W Oruro misjonarze dziękowali Bogu za życie tragicznie zmarłego ks. Graszka. Za swego kapłana przez całą noc modlili się wierni z parafii w Challapata, gdzie pracował.
"Jest przykładem tego jak ofiarnie pracować na misjach. W czasie swej posługi w Boliwii bardzo zbliżył się do ludzi. Dotarł do wiosek, gdzie przez całe lata nie widziano kapłana. Jego misja będzie trwać”. Tak tragicznie zmarłego 36-letniego ks. Mariusza Graszka wspomina bp Krzysztof Białasik, ordynariusz diecezji Oruro, gdzie polski misjonarz od półtora roku pracował. Zmarł on 8 lutego w wyniku odniesionych obrażeń po tym, jak rozpędzony autobus najechał na stojący na poboczu samochód, który naprawiał. Wraz z nim zginęło pięć innych osób.
8 lutego ks. Mariusz Graszk otrzymał telefon od sióstr elżbietanek, które jechały z Oruro w kierunku jego parafii, z informacją o awarii ich samochodu. Wraz z czterema żołnierzami boliwijskimi stacjonującymi w Challapata (których był kapelanem) i postulantem boromeuszy, pojechał, aby pomóc siostrom. W trakcie naprawy auta, na prostej drodze, najechał na nich nadmiernie rozpędzony autobus. Na miejscu zginęło czterech żołnierzy i postulant. Ks. Mariusz wraz z siostrami w stanie ciężkim został przewieziony do najbliższego szpitala gdzie zmarł.
Ks. Mariusz Graszk pochodził ze Starych Juch koło Ełku. Jego brat bliźniak Jacek jest również kapłanem diecezji ełckiej i obecnie kończy studia biblijne w Rzymie. W 2003 r. obaj przyjęli święcenia kapłańskie. W latach 2010-2011 przygotowywał się do wyjazdu na misje w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. W październiku 2011 r. wyjechał do Boliwii i posługiwał w diecezji Oruro, w parafii Challapata. Duszpasterzował wśród górali andyjskich, którzy zwykle uchodzą za ludzi twardych, nieufnych i zamkniętych. Jednak ks. Mariusz – w swojej relacji z początków pobytu na kontynencie południowoamerykańskim – stwierdził, że ze strony miejscowej ludności doświadczył zupełnie czegoś przeciwnego: ciepła i serdeczności.
Uroczystości żałobne rozpoczęła Msza w kaplicy Bożego Miłosierdzia w Oruro, podczas której misjonarze dziękowali Bogu za życie ks. Graszka. Następnie trumna z jego ciałem została przewieziona do parafii Challapata, w której pracował. „Tam kilka tysięcy ludzi modliło się przez całą noc” – mówi bp Krzysztof Białasik SVD.
„Po Mszy świętej ciało ks. Mariusza zostało zabrane do jego dawnej parafii – relacjonuje polski werbista. – Tam przez całą noc tysiące ludzi towarzyszyło ciału ks. Mariusza. Nie pozwolono go wwieść do wioski, jeszcze przed wioską stało ponad tysiąc ludzi. Na własnych ramionach ponieśli trumnę z ciałem do kościoła, żeby móc mu towarzyszyć. To był piękny przykład pracy misjonarza, który w ciągu półtora roku mógł uczynić tak wiele i tak mocno zbliżyć się do ludzi”.
„To co uczynił było wielkim dziełem – dodaje bp Białasik. – W ciągu półtora roku udało mu się odwiedzić wioski, które nie były odwiedzane przez kilkadziesiąt lat. Chodził po górach do ludzi, którzy wcześniej nie spotkali kapłana. Służył wiernym w miejscach najbardziej oddalonych. Panu Bogu dzięki za jego życie”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).