Muszę przyznać, że nigdy nie zdołałem pojąć, o co tak naprawdę chodziło. – mówi dzisiejszy papież, wówczas młody teolog i ekspert soborowy. Dziś też często trudno zrozumieć...
Benedykt XVI podczas wakacji odwiedził Nemi – klasztor werbistów, w którym wiele lat temu pracował nad soborowym dekretem o misjach. Przy okazji spotkania z zakonnikami wygłosił improwizowane przemówienie. W zasadzie wspominał wydarzenia sprzed 50 lat, jednak dwie myśli mnie zaciekawiły.
"Dekret misyjny, nad którym pracowaliśmy, nie wzbudził większych kontrowersji. Co prawda, istniała pewna dysputa między szkołą z Louvain i szkołą z Münster: czy głównym celem misji jest implantatio Ecclesiae czy annuntio Evangelii? Muszę przyznać, że nigdy nie zdołałem pojąć, o co tak naprawdę chodziło." – mówi dzisiejszy papież, wówczas młody teolog i ekspert soborowy. Zaraz dodaje, że przecież chodzi przede wszystkim o głoszenie Ewangelii, o niesienie światła miłości Boga do całego świata.
Jakie jest uzasadnienie dla tego działania? Bardzo proste, aż może zbyt proste. Prawdziwe dobro chce się dzielić sobą. Dobroć chce się komunikować, chce obdarowywać innych. Nie chomikować „na zapas”, nie zabezpieczać „rezerw”. Dobro przyszło do nas, żyje w nas i domaga się, by nieść je dalej. Dobro, którym jest Bóg miłujący człowieka. Tylko tyle i aż tyle.
Czy można rozdzielać głoszenie Ewangelii od budowania Kościoła? Czy można głosić Ewangelię bez Kościoła (wspólnoty) i sakramentów? Chrztu, Eucharystii? Tam gdzie we wspólnocie sprawuje się Eucharystię żyje Kościół. Z drugiej strony: czy można budować Kościół nie głosząc Ewangelii? Odsuwając to na drugi plan? Co wtedy będzie się budować?
Nie wątpię, jakiś sens tej dyskusji musiał istnieć. Postawienie sprawy w taki lub inny sposób ma zapewne jakieś implikacje. Tylko… czy naprawdę o to chodzi? Czy koncentrując się na takich debatach nie gubimy z oczu najważniejszego?
Improwizowane przemówienie papieskie przywołuje wydarzenie sprzed 50 lat. Nie była to poważna kontrowersja. Ale zjawisko – obawiam się – możemy obserwować na co dzień. Dyskusje o drobiazgach o umiarkowanym lub niewielkim znaczeniu dokładnie przykrywają główny sens i cel. Przestaje być ważne wspólne świadectwo, niesienie Ewangelii, czynna miłość bliźniego. Zaczyna być ważne kto, co, dlaczego i w jaki sposób.
Tymczasem sposoby mogą być różne, tak jak różni są ludzie, tak jak bajecznie kolorowy w swoim bogactwie jest Kościół i świat. Ważne, by wybierać wyłącznie dobre środki i z oczu nie utracić celu.
Jedność nie polega na jednolitości, tylko na umiejętności odróżnienia spraw ważnych od mniej istotnych i dopuszczeniu odmienności tam, gdzie jest to możliwe. Niestety, wymaga to otwartości na Boga i drugiego człowieka, szacunku dla rozmówcy i pokory, która pozwala przyznać, że inny może mieć rację. Jeśli tego w sobie nie będziemy kształtować, nie przełamiemy podziałów.
Bezsensownych, bo dotyczących rzeczy drugorzędnych. Ale katastrofalnie niszczących świadectwo, które dajemy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.