Królestwo Boże na ziemi – zapoczątkowane Jego obecnością – to czas, gdy Bóg przychodzi ludziom na ratunek. Naprawdę.
Idźcie i donieście to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi.[1]
Królestwo Boże. Jego znakiem jest zdrowie, wolność i życie. Czasem bardzo daleko jesteśmy od spojrzenia ludzi współczesnych Jezusowi. Tak jakbyśmy stracili pewność, że Bóg jest Panem także na tym świecie. Jest władny uzdrowić nawet tych, którym ludzie nie dają już nadziei. Jest władny przywrócić życie. Jezus nie odmawia uzdrowień. Otaczają go tłumy, wołają za nim, dotykają choć zrębu płaszcza, przysyłają sługi, by uzdrowił, przyniósł ulgę. Tu i teraz.
Czasem wypowiada tylko słowo. Czasem wykonuje gesty. Nie ma znaczenia, jak. Ważne, że chorzy, cierpiący, potrzebujący, ubodzy i odrzuceni lgną do Niego i doznają pociechy.
To nie jest „działalność uboczna”. To część Jego posłannictwa. Królestwo Boże na ziemi – zapoczątkowane Jego obecnością – to czas, gdy Bóg przychodzi ludziom na ratunek. Naprawdę.
Daleko nam do tej zwykłej wiary dziecka, które z pełną ufnością wyciąga rękę. Dziecka, które ufa, że otrzyma to czego potrzebuje, to czego pragnie. Często powraca przykład rodzica, który wie lepiej i nie daje rzeczy szkodliwych. Istotnie. Ale byłby potworem, gdyby tylko odmawiał spełnienia pragnień, marzeń i potrzeb ukochanego dziecka. Nawet gdy są drobne, bez znaczenia, niepoważne. To dzięki darom (nie mam na myśli tylko materialnych, wręcz przeciwnie) dziecko poznaje, że jest kochane.
Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom...[2]
To wszystko, co dzieje się w Galilei i Judei jest znakiem Bożej miłości do człowieka. Zapowiedzianym i zrealizowanym. Ma wymiar dowodu, potwierdzenia tożsamości Bożego Syna. Tak zapowiadali prorocy. Ale przede wszystkim jest darem dla człowieka.
Największy dar jest mniej widoczny, a jednak to on stanowi sedno. Odpuszczenie grzechów. Wyzwolenie z tego, co najbardziej przeszkadza w realizacji powołania do bycia człowiekiem – Bożym dzieckiem. Wyzwolenie z tego, co jest źródłem wszystkich ludzkich zniewoleń.
Spodziewali się króla. Spodziewali się zwycięzcy. Spodziewali się wolności politycznej. Po ludzku, ale też na podstawie przeszłości. Przecież to właśnie Bóg wyprowadził ich z Egiptu. Przecież to On wyzwolił ich z niewoli babilońskiej i pozwolił wrócić do Jerozolimy, odbudować Świątynię. W głowie zapewne nie mieścił się im król ukrzyżowany. Przegrany w największy z możliwych sposobów.
Dlatego otrzymali potwierdzenie samego Boga. Znak największy. Chrystus przemienił się wobec nich. Świadectwo o Nim wydali Mojżesz i Eliasz. W końcu i sam Bóg przypomniał im już raz słyszane słowa: To jest mój Syn. I dodał: Jego słuchajcie.
Przemieniłeś się na górze a Twoi uczniowie, na ile byli do tego zdolni, kontemplowali Twoją chwałę, Chryste Boże, by gdy Cię zobaczą na krzyżu, zrozumieli że Twoja męka była dobrowolna, i aby ogłosili światu, że Ty prawdziwie jesteś promieniowaniem Ojca.[3]
Może dzięki temu przetrwali zgorszenie krzyża. Przetrwali, mimo cudzej i własnej zdrady, mimo niezrozumienia. Przetrwali jako wspólnota. Mała, zagubiona, przerażona, ale... zwycięska. Czasem zwycięstwem jest samo przetrwanie.
Bóg wie, że jesteśmy ludźmi. Zna naszą słabość. Doskonale wie, że potrzebujemy dowodów. Doświadczenia Jego miłości. Wsparcia na trudną drogę. Nie oczekuje niemożliwego. Pozwala się doświadczać. Jest. Z wyprzedzeniem kładzie głazy, na których można się oprzeć w czasie ciemności.
Nie zostawił ich samych. Nie zostawi i nas. A błogosławiony będzie ten, kto w Niego nie zwątpi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).