Wsparciem, udzielonym kolejnej rebelii w Kongu, prezydent Rwandy Paul Kagame nadużył cierpliwości Zachodu, który dotąd wybaczał mu dyktatorskie rządy w Kigali i wojenne awantury z sąsiadami.
Kiedy był jeszcze prezydentem USA, Bill Clinton nazywał Paula Kagame przyjacielem, człowiekiem wybitnym, wzorem dla innych, przedstawicielem nowego pokolenia afrykańskich przywódców, którym władza kojarzy się nie z łupem, ale służbą. Podziwiał Rwandyjczyka także drugi obok Clintona przywódca ówczesnego świata zachodniego, premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, który nazywał Kagame wizjonerem.
Dziś Departament Stanu USA oznajmia, że polityka rwandyjskiego rządu wzbudza w Waszyngtonie niepokój i grozi, że skoro liberyjski tyran Charles Taylor został skazany na 50 lat więzienia za wywołanie wojny w Sierra Leone, taki sam los - wojennego zbrodniarza - może spotkać również Kagame, najlepszego do niedawna przyjaciela Ameryki w Afryce.
"Jeszcze nigdy z ust Amerykanów nie padły tak ostre słowa pod adresem Kagame. Ta zmiana tonu może oznaczać, że w Waszyngtonie zmienia się też spojrzenia na Afrykę" - powiedział AFP Richard Downie z Ośrodka Badań Strategicznych i Międzynarodowych.
Dotychczas USA, Wielka Brytania i cały Zachód popierały bezkrytycznie wszystko, co panujący od 18 lat Kagame (1994-2000 jako wiceprezydent i minister obrony, od 2000 roku - jako prezydent) postanowił lub zrobił.
Zachwyt Zachodu Rwandą wynikał przede wszystkim z poczucia winy za zbrodnię ludobójstwa, do jakiej doszło w Rwandzie w 1994 roku. Zachód, choć w Rwandzie stacjonowały wojska ONZ, nie zrobił nic, by nie dopuścić do rzezi. Wojska ONZ, zamiast interweniować, zostały wycofane, a urzędnicy w Białym Domu głowili się, jak nie nazwać rwandyjskich rzezi ludobójstwem. Zmusiłoby to bowiem rząd USA do interwencji, a od klęski pokojowej misji w Somalii w 1993 roku Biały Dom poprzysiągł sobie, by żołnierzy do Afryki więcej nie posyłać.
Kagame, liczący sobie wtedy 37 lat, dowodził w sąsiedniej Ugandzie partyzantką Tutsi, która ruszyła na Kigali, by przerwać rzezie rodaków. Partyzanci pokonali zajętą pogromami rwandyjską armię rządową, wkroczyli do Kigali i przejęli władzę w kraju. Choć nowym prezydentem został Hutu Pasteur Bizimungu, faktycznym władcą pozostawał jego zastępca, Kagame.
Wyrzuty sumienia za ludobójstwo sprawiły, że Zachód postanowił odkupić Rwandzie swoją winę pomocą i pieniędzmi. Odbudowany po wojnie kraj miał się stać przykładem afrykańskiego sukcesu, skuteczności zachodniej pomocy.
Doskonale wyczuwając słabości i oczekiwania Zachodu, Kagame wymuszał na poddanych pojednanie, rządził twardą ręką, ale sprawiedliwie i dobrze. Za jego panowania Rwanda przerodziła się w kraj nowoczesny, czysty, praktycznie wolny od korupcji, z prężnie rozwijającą się gospodarką.
Rwanda popierała wszystkie inicjatywy międzynarodowe Zachodu i posyłała swoich żołnierzy w misje pokojowe ONZ.
Zachwycony rwandyjskimi sukcesami Zachód przez palce patrzył na mnożące się z biegiem czasu przypadki prześladowania opozycji politycznej w Rwandzie, tłumienia wszelkiej krytyki, wtrącania do więzień dziennikarzy. W 2008 roku tygodnik "Economist" dziwił się, że choć Kagame jest gorszym tyranem niż Robert Mugabe z Zimbabwe, to na Zachodzie cieszy się poparciem.
Jeszcze większy niepokój sąsiadów i działaczy praw człowieka wzbudzała polityka zagraniczna Rwandy. W 1996 roku, przy milczącej zgodzie Zachodu, Kagame dokonał najazdu na Kongo (wówczas Zair), by rozpędzić tamtejsze wielomilionowe obozy uchodźców rwandyjskich Hutu, wśród których ukrywali się winni zbrodni ludobójstwa. Tamta wyprawa wojenna zakończyła się obaleniem prezydenta Mobutu Sesje Seko w Kinszasie.
Trzy lata później, znów bez zachodnich protestów, Rwanda ponownie najechała na Kongo, ale tym razem najazd przerodził się w kilkuletnią regionalną wojnę, w której zginęło ok. 5 mln ludzi.
"Kagame wszczynał awantury, a Zachód jakby nie wierzył, że ofiara ludobójstwa może dopuścić się zła, a jeśli nawet, to należy jej to wybaczyć z uwagi na dawne krzywdy" - narzekała Carina Tertsakian z Human Rights Watch.
Usiłując odkupić dawne winy, Bill Clinton (jego następca, George W. Bush, zajęty wojnami w Afganistanie i Iraku, Afryką się nie zajmował) i Tony Blair do dziś pozostają specjalnymi doradcami Kagame, a w czerwcu Susan Rice, ambasador USA w ONZ, która za czasów Clintona odpowiadała za afrykańską politykę Waszyngtonu, próbowała zablokować raport śledczych ONZ z niezbitymi dowodami, że Rwanda znów wspiera w Kongu nową rebelię.
Dowody rwandyjskiej winy sprawiły, że po raz pierwszy Zachód udzielił swojemu faworytowi z Kigali reprymendy. USA zawiesiły tegoroczną pomoc wojskową, a pomoc gospodarczą wstrzymały Wielka Brytania, Niemcy i Holandia. W sumie - około ćwierć miliarda dolarów.
"Strach przed przelewem krwi w Kongu przeważył w Waszyngtonie nad poczuciem winy za dawną zbrodnię ludobójstwa w Rwandzie" - powiedział "Guardianowi" John Campbell z nowojorskiej Council on Foreign Relations (Rady ds. Stosunków Zagranicznych), wydawcy prestiżowego dwumiesięcznika "Foreign Affairs". "Gra Paula Kagame na zachodnich wyrzutach sumienia została w końcu odkryta" - dodał.
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.