O namacalnej obecności Boga, szczęściu większym niż wygrana w totolotka i synach, których przytula Matka Boża, z Piotrem Włodarczykiem rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
Łatwo mówić, gorzej zrobić. Praca zawodowa, prowadzenie domu, zakupy zabierają wiele czasu. Pewnie niejeden mężczyzna uskarżałby się na swój los. Pan tego nigdy nie robi.
– Nie robię, bo nie mam powodów do narzekań. Wszystko mi się układa. Chłopcy dobrze się uczą, są zdrowi, a do tego nie sprawiają kłopotów wychowawczych. Obaj są ministrantami, grają w piłkę, należą do kół Żywego Różańca. Mogę na nich liczyć. Wiem też, że w sytuacjach, gdy ktoś namawia ich do złych rzeczy, potrafią powiedzieć „nie”. I – co dla mnie ważne – na razie chętnie spędzają ze mną swój wolny czas. Teraz nie muszę ich prowadzić już za rękę. Widzę, że idą w dobrym kierunku. Są rozsądni, nie wstydzą się swojej wiary, mają pasje i zainteresowania. I od dawna zasypiają z różańcem w ręku. Czego więcej można chcieć? Zamiast biadolić, że jestem zmęczony, wolę dziękować Bogu za Jego codzienne interwencje, a także małe i większe cuda, z których największy jest ten, że dajemy sobie radę.
Kto przez te wszystkie lata był dla Pana wsparciem? Na kogo mógł Pan zawsze liczyć?
– Podporą duchową i moralną był dla mnie nasz ksiądz proboszcz Krzysztof Osiński. Przyszedł do parafii, gdy Paweł szedł do I Komunii św. Jego ciepłe kazania, a potem zaangażowanie, otwartość i żywa wiara dodawały mi sił. Gdy miałem jakiś dylemat, zawsze znalazł czas, by ze mną porozmawiać. Niczym magnes przyciągał do kościoła także moich chłopaków. Zresztą, gdy chodzi o duszpasterzy, mogę powiedzieć, że zawsze miałem szczęście spotykać na swojej drodze tych z prawdziwego powołania. Poza wsparciem ludzkim – jak już powiedziałem – przez cały czas czułem pomoc Bożą. Szczególnie bliska była i jest mi Matka Boża. Ją prosiłem o pomoc. To jedyna kobieta, która mieszka razem z nami (śmiech). Wiem, że Jej czuła i namacalna obecność jest też ważna dla moich synów. Ja nie jestem miękkim facetem. Jak trzeba, to oczywiście przytulę, zgarnę, ale... Prawdziwe ciepło daje matka. Dla nich jest nią Maryja. Mamy też swojego ulubionego świętego, któremu ciągle zawracamy głowę. Jest nim św. o. Pio.
To dzięki wierze Pan żyje, pomaga innym i jest szczęśliwy?
– Tak. Ona jest dla mnie wszystkim. Ze względu na nią angażuję się w pomoc potrzebującym, zwłaszcza dzieciom. Z roku na rok doświadczam, że bez Boga nie można w pełni żyć. Tak ma każdy, ale nie wszyscy o tym myślą. Może dlatego są tak rozczarowani, smutni i wszystko przeliczają na pieniądze. Nieraz spotkałem się z drwiącymi pytaniami o zysk z tak częstego chodzenia do kościoła. Niektórzy podejrzewali nawet, że dostaję za to jakieś pieniądze. Na takie zaczepki nigdy nie odpowiadam. Pani odpowiem dwoma zdaniami. Dla mnie wiara i moi synowie, z których jestem tak dumny, są czymś bezcennym. Znacznie większym niż trafienie szóstki w totolotka, nawet przy potrójnej kumulacji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.