O ewangelizacji, uzdrowieniu międzypokoleniowym i Bogu, który tuli do piersi, z Agnieszką Kilińską rozmawia Monika Augustyniak.
Monika Augustyniak: Wiem, że jesteś zaangażowana w dzieła ewangelizacyjne. Od kiedy ta sprawa jest dla Ciebie ważna?
Agnieszka Kilińska: Rzeczywiście ewangelizacja leży mi na sercu i to jest coś, czemu oddaję się niemal całkowicie. Ewangelizuję od prawie 10 lat, ale tak na dobre zaczęło się dwa lata temu, kiedy moja znajoma – Monika Brzoza – umierała na raka. Była niesamowitą ewangelizatorką, powołała do istnienia wiele Bożych dzieł. Patrzyłam, jak umiera i... wciąż ewangelizuje. Oprócz tego, że dała świadectwo wielkiej i ufnej miłości do Jezusa, zorganizowała dziękczynienie modlitewne za dar swojego życia i cały pogrzeb, który był jak... ślub. Każdemu przypadła jakaś rola. Spisała testament, wszystko rozdysponowała. W homilii pogrzebowej ksiądz powiedział, że to taka sztafeta. Monika ukończyła swój bieg i teraz inni muszą przejąć pałeczkę. Jakoś to we mnie zagrało i teraz rzeczywiście jestem zaangażowana w ewangelizację.
Prowadzę kursy „Filip”, jestem „dyrygentką” podczas ewangelizacji ulicznej, towarzyszę weekendom Zespołu Formacji Młodych, jestem w ekipie „Pierwszego Słowa” – kursu przygotowującego ewangelizatorów do głoszenia Dobrej Nowiny i jestem we wspólnocie, gdzie zaangażowałam się w diakonię muzyczną. Oczywiście ewangelizacja nie istnieje bez modlitwy i relacji z Jezusem, ona wypływa z Eucharystii, rozważania słowa Bożego, przystępowania do sakramentów. Codziennie modlę się słowem Bożym. Widzę, jak wielką ma moc. Słowo wie wszystko. Jest żywe. To tak, jakbym nie ja czytała Biblię, ale ona mnie. Ten sam fragment odczytuję za każdym razem inaczej. Po moim pierwszym nawróceniu postanowiłam czytać codziennie fragment Ewangelii. Wtedy jeszcze niewiele rozumiałam, ale wiedziałam, że to dla mnie dobre. Dopiero z czasem pojęłam, że w ten sposób spotykam się z Bogiem. Teraz modlę się czytaniami z dnia.
Powiedziałaś, że po pierwszym nawróceniu. To znaczy, że było ich więcej?
Były dwa przełomowe, ale nawracam się każdego dnia. Pierwsze było kilkanaście lat temu, kiedy zaczęłam chodzić na spotkania wspólnoty. Moja koleżanka zakochała się w chłopaku, który był we wspólnocie, a że wstydziła się iść sama, poszłam dla towarzystwa. I stwierdziłam, że tego szukałam. To był burzliwy czas w moim życiu. Byłam w depresji, w którą wpędziłam się przez muzykę satanistyczną, wróżbiarstwo, horoskopy. Miałam myśli samobójcze. A Bóg zaczął mnie z tego wyciągać. Przeszłam rekolekcje, kilka miesięcy później miałam modlitwę o uwolnienie i praktycznie od tego momentu wszystko się skończyło – lęki, rozpacz, dołujące myśli. Zaczęłam życie od nowa, zaczęłam oddychać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.