Szaraczki

Przyjąć tylu ludzi. Dom wywrócony do góry nogami. Jaki kłopot? Jaki trud? Gospodyni jest zdziwiona.

Reklama

Taki już los pielgrzymkowych służb. Siedzieliśmy przed kościołem w Krzepicach nie mając już nadziei na spanie w łóżku, gdy zjawiło się rodzeństwo. Brat z siostrą konkretnie. Mieszkamy dość daleko, na peryferiach, ale jeśli macie jeszcze dość siły, zapraszamy. Dość siły. Wątpliwość uzasadniona. To był ostatni rok, kiedy pielgrzymka kaliska szła w jednej grupie. Trzeba przejechać trasę z Wielunia do Krzepic i zobaczyć trzy i pół tysiąca ludzi w jednej kolumnie. Kierujący ruchem musieli biegiem wyprzedzać krzyż przynajmniej trzysta metrów do przodu, by nie utworzył się korek. Można sobie wyobrazić jaki stan przedstawiali wieczorem. Wracając do rodzeństwa. W ich domu święto i zmartwienie gospodarzy zarazem. Bo w mieście z racji  pielgrzymki zabrakło chleba. Czy goście się nie obrażą, że na kolację będą tylko kabanosy i czekolada? Łzy stanęły mi w oczach…

Widziałem je nie tylko w oczach pielgrzymów. Przez Koło przechodziła pielgrzymka gdańska. W naszej parafii wypadał jej nocleg. Zazwyczaj kilka dni wcześniej mieliśmy adresy noclegów dla wszystkich pątników. Mimo to przed kościołem czekała spora grupa osób, gotowych zaprosić do swych domów. Ileż razy w ich oczach były łzy. Bo zabrakło pielgrzymów…

Mała wioska gdzieś w województwie łódzkim. Przed świątynią samochody i ciągniki z przyczepami. Jedziemy. Dwadzieścia osób zajmuje wszystko, co się da. Łóżka, fotele, podłogę. Na stole czekają kanapki. Rozmawiam z gospodarzami. Bierzecie sobie na głowę wielki kłopot i trud. Przyjąć tylu ludzi. Dom wywrócony do góry nogami. Jaki kłopot? Jaki trud? Gospodyni jest zdziwiona. To nie trud, ale błogosławieństwo Boże pod dachem.

O to błogosławieństwo często goście z gospodarzami razem prosili. We wspomnianym Kole po godzinie dwudziestej widać było ludzi idących tylko w jednym kierunku. Do kościoła parafialnego. Pątnicy już umyci, nakarmieni. Niektórzy trochę utykali. Z nimi goszczące rodziny. Pół godziny przed dwudziestą pierwszą zaczynał się Apel Jasnogórski. Swojsko się zaczynał. Na góralską nutę choć wielkopolska nizinna jest. „Skorośmy się zeszli tu, przed tym obrazem, to se zaśpiewajmy Matce Boskiej razem. Ostań matko Boska między pielgrzymami. Ostań i serdecznie opiekuj się nami.” Oj, to był śpiew.

W Ostrowąsie, na Kujawach, Kaszubów orkiestra parafialna wita. Do Księżnej Kujawskiej wprzód prowadzi. Potem do wsi. A tam jak na weselu. Stoły porozstawiane od jadeł wszelakich się uginają. Gospodynie w czepkach. A wszystko z serca. I tylko jedną prośbę słychać. O modlitwę przed jasnogórskim wizerunkiem.

Nazbierało mi się tych wspomnień. A wszystkiemu winien wpis pod wtorkowym komentarzem. „Przyznaję, nigdy nie uczestniczyłem w pieszej pielgrzymce do Częstochowy, jednak wydaje się że te pielgrzymki nie miały by szans istnienia gdyby nie szaraczki w poszczególnych miejscowościach użyczający pielgrzymce schronienia, wody czy jadła - może się mylę - nie wiem. Ale stara prawda jest taka: ten Kościół istnieje nie dlatego, że kapłan, czy biskup, czy papież - ale dlatego że szaraczki.”

Zgadzam się. Jedno najwyżej dodam. Jezus i szaraczki.


 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7