Zaniepokojenie z powodu budzących wątpliwości teologiczne i językowe przekładów biblijnych wyrażają eksperci Polskiej Akademii Nauk.
Od redakcji Opinia Komisji Języka Religijnego Rady Języka Polskiego to wyraz troski o zachowanie sacrum języka religijnego. To dobrze. Tyle że jej stanowisko w pewnych momentach budzi sporo wątpliwości i wydaje się być - delikatnie mówiąc - strzelaniem z armaty do komara. Widać to wyraźnie, kiedy przyjrzeć się stanowisku Komisji odnośnie do „Biblii Ślązoka”. Nieznający tej pozycji mogą odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z nie wiadomo jak wielkim nadużyciem. Np. Katolicka Agencja Informacyjna ten wątek stanowiska Komisji uczyniła tytułem swojego doniesienia (http://ekai.pl/serwis/?MID=10367).
Chyba warto przyjrzeć się sprawie dokładniej, by nieco sprostować błędne wyobrażenie o tej pozycji, jakie się może zrodzić po lekturze dokumentu i prasowych doniesień. W pierwszym zdaniu dokumentu czytamy: „Na rynku wydawniczym ukazują się publikacje przedstawiane czytelnikom jako przekłady Pisma Świętego na gwary i regionalne lub środowiskowe odmiany języka. Są to na przykład: Biblia Ślązoka Marka Szołtyska (…)
Trochę zdumiewa potraktowanie książki Marka Szołtyska jako przekładu Biblii. Każdy kto zapoznał się z jej tekstem wie, że to opowiadania biblijne. W śląskiej gwarze autor opowiada o niektórych biblijnych wydarzeniach. Wytaczanie w jego przypadku argumentu, że powinien tłumaczyć swoje dzieło z języków oryginalnych brzmi komicznie. Dobrze, że w 4 punkcie stanowiska jego autorzy się zmitygowali i przyznali: „Biblia Ślązoka to raczej „historie biblijne”, „przetłumaczone” (strawestowane) na dialekt śląski, połączone z eksplikacją poglądów autora na historię i współczesność Górnego Śląska”. W takim razie po co było twierdzić na początku, że chodzi o tłumaczenie? I konsekwentnie autora książki nazywać „tłumaczem” (w cudzysłowiu) oraz zarzucać mu niezgodność z tekstem biblijnym w dalszej części dokumentu?
Warto w tym miejscu dodać, że nikt „Biblii Ślązoka” nie czyta podczas liturgii zamiast słowa Bożego, czego wrzucając do jednego worka wszystkie trzy inkryminowane pozycje, autorzy dokumentu wyraźnie nie zaznaczyli.
Dalej w „Uwagach” napisano: Razi tam zwłaszcza niezgodność z treścią Pisma Świętego, nieuzasadniona poufałość wyrażana zdrabnianiem imion i teologiczna beztroska „tłumacza”. Na przykład: Ponboczek to zarówno Bóg Ojciec, jak i Jezus: „Ponboczek kozoł ci pedzieć, że poczniesz i urodzisz synka [...] o kerym bydom godać, że je Ponboczkowym Synkiym” (zwiastowanie, por. Łk 1,31–32, s. 46); „Ponboczek uros na fajnego karlusa [to tekst niebiblijny]. Ale w jedna noc zaś przyśnioł sie Zefkowi anioł...” (ucieczka do Egiptu, por. Mt 2,13). Wytaczając tak ciężkie zarzuty (niezgodność z treścią Pisma Świętego, nieuzasadniona poufałość z Bogiem, teologiczna beztroska tłumacza) autorzy opinii podali przykłady, które piszącego te słowa wprawiły w zdumienie. Chrześcijanie wierzą w Boga Trójjedynego. Czy nazywanie „Ponboczkiem” zarówno Boga Ojca jak i Syna jest wyrazem niezgodności z treścią Pisma Świętego czy teologicznej beztroski autora książki (nie tłumacza)? Pod dokumentem podpisało się trzech księży…
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.