Jeśli ktoś sądzi, że troska o bliźniego w potrzebie to jedna z opcji chrześcijańskiego zaangażowania, może się kiedyś przykro rozczarować
Dzisiaj przypada Międzynarodowy Dzień Walki z Ubóstwem – przypomina Katolicka Agencja Informacyjna. To kolejna okazja, by zwrócić uwagę, jak ważna jest – szczególnie dla chrześcijan – troska o bliźniego w potrzebie. Jeśli ktoś sądzi, że to jedna z opcji chrześcijańskiego zaangażowania, może się kiedyś przykro rozczarować. Podczas odbywającego się niedawno Kongresu Kultury Chrześcijańskiej ks. Mieczysław Puzewicz, twórca Centrum Wolontariatu w Lublinie powiedział, że kto nie ma swojego ubogiego, „niech nawet nie myśli, że trafi do czyśćca”. Mocne, ale czy te słowa nie są przypadkiem parafrazą tych wypowiedzianych przez Jezusa: cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili, a czegokolwiek nie uczyniliście... itd.
Niestety, to nie są żarty. Może nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale miłosierdzie czy dobroczynność nie mogą być tylko formą pożytecznego hobby praktykujących chrześcijan.
Troska o potrzeby drugiego człowieka wynika bezpośrednio z przykazania miłości bliźniego. Nie ma co tego zaniedbywać, jeśli chce się choćby marzyć o niebie.
Jeśli dobrze rozumiem to przesłanie, nie idzie o to, żeby z dnia na dzień zamienić się miejscami z pierwszym spotkanym żebrakiem, albo żeby całą wypłatę rozdać tym, co to na „bułkę” zbierają. Trzeba raczej wyrobić w sobie nawyk dostrzegania i pochylania się nad problemami innych. Nie odtrącania ich, kiedy naprawdę mają problemy i chcą się z nimi uporać.
Zadbanie o podstawowe potrzeby bliźnich to jedno, ale taka postawa ma też bardziej dalekosiężne skutki. Doskonale wiedzą o tym chociażby misjonarze. Jeden z nich na łamach Gościa Gdańskiego (lada chwila - dziś lub jutro - będzie można o tym przeczytać w wersji papierowej tygodnika), że kiedy pomaga ludziom w Afryce, oni z czasem zaczynają zadawać pytania: dlaczego w ogóle mi pomagasz? I tu pojawia się perspektywa do dawania świadectwa o Jezusie i Jego nauce.
Co więcej, działalność charytatywna jednoczy ludzi ponad podziałami. Widać to szczególnie tam, gdzie społeczeństwa nie są jednolite kulturowo. Ludzie pomagają sobie bez względu na to, jaką religię wyznają czy jakie mają poglądy polityczne. Troska o bliźnich staje się w ten sposób narzędziem wprowadzania pokoju.
Być może jestem naiwny, ale wierzę, że proste gesty mogą naprawiać świat. Wystarczy tylko rozglądać się dookoła i pracować nad tym, co najbliżej nas. To ma zdecydowanie więcej sensu niż utyskiwanie nad powszechnym upadkiem obyczajów. Co możemy zrobić?
W Słupsku niedawno zorganizowano happening pod hasłem "Nie rzucaj mięsem... do kosza". Grupa około 200 osób apelowała o nie marnowanie żywności (głównie mięsa i jego przetworów) (więcej na koszalin.gosc.pl). Warto się przy tej okazji zastanowić, czy my sami nie marnujemy jedzenia. Jeśli tak, to czy aby nie byłoby dobrze na przykład kupować mniej, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na pomoc bardziej potrzebującym. W Europie marnuje się niemal jedna czwarta kupowanego mięsa, a tymczasem 13 procent polskich rodzin nie stać na zakup wystarczającej ilości tego typu produktów. Nawet najdłuższa podróż musi zacząć się od pierwszego kroku, a ratowanie świata najlepiej zacząć na własnym podwórku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).