Sąd Apelacyjny prowincji Ontario uznał w minionym tygodniu, że, jak to się określa w Kanadzie, "sex workers" mają prawo pracować w domach publicznych.
Sądowa batalia na podstawie wniosku trzech kobiet reprezentowanych przez prawnika trwała długo. Chodziło w niej o uznanie, że niektóre przepisy kanadyjskiego kodeksu karnego dotyczące prostytucji są niezgodne z konstytucją. Zgodnie z orzeczeniem sądu, jak podały media, sex workers mają prawo prowadzić dom publiczny i zatrudniać w nim legalnie opłacanych pracowników czy pomoc, taką jak ochrona i kierowcy.
Czerpanie korzyści z nierządu nadal jest uznawane za niezgodne z prawem, jeśli związane jest z wykorzystywaniem prostytutek - w tym przypadku chodzi o sutenerów.
Przy tym jednak nie ma mowy o reklamowaniu usług seksualnych. Prostytutki, tak jak obecnie, nadal nie będą mogły zaczepiać potencjalnych klientów na ulicy.
Jednak zakwestionowana część kodeksu karnego nie przestaje obowiązywać od razu. Kanadyjski rząd pozostał przy swoim negatywnym wobec legalnych domów publicznych stanowisku i obecnie, jak podały media, rozważa możliwe opcje, w tym - wniesienie sprawy do Sądu Najwyższego Kanady.
Jak relacjonowała telewizja CBC, prostytutki i tak podkreślają, że większość z nich świadczy swoje usługi w domach czy mieszkaniach, problemy związane głównie z bezpieczeństwem dotyczą przede wszystkim tych kobiet i mężczyzn, którzy pracują na ulicach.
Prostytucja w Kanadzie jest legalna, prawo nie zakazuje ani oferowania takich usług, ani płacenia za nie.
Komentarze polityków i opinii publiczne są podzielone - konserwatyści stoją na stanowisku, że prostytucja jako zjawisko jest szkodliwa dla społeczeństwa. Bardziej liberalnie nastawieni komentatorzy zwracali uwagę, że decyzja ontaryjskiego sądu oznacza po prostu koniec fikcji prawnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.