temat pisma.
Z drugiej strony autorzy tekstów zdradzają się z dość lekceważącym podejściem do zagrożeń duchowych. Mam ochotę zapytać: skąd pewność, że prawdziwe opętania są bardzo rzadkie? Część rozmówców sugeruje, że wręcz ich nie ma, a problemy mają głównie naturę psychologiczną. „Wolno sądzić, że bycie chrześcijaninem oznacza bycie zbawionym, a kto jest zbawiony, jest chroniony przed opętaniem” – pisze o. Jacek Prusak powołując się na zdanie niektórych egzegetów i teologów. W Nowym Testamencie opętania nie dotyczą chrześcijan. To prawda. Ale też bycie chrześcijaninem oznacza życie w łasce uświęcającej. Jeśli w nas żyje Chrystus faktycznie żaden demon nie ma do nas dostępu, a najsilniejszym „egzorcyzmem” jest sakrament pojednania i pokuty. Od niego trzeba zacząć.
Trzeba zadać pytanie: ilu chrześcijan żyje w łasce uświęcającej? Ilu jest uwikłanych w najróżniejsze magiczne zachowania? Ilu od lat nie przystępowało do sakramentów, nigdy nie poznało własnej wiary, nigdy nie miało szansy spotkać Jezusa, bo nikt im Go nie pokazał?
O. Prusak zdaje się kwestionować pogląd, że o każdy ułamek upomina się Bóg lub diabeł. Ja bym tego akurat zdania nie kwestionowała. Nie ma rzeczywistości neutralnej. Albo jakaś rzeczywistość jest dobrem, albo tego dobra w niej – przynajmniej w jakimś wymiarze -brakuje. Trzeciego wyjścia nie ma. Nie oznacza to od razu że kontakt ze zubożoną w dobro rzeczywistością grozi opętaniem. Dużo bardziej grozi pokusą czy (dużo poważniej) zgorszeniem.
Poruszono również wątek różnych list zagrożeń duchowych. To prawda: pusty śmiech mnie ogarnia, gdy słyszę, że groźna jest kontrola oddechu przy gimnastyce. A jednak bardzo mocno mam w głowie świadectwa ludzi, którzy twierdzą, że np. Harry Potter wciąga, uzależnia i popycha do zła. Oczywiście, uzależnić się można od wszystkiego, ale jednak nie zamierzam tego lekceważyć. W imię trzeźwego myślenia, o którym przypomina o. Tomasz Franc, dominikanin i psychoterapeuta.
Kolejny temat – zagrożenie złem w rodzinie. Grzechy osobiste się nie dziedziczą, to prawda. Ale dziedziczą się zranienia. Dziedziczy się sposób rozwiązywania problemów. Może się dziedziczyć pewien rodzaj uwikłania w zło, choćby „wdrożenie” w rzeczywistość magiczną. Nieuleczona trauma jest miejscem wrażliwym na różne patologiczne rozwiązania dające szybkie zaspokojenie. To potężna furtka dla zła.
Czy zamknąć ją może tylko terapia? Z pewnością jest dobrą drogą. Może nawet najlepszą. Nie chcę reklamować uzdrowień – terapia jest trudna, uzdrowienie wydaje się proste. Można wieczność czekać na uzdrowienie nie podejmując wysiłku. Bóg nie rozwiązuje za nas problemów, które możemy rozwiązać sami. Ale też nie chcę negować tej możliwości. Głębokie doświadczenie miłości Boga jest w stanie uleczyć wiele ran.
Wracając do materiałów w Tygodniku, bo komentarz zaczyna przekraczać zwykłą objętość. Nie wiem, skąd o. Prusak bierze pewność, że „egzorcyści lubią myśleć o sobie jak o elitarnej grupie w Kościele”. Z moich – niewielkich, to prawda – doświadczeń wynika, że egzorcyści są ludźmi bardzo pokornymi, pełnymi wewnętrznej ciszy, pokoju i radości. Nierzadko „pozytywnie zwariowanymi”. Powiem wprost: jeśli ktoś tak o sobie myśli, powinien przestać być egzorcystą, bo zapomniał, że jest tylko narzędziem miłości Boga.
Mimo wszystkich wątpliwości: teksty w Tygodniku warto wziąć poważnie pod uwagę. Bo przypominają o dwóch najważniejszych rzeczach. Po pierwsze: to diabeł się powinien nas – chrześcijan - bać, nie na odwrót. To w NAS żyje CHRYSTUS. I druga: zagrożenia trzeba trzeźwo i roztropnie brać pod uwagę. Ale samego diabła należy po prostu zignorować. Nie ma nic nudniejszego niż jego osoba.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.