To już nie tylko propaganda. Coraz częściej spełnia się czarny scenariusz rozwoju koncepcji dotyczących ludzkiej wolności. Każdy ma prawo być wolny, z wyjątkiem...
Co to jest tolerancja? Szacunek dla odmiennych postaw, poglądów – napisał kiedyś jeden z moich uczniów w pracy domowej. Racja. Idąc za wskazaniem jakiejś internetowej definicji zaraz jednak dodał: szacunek ten nie dotyczy poglądów ksenofobicznych, faszystowskich... i jeszcze paru innych. Pokrętne spojrzenie na sprawę, prawda? Bo wystarczy przykleić komuś etykietkę ksenofoba, faszysty czy kogoś tam jeszcze i już nie trzeba być wobec niego tolerancyjnym. A czy etykietka jest prawdziwa czy nie, rozstrzyga nie jakiś sąd, ale widzimisię „tolerancyjnego”.
Problem w tym, że to pokrętne myślenie coraz częściej stosowane jest w praktyce. Niedawno pewna szerzej wcześniej nieznana opinii publicznej pani, na co dzień – jak mówi – walcząca właśnie o wolność jednostki i tolerancję określiła nowego papieża pewnym ogólnie przyjętym za chamskie określeniem. I co? Zamiast przeprosić, tłumaczyć że poniósł ją zapał polemiczny, trwała przy swoim jakby broniła demokracji. Gorzej, znalazła mnóstwo obrońców, którzy twierdzili, że w takim skandalicznym przypadku jak wybór kardynała Bergoglio na papieża w pełni uzasadnione było użycie takiego określenia. Dlaczego można w takim, a nie można już w innym, nie bardzo wiadomo. Pewnie dlatego, że tolerancja dla odmiennych poglądów tolerancją, ale pewni ludzie zawsze mają rację i basta. W środowisku które odrzuca wszelkie dogmaty ten nowy dogmat ma się akurat bardzo dobrze.
Na marginesie można by zauważyć, że opisane zjawisko byłoby ważnym przyczynkiem do dyskusji o często spotykanej postawie „nie chodzę do Kościoła i jestem porządnym człowiekiem, a wierzący to...”. Bardziej dziś jednak chodzi mi o co innego. Czytam właśnie, że środowiska LGTB domagają się rewizji programów szkolnych i podręczników pod kątem treści związanych z orientacją seksualną i modelem rodziny. Eksperci powiedzą jak ma być. Opinia większości, w tym rodziców, nie jest potrzebna? Pewnie nie. Dyskusja dyskusją, ale przecież my zawsze mamy rację, nieprawdaż? My mamy prawo i dlatego inni powinni się zamknąć. A jak nie, to nazwiemy ich faszystami, homofobami, seksisstami albo jeszcze jakoś inaczej i bez oporów będziemy mogli krzykiem i groźbą sankcji prawnych spychać ich na margines społeczeństwa.
Wczoraj ks. Lewandowski zatytułował swój komentarz „Kościół bez zbędnego splendoru” Dziś Wielki Piątek. Pomyślałem więc, że trzeba też napisać o Kościele ukrzyżowanym. W sporze o spojrzenie na płeć, widzenie rodziny, szacunek do ludzkiego życia i wiele wiele innych to my, chrześcijanie, mamy rację. Roztropnie idąc za wizją człowieka jako skażonego grzechem dziecka Bożego umieliśmy i ciągle umiemy unikać skrajności. Ale gdy zapominające o Bogu społeczeństwa – niepomny lekcji faszyzmu i komunizmu – ogarnia nowy ideologiczny szał, nie powinniśmy występować w nim w charakterze bojówki wszelkimi środkami zwalczającej przeciwników. Bycie uczniami Boga, który jest miłością, zobowiązuje. W pewnych sytuacjach trzeba – ciągle wiernie trwając przy nauce Chrystusa i broniąc jej wszystkimi uczciwymi metodami – w pokorze i z miłością przyjąć krzyż w nadziei, że nasze cierpienie zaowocuje jednak jakimś dobrem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.