Ks. Antoni Trzyna: – Przebywanie z ludźmi i praca dla ludzi jest główną myślą mojego kapłaństwa. Z ludzi jestem wybrany i do ludzi posłany. To usłyszałem podczas święceń i tego się trzymam.
W ostatnim dniu maja minęło 15 lat od święceń, które ks. Antoni Trzyna otrzymał z rąk abp. Józefa Michalika w Przemyślu. – Moja droga do kapłaństwa rozpoczęła się w czwartej klasie szkoły podstawowej. Byłem ministrantem. W naszej parafii zobaczyłem człowieka, który w klapie marynarki miał krzyżyk. Zapytałem proboszcza, co to oznacza. On odpowiedział, że to kleryk naszego seminarium – wspomina ks. Antoni Trzyna. – Ten krzyżyk obudził we mnie pragnienie… Też tak chciałem – dodaje wikariusz parafii Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie. Droga jednak była jeszcze długa: szkoła podstawowa, a później średnia, praca w rozlewni napojów i dwa lata w wojsku. Ostatecznie, mając 25 lat, wstąpił do seminarium.
– Podczas studiów bardzo ważnymi osobami dla mnie byli ks. Marian Rojek, nasz wykładowca teologii dogmatycznej, który obecnie jest biskupem, oraz ks. Stanisław Potocki, profesor Starego Testamentu. Obaj są nietuzinkowymi postaciami. Biskup Marian bardzo konkretny, poukładany z ojcowskim podejściem, a ks. Potocki o wielkim intelekcie, a przy tym człowiek wielkiej pokory i zrozumienia dla ludzkich słabości – opowiada ks. A. Trzyna. – Pamiętam jeden z egzaminów. Byłem wtedy rozbity. Moja mama, która była wtedy już od 36 lat sparaliżowana, bardzo źle się czuła. Ks. Potocki zauważył to i zamiast zadać pytanie z materiału, zapytał „Co tam przeżywasz?”. Rozmawialiśmy o mamie. Oczywiście na końcu padło i pytanie egzaminacyjne – dodaje ksiądz.
– Chciałem być takim księdzem jak oni. Są dla mnie wzorem. Dzień święceń nadszedł 31 maja 1998 r. – Bardzo je przeżyłem. Cieszyłem się, że moja mama mogła na nich być. Przyjechała na wózku. Wiem, że Ona, przez swoje modlitwy i ofiarowane za mnie cierpienia, utwierdzała moje powołanie. Dziś, już z nieba, nadal przy mnie jest. Po 10 latach pracy w diecezji przemyskiej ks. Antoni Trzyna przeniósł się do diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. – Abp Józef Michalik poprosił księży, aby kto chce, przyjechał do tutejszej diecezji, aby pomóc tu w pracy. Zgłosiłem się i od 5 lat pracuję w sanktuarium w Świebodzinie – wyjaśnia „zagadkę” swoich przenosin ze wschodu na zachód Polski.
Młodzi dla Jezusa
Od początku swojego kapłańskiego życia kierunek „z młodzieżą do Jezusa” mocno wpisał się w pracę ks. Antoniego. – Jeszcze w diecezji przemyskiej realizowaliśmy z młodzieżą zwariowane pomysły. Czasami po Mszy św. w niedzielę ktoś rzucał pomysł „A może pojedziemy na oscypka do Zakopanego?” lub „Zwiedzimy zamek w Krakowie?”, a kiedyś „Może lot samolotem?”. I jechaliśmy kilka godzin, by zjeść góralski przysmak czy podziwiać podniebne widoki – śmieje się kapłan. – Najbardziej „świrniętym” pomysłem była szkoła przetrwania w Bieszczadach. W 10 osób wybraliśmy się w góry na tydzień. Mieliśmy tylko suchy prowiant i śpiwory. Sami robiliśmy szałasy czy organizowaliśmy jedzenie. Super było! – mówi wyraźnie rozmarzony duszpasterz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).