Przerażające, dokąd prowadzi traktowanie wiary jedynie w kategoriach światopoglądu.
Biskupi podpisali wspólny dokument z prawosławnymi. Nie wyjaśnili jego sensu wiernym. Ludzie są zdezorientowani, bo wydaje im się, że za deklaracjami biskupów stoją politycy chcący przesłonić katastrofę smoleńską. Czytam artykuł pani Czaczkowskiej w Rzeczpospolitej i przecieram oczy ze zdumienia. Jeśli jest jak pisze, to czy my w ogóle jeszcze żyjemy w chrześcijańskim kraju?
No bo jeśli trzeba polskim katolikom tłumaczyć się z intencji, dla których szuka się pojednania z Rosjanami, to o czym my w ogóle mówimy? Skąd podejrzenie, że biskupi starając się uczynić krok na drodze do pojednania Polaków i Rosjan nie myślą o Ewangelii, ale uczestniczą w jakiejś politycznej grze? Wszystko musi być wyborem jakiejś opcji politycznej? Nie można po prostu wybierać Chrystusa?
Problem jest szerszy. I przypuszczam, że bierze się stąd, iż dla wielu katolików wiara nie jest mówieniem "tak" Bogu, tylko pewnym światopoglądem. Co gorsze, światopoglądem służącym do identyfikacji, kto jest swój, a kto obcy. Gdy na rzeczywistość patrzy się jak na arenę ścierających się ideologii, łatwo zapomina się o wartościach, których rzekomo się broni. Powoli wszystkie chwyty wydają się być dozwolone (patrz okładka 63 numeru Frondy). Wtedy też łatwo zapomnieć, że w Ewangelii, owszem, jest i mowa o potrzebie walki, ale duchowej, a świat jest raczej uprawną rolą, a nie polem bitwy. Przecież inaczej myślący tak naprawdę nie są dla chrześcijan wrogami. Raczej tymi, których trzeba doprowadzić do Chrystusa. Waląc w nich jak obuchem słowami potępienia na pewno się tego nie osiągnie. Nawet jeśli się ma świętą rację
Nie poddaję w wątpliwość czyjejś deklaracji, że jest człowiekiem wierzącym. Pamiętam tylko, że święty Paweł pisał kiedyś o chrześcijanach cielesnych i duchowych. I jedni i drudzy wierzą w Chrystusa. Tyle że pierwsi – jak to obrazowo tłumaczono mi w młodości na rekolekcjach oazowych – na tronie życia sadzają samych siebie. Chrystus jest tylko jedną ze spraw, która ich mniej czy bardziej zajmuje. Człowiek duchowy zaś wie, że choć jest przyjacielem czy nawet synem, to przecież jednak ciągle tylko usynowionym sługą swojego Pana. Boga nie można używać jak miecza czy tarczy do osiągania zwycięstwa w ideologicznej konfrontacji. Nawet gdy celem jest triumf wierzących. Bogu trzeba służyć. To nie jest o samo.
Wiem, „cały urodziłem się w grzechach”, więc nie bardzo mam prawo innych pouczać. Ale wydaje mi się, że czasem takie rzeczy ktoś musi powiedzieć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.