Mija rok duszpasterski, który przeżywaliśmy pod hasłem „Kościół naszym domem”. Zapytaliśmy mieszkańców diecezji, co dla nich znaczą te słowa.
Wspólnota wspólnot
W kościele jeszcze pustawo. Słychać tylko brzęk strojonych gitar, postukiwania bębenków i pomrukiwanie skrzypiec. Za chwilę wydobędzie się śpiew z dziesiątek dziecięcych i młodzieżowych gardeł. Będzie podniośle, ale i radośnie. W tarnobrzeskiej parafii tak wyglądają Msze dla dzieci i młodzieży obstawiane przez grupy scholi i oazy. Jest ich kilkanaście. Potem na swoją Mszę przybędą małżonkowie z Domowego Kościoła i starsi, każdy ze swoją grupą, do której przynależy i w której działa. Bo jak powtarzał ks. Franciszek Blachnicki, Kościół to wspólnota wspólnot. – W naszej parafii staramy się robić wszystko, aby każdy poczuł się tutaj jak u siebie. W duszpasterstwie stawiamy na pracę w małych grupach, gdzie wszyscy znają się po imieniu i mogą doświadczyć bliskości innych. Taka grupa jest etapem pośrednim w budowaniu więzi wspólnotowej w większym zespole, jakim jest parafia i Kościół. W takiej atmosferze można dojść do tego, że Kościół to „my”, a w konsekwencji także doświadczyć bliskości tej wspólnoty – tłumaczy ks. Marek Kuliński, wikariusz w parafii św. Barbary w Tarnobrzegu. Właśnie w takich małych wspólnotach duszpasterskich wielu młodych ludzi odnalazło swoje miejsce w Kościele.
– Szczególnie młody człowiek odbiera świat poprzez swoje uczucia oraz relacje z tymi, którzy go otaczają. Mnie osobiście grupa i wspólnota oazowa dają doświadczenie takiej rodzinności, są oni dla mnie megabliscy. Dużo dla mnie zrobili i wiele od nich otrzymałam, cenię to i dlatego czuję się wśród nich jak w rodzinie. Myślę, że właśnie dziś, jako wspólnocie Kościoła, potrzeba nam takiego świadectwa. Bycia razem, wspomagania się nawzajem. Potrzeba, byśmy tym wielkim dobrem, jakie w nas jest, pokonali to, co słabe i ułomne w Kościele – mówi Małgosia Dębicka z młodzieżowej grupy oazowej. – W naszym domu życie Kościoła przekłada się na życie rodzinne. Razem z żoną działamy w Oazie Domowego Kościoła, córka w grupie młodzieżowej, a syn jest ministrantem i lektorem. Żyjemy więc tym, czym żyje Kościół – opowiada Jerzy Łatka z Domowego Kościoła w Sandomierzu. – Dom najczęściej kojarzy się nam z czymś najprzyjemniejszym, przyjaznym, bezpiecznym, gdzie zawsze możemy wrócić. Jeśli więc odbieram kościół jako miejsce, gdzie mogę zawsze iść i spotkać Kogoś, kogo kocham i komu ufam, to traktuję to miejsce jako mój dom. Jako ten bezpieczny, duchowy azyl – dodaje żona Danuta. – Nie ma prostej recepty na to, jak odnaleźć się w Kościele. Myślę, że każdy ma na to swój czas i miejsce. Mogą narzekać i rozliczać Kościół ze wszystkiego, a nawet go krytykować, ale jakże często na koniec wracamy do niego, bo wiemy, że właśnie tam jest miejsce dla każdego, nawet dla najbardziej marnotrawnego syna – podsumowuje Jerzy Łatka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.