Po prostu żyć wśród nich

O głoszeniu Ewangelii wśród peruwiańskich górali andyjskich z pochodzącym z diecezji opolskiej ks. Pawłem Chudzikiem rozmawia Anna Kwaśnicka.

Reklama

Czy wyobrażenia, jakie przed samym wyjazdem miał Ksiądz o Peru i o pracy misyjnej, sprawdziły się?

Ks. Paweł Chudzik: I tak, i nie. Wiele rzeczy, których uczyłem się w czasie przygotowania do pracy misyjnej, sprawdziło się. Ale jest też wiele, które zaskoczyły mnie pozytywnie. Okazało się, że Pampas, w którym na przestrzeni ponad 20 lat pracowali misjonarze z diecezji opolskiej, z małej wioski przeobraziło się w wielką wioskę, a nawet niektórzy mówią, że w małe miasteczko. Pojawiły się zupełnie inne możliwości dzięki dostępności telefonu, internetu czy telewizji. Co prawda nadal do Pampas nie dojeżdża się drogą asfaltową, ale w samym miasteczku główne ulice są wybetonowane, są też zrobione chodniki. Pozytywnie zaskoczyło mnie również samo miejsce, w którym zamieszkałem. Plebania spełnia europejskie standardy, wyrosło też tutaj centrum pastoralne dla całej prowincji Tayacaja.

Misjonarze podkreślają, że pierwsze i najważniejsze jest zdobycie zaufania miejscowej ludności. Jak to robić?

Nie ma żadnych innych sposobów budowania zaufania niż przez bycie wśród ludzi, do których zostało się posłanym. Dlatego przypatruję się ich życiu, ich pracy, poznaję miejscowe zwyczaje i tradycje, próbuję w to wejść całym sobą. To jedyna recepta. Jeśli ludzie będą widzieć, że jestem wśród nich na co dzień, integruję się z nimi, kupuję na ich bazarku, jem to, co oni, wtedy coraz bardziej będą się na mnie otwierać. Zauważyłem, że wiele dobrego daje odzywanie się w ich języku quechua. Udaje mi się to na całkiem podstawowym poziomie. Potrafię zapytać o to, jak się ktoś nazywa, jak się czuje, czego ode mnie potrzebuje. Umiem liczyć do 10. Tyle opanowałem, ale wiem, że muszę nauczyć się więcej, bo to ich cieszy.

: Czy wyobrażenia, jakie przed samym wyjazdem miał Ksiądz o Peru i o pracy misyjnej, sprawdziły się?

Od pół roku nie mieszka już Ksiądz w Pampas…

Tak, gdy do Pampas przyjechał ks. Dariusz Flak i podjął obowiązki wikariusza, przeprowadziłem się do Salcabamby, mojej samodzielnej parafii, gdzie wcześniej pracował ks. Norbert Herman, również misjonarz diecezji opolskiej. To za jego czasów powstały w Salcabambie nowy kościół i mała plebanijka, w której teraz mam swój przyczółek.

Czy mieszkańcy Salcabamby obdarzyli zaufaniem nowego kapłana?

Ks. Norberta ludzie znali i przyjęli jako misjonarza, a ja wchodzę na wydeptane przez niego ścieżki, które trochę zarosły w okresie, gdy nie było stałej opieki duszpasterskiej. Ludzie wiedzą, po co przyjechałem, życzliwie mnie traktują. A przecież każdy człowiek spoza ich kręgu kulturowego jest dla nich kimś obcym, muszą się do niego przekonać. I to przekonywanie między nami ciągle jeszcze trwa. Co więcej, moja parafia to nie tylko miejscowość, w której mieszkam, ale także blisko 50 wiosek. Nawet do wszystkich jeszcze nie dotarłem.

Z jaką religijnością spotkał się Ksiądz w swojej parafii?

Górale andyjscy są ludźmi otwartymi na Pana Boga, ale wierzą zupełnie inaczej niż my. Z oczywistego względu samo ich uczestniczenie w życiu sakramentalnym nie może być takie samo jak w polskich parafiach, bo ich nie ma kto katechizować, nie ma kto pogłębiać ich wiary. Przykładowo w Niedzielę Miłosierdzia Bożego dotarłem do wioski, której nie miałem na mapie, a w której ksiądz ostatni raz był 7 lat temu. Ci ludzie mają podstawowe braki, ale zupełnie nie ze swojej winy. Im brakuje kapłana. I tak w Pampas, gdzie od lat księdza nie brakowało, ludzie inaczej przeżywają religijność, a Kościół nabiera kształtu takiego, jaki znamy z polskich parafii.

Jakie zwyczaje Peruwiańczyków andyjskich najbardziej Księdza zaskoczyły?

Jest kilka takich zwyczajów. Jeden z nich to wyciąganie z grobu trumny ze zmarłym w rocznicę jego śmierci. Słyszałem o takich praktykach, ale myślałem, że już zanikły. Tymczasem kilka razy zdarzyło mi się, że przyjechałem na cmentarz i widziałem, że trumna jest wyciągana z grobu. Rodzina pytała mnie, czy mogą zmarłego przyprowadzić na Mszę św. Odpowiadałem, żeby zostawili go przy grobie, że najpierw pomodlimy się w kaplicy, a potem przyjdę pobłogosławić na nowo grób. Niezwykłe są również fiesty patronalne ku czci konkretnego świętego. Ile w tych uroczystościach prawdziwego kultu, a ile ludowych tradycji, które przybrane zostały w płaszczyk religijności, to jedynie Pan Bóg wie. Na pewno obowiązkowo w czasie fiesty musi odbyć się procesja, ona jest ważniejsza od wszystkiego.

Co jest najtrudniejsze w pracy misjonarza?

Jestem młodym misjonarzem i barierą jest dla mnie zderzenie mojej kultury wiary wyniesionej z Polski z tamtejszym sposobem życia i funkcjonowania. To są dwa światy, które w sobie muszę połączyć, żeby jak najlepiej dać ludziom Pana Jezusa. Bo być misjonarzem to znaczy głosić Dobrą Nowinę. Robię to swoim życiem, mówię o Panu Jezusie, który przyszedł na świat, aby zbawić człowieka, uczył miłości, podkreślał wagę życia według przykazań. Muszę jednak pamiętać, że sam sposób wyrażania wiary przez tych ludzi jest inny, co nie znaczy, że gorszy. Dlatego myślę, że największą barierą i trudnością dla misjonarza jest on sam dla siebie. Muszę pamiętać, że jestem tylko narzędziem, którym posługuje się Bóg.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ, MISJE

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama