Abp Georges Bacouni greckokatolicki (melchicki) metropolita Tyru w rozmowie z GN: Dialog międzyreligijny w Libanie to nasz chleb powszedni. To nasze życie. Wszyscy jesteśmy Libańczykami, chrześcijanie i muzułmanie.
Joanna Bątkiewicz-Brożek: Jest ks. Arcybiskup metropolitą szczególnego regionu. Tu w Libanie, przed 2000 laty chodził Jezus, nauczał i czynił cuda.
– Gdziekolwiek jadę, a szczególnie kiedy spotykam Polaków i słyszą, że jestem z Tyru, reagują okrzykiem :”Och Tyr!” (śmiech). To tutaj Jezus uzdrowił córkę kobiety kananejskiej, a potem św. Paweł spędził siedem dni. Świadomość tych biblijnych faktów wzmacnia mnie w posłudze. Proszę zauważyć, że już w Starym Testamencie Tyr jest wspominany 33 razy! W tym historycznym mieście jest dziś zaledwie 1500 chrześcijan, należących do różnych obrządków. Kiedyś żyło ich tu znacznie więcej, czego pozostałością jest mój tytuł metropolity Tyru, mimo, że nie mam już biskupów pomocniczych. Jest też w okolicy wiele wsi mających w nazwie słowo „klasztor” (po arabsku – der) lub inną nazwę, związaną z chrześcijaństwem, ale nie mieszka już w nich żaden wyznawca Chrystusa. Ten region był ciągle najeżdżany i doświadczał wojen, rządzili tu okupanci. Obecnie ponad 90 proc. mieszkańców to muzułmanie, wśród których prawie 90 proc. to szyici.
Niesamowite jak ścierają się tu te dwa światy. Modląc się w chrześcijańskim kościele słyszymy śpiew muezzina... Dialog międzyreligijny ma zupełnie inne, praktyczne oblicze.
– Dokładnie tak. Dialog międzyreligijny to w Tyrze chleb powszedni. To nasze życie. Wszyscy jesteśmy Libańczykami. Podczas wojny domowej z lat 1975-1990 Tyr był jedynym regionem, gdzie nie zmasakrowano chrześcijan. To tutejsi muzułmanie otoczyli miasto tak by ochronić wyznawców Chrystusa! Wiele do dobrych relacji między naszymi wyznaniami przyczynił się Imam Mussa Sadr. Choćby w tak z pozoru zwykłej sprawie jak jedzenie. Dla muzułmanów siadanie przy stole z chrześcijanami naruszało tzw. problem nieczystości rytualnej. Nie wolno było tego robić. Imam Sadr więc siadał do stołu z chrześcijanami. Po wojnie z 2006 r. to muzułmanie z Kataru odbudowali tu nasze zniszczone kościoły. Chrześcijanie często otrzymują pomoc od muzułmańskich organizacji pozarządowych. Wyznawcy islamu pomagają nam w znalezieniu pracy dla chrześcijan.
Ale jest i dialog teologiczny. Co kilka miesięcy biskupi spotykają się z muftichimi z tego regionu. Choć akurat dialog teologiczny, według mnie nie doprowadzi daleko. Widać to na szczeblu międzynarodowym. Każdy pozostaje przy własnych przekonaniach. Skuteczniejsze jest świadectwo życia. Mamy w Libanie sporo małżeństw mieszanych. Bywa, że muzułmanie przyjmują chrzest po wejściu w związek z katoliczką czy inną chrześcijanką. Za zgodą rodziny.
To możliwe?
Liban jest jedynym krajem arabskim, w którym muzułmanin może przejść na chrześcijaństwo, więcej, ma prawo zmienić swoją przynależność religijną w akcie urodzenia i innych dokumentach.
W Pakistanie zostałby skazany na śmierć.
Tak. Liban to, jak to mówił Jan Paweł II, przesłanie. To także jedyny kraj arabski, w którym niedziela jest dniem wolnym od pracy. Prezydent Libanu, który zawsze jest maronitą (jeden z katolickich kościołów wschodnich), jest jedynym chrześcijaninem, który uczestniczy w szczytach przywódców państw arabskich! Z mojego doświadczenia wynika, że możemy żyć razem. Problemem są politycy, którzy na całym świecie wykorzystują religię w swoich celach. Dopóki ludzie nie są wplątani w politykę, stosunki między nimi dobrze się układają.
Wielu chrześcijan ucieka dziś jednak z Libanu.
– Największa fala emigracji nastąpiła po wojnie w 1990 r., gdy walczyły ze sobą tzw. Siły Libańskie i wojska gen. Michela Aouna. Wcześniej wielu Libańczyków wyjechało z kraju z powodu wojny domowej.
Ogólnie, atmosfera na Bliskim Wschodzie popycha chrześcijan do ucieczki. Fanatyczny nurt islamu budzi strach w Iraku, Pakistanie. Sytuacja Libanu nie jest najlepsza ze względu na konflikt w Syrii. Ale to nie jedyny powód ucieczki, bo wśród emigrantów są też ludzie – chrześcijanie i muzułmanie – którzy szukają np. w Europie pracy i lepszego życia.
Benedykt XVI niedługo przyjedzie do Libanu. Czy Jego wizyta może wzmocnić tutejszych chrześcijan?
– Jestem tego pewien. Czekamy na słowa otuchy i umocnienia. Wierzę, że ta wizyta pozytywnie wpłynie na stosunki islamsko-chrześcijańskie. Czekamy by papież wskazał nam jaka jest misja Libanu na Bliskim Wschodzie. Czekamy na słowa prorocze. Dlatego tak ważna będzie papieska adhortacja apostolska „Ecclesia in Medio Oriente”. Otrzymaliśmy już adhortację „Nowa nadzieja dla Libanu” od bł. Jana Pawła II, w której widziałem słowo Boże i staram się ją wprowadzać w życie. Ale jeśli ja i moja wspólnota się nie nawrócimy, żadna adhortacja niczego nie zmieni.
Prorocze słowa padły na tej ziemi już 2000 lat temu z ust Jezusa. To On stawiał wiarę mieszkańców Tyru i Sydonu za przykład dla reszty świata...
- Borykamy się dziś z różnymi problemami. Ludzie szukają dziś świadków. Mają dość słów i tekstów. Chcą zobaczyć Ewangelię wcieloną w życie. Bóg pozostawi nas na Bliskim Wschodzie, jeśli będziemy pełnili Jego wolę i dawali piękne świadectwo, bo jeśli będziemy antyświadectwem, to staniemy się bezużyteczni. Ale Liban jest jednym z niewielu krajów, w których Kościół ma jeszcze jakiś wpływ na sprawy publiczne. Chrześcijanie i muzułmanie żyją tu na równych prawach, kraj nie jest ani muzułmański, ani chrześcijański. Z tego powodu Liban stanowi wzór dla innych państw. Jest żywym dowodem na to, że wyznawcy obu religii mogą zgodnie żyć razem nie tylko w kraju stuprocentowo demokratycznym i świeckim, ale także w takim, w którym religia odgrywa ważną rolę. Jeśli Liban utraciłby tę tożsamość, nie widzę innego kraju, który mógłby go w tym zastąpić.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.