– Chcieli nas uprowadzić – mówi o. Piotr Michalik spokojnym, tak właściwym dla siebie, tonem.
Chcieli nas związać i uprowadzić
Jak do tej pory, rebelianci trzy razy „odwiedzali” klasztor kapucynów w Bouar, dużym mieście na zachodzie RŚA. Tam przełożonym jest misjonarz z Kędzierzyna-Koźla. Raz rebelianci dostali pół beczki paliwa, drugi raz przyszli po lekarstwa dla chorego swojego człowieka. – Podczas tych „wizyt” zachowywali się w miarę znośnie. Za trzecim razem już tak nie było. Przyjechali, ledwo wróciłem z liturgii Wielkiej Soboty. Jeden z nich był chyba pod wpływem narkotyków. Dwóch mówiło tylko po arabsku, trzeci tłumaczył ich na rodzimy język sango. Zażądali dwóch beczek paliwa. Potem dwóch samochodów. A w końcu 5 mln franków środkowoafrykańskich. Włoch Agostino Bassani i ja ponad godzinę spędziliśmy na pertraktacjach. W pewnym momencie chcieli nas związać i uprowadzić. Szczęśliwie skończyło się na skromnej sumie. Gdy poszedłem pomóc popchać ich samochód, żeby ruszył, jeden z nich prosił, aby się nie gniewać, gdyż są głodni, od miesiąca w drodze itp. – opowiada kapucyński misjonarz.
– Od Wielkiej Soboty już nas nie nękali. Ale dwa razy byli u sióstr szarytek. Protesty ks. Mirosława, wikariusza generalnego diecezji nic na razie nie dały – mówi o. Piotr. Początkowo siostry z pobliskich klasztorów: klaryski, pasterzanki, szarytki zamieszkały dla bezpieczeństwa w klasztorze kapucynów. – W ten sposób nasz klasztor nagle stał się w większości klasztorem żeńskim – puentuje nie bez ironii kapucyn.
Byłem naiwny
– To nie jest moja pierwsza rebelia. Przeżyłem już dwie, ta jest trzecia. W czasie pierwszej to ja byłem jeszcze naiwny. Miałem mentalność polską, partyzancką, myślałem, że to walka o wolność itd. Teraz już wiem, o co tu chodzi. W tej chwili najgorsza sytuacja jest na północnym wschodzie, który pod władzą rebeliantów jest od kilku miesięcy. Mamy tam jeden klasztor. Rebelianci zabrali prawie wszystkie samochody, krowy, pieniądze, paliwo. W końcu wojsko musiało ewakuować 3 braci kapucynów, którzy płacząc opuścili ostatnią misję chrześcijańską w tej diecezji. U nas, w Bouar, dziękować Bogu, nie mieliśmy na razie wielkich strat. Nie jest tak źle. W innych miastach dowódcom rebelii zależy tylko na pieniądzach i to jak najszybciej zdobytych. I tam jest najgorzej – mówi o. Michalik.
Najgorsze jest czekanie
Czy się boi? – No pewnie, że się boję. Tylko idiota by się nie bał. Ale wszyscy starają się nie okazywać bojaźni, nie wpadać w panikę. A ja przecież jestem przełożonym domu, więc jak „oni” przyjadą, to ja muszę do nich wyjść. Na szczęście jest z nami Włoch Agostino, który pomaga w negocjacjach, i jeden brat z Czadu, który doskonale zna arabski i dzięki temu wiemy, co rebelianci mówią między sobą. To nam się bardzo przydaje. A wiesz, co jest najgorsze? Wcale nie to, jak przyjdą i trzeba z nimi rozmawiać, coś im dać. Wtedy jest przynajmniej jakaś akcja, rozmowa, silisz się, żeby wyjść z jak najmniejszymi stratami. Najgorsze jest czekanie. To dobija psychicznie. Rozmawiam z siostrami, z naszymi ludźmi i to jest dla nich bardzo trudne. Nawet nie wiesz, na co czekasz: kiedy i po co rebelianci przyjdą, w jakim będą stanie, w jakim humorze – mówi o. Piotr.
Pytam, o kogo się martwi najbardziej. Odpowiedź – jak zwykle u Piotra – prosta, uczciwa. – Powiedzmy sobie szczerze. Na pewno koszula jest bliższa ciału niż sukmana. Boję się o siebie. Wcale nie jestem urodzonym męczennikiem. Boję się też o swoją wspólnotę. Ale chce mi się płakać ze względu na kraj. Każda rebelia to jest 10 lat do tyłu w rozwoju. Za rebelię płacą zawsze najubożsi, nie te kacyki. Poprzedni prezydent już wcześniej nakradł i spędzi sobie spokojną emeryturę gdzieś w Beninie czy gdzie indziej. Ci, którzy zrobili tę rebelię, to się teraz nałapią. A reszta – to jest bida – mówi.
Kapucyni pracujący w RŚA nie myślą o wyjeździe. – Staramy się trwać, nie panikować, funkcjonować, na ile można. Chcemy przeczekać – mówi nasz krajan. Prosi o modlitwę. – Nic innego nie możecie. Ważne jest też, by media robiły szum. Żeby były jakieś naciski na nowy rząd, który jak na razie nie jest uznawany przez nikogo – dodaje o. Piotr.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.