Bycie w Kościele również wymaga cierpliwości. Większej, niż przy wklejaniu do kalendarza rozważania.
Zajmować się redagowaniem na polanie pod lasem to więcej niż wielkopostne umartwienie. Tylko proszę nie myśleć źle o naszym zespole! Bo takiego akurat wszystkim życzę. Rzecz tkwi w technice. Wczoraj na przykład – z zegarkiem w ręku, a właściwie przy komputerze – wstawienie do kalendarza pliku z rozważaniami do czytań zajęło niemalże trzy minuty. Pomyśleć, że to zaledwie trzy czynności. Wybrać kalendarz, datę i kliknąć wklej. O, święta cierpliwości. Ale to jeszcze nic. O ile samo wstawianie tekstów jest umartwieniem, to rozmowa z konsultantem jedynego, dostępnego w miejscu zamieszkania operatora, jest już prawdziwą drogą przez mękę. Ja mu o uszkodzonych stacjach bazowych, on – z klapkami na oczach zapatrzony w procedury – każe mi odłączać modem i sprawdzać komputer. Następnie informuje, że w ciągu czterdziestu ośmiu godzin usterka zostanie naprawiona. Dwa dni jeżdżenia szesnaście kilometrów, by wstawić kilka artykułów. I pomyśleć, że wcale nie chodzi o tak zwaną Polskę C.
Że się nie zniechęciłem i nie machnąłem ręką, pewnie jakaś w tym zasługa mojego ojca. Gdy chłopcem jeszcze byłem i popsuł się rower ojciec, owszem pokazał jak naprawić. Potem wszystko rozebrał i powiedział, bym sam poskładał. Ale się złościłem. Nawet nie przypuszczając jak ta wcale nie wielkopostna lekcja cierpliwości (bo działo się wszystko w wakacje) przyda się w dorosłym życiu. Nie tylko w redagowaniu.
Bycie w Kościele również wymaga cierpliwości. Większej, niż przy wklejaniu do kalendarza rozważania. Wszak nie od dziś wiadomo, że młyny Boże mielą powoli. A tak by się chciało natychmiastowych zmian, anielskiej niemalże wspólnoty w jeden dzień, doskonałych proboszczów w tydzień, a przeobrażonej ewangelizacją diecezji w miesiąc. O cierpliwości dla siebie samego nie wspomnę. Bo przecież pukający jak dzięcioł spowiednik, a nie brak cierpliwości i wytrwałości, jest przyczyną stania od dłuższego czasu w miejscu.
Zdaje się, że już Arystoteles twierdził: „Habitus per demonstrationem aquisitus.” Co na język polski tłumaczy się: Sprawność przez ćwiczenie jest nabywana. W bardziej popularnym powiedzeniu: ćwiczenie czyni mistrza. Ameryki nie odkrywamy. Wie o tym każdy sportowiec. I każdy kochający współmałżonek tudzież rodzic. Proboszcz kochający parafię też. Że miłość cierpliwa jest… Jeno w tej cierpliwości trzeba się ćwiczyć.
Żebym jeszcze tytuł filmu pamiętał. Nastoletni chłopak zgłosił się do mistrza walk wschodnich. Ten zaprosił go do domu, posadził przy stoliku, na którym stało drzewko bonzai, wziął do ręki dwa patyczki od ryżu i przez godzinę łapał nimi muchę. Potem dał patyczki chłopcu. I tak powtarzał ćwiczenie przez następne dni i tygodnie, z czasem dodając inne elementy. Staroświecki ten mistrz, prawda? Toć to znęcanie się w czasach, gdy nie ćwiczenie czyni mistrza, tylko zrozumienie. Powiedzcie dziś dziecku, by zamiast rzułw sto razy napisało żółw. Wracając do filmu. Piękna była końcowa scena pierwszej zwycięskiej walki chłopaka. Kto by pomyślał, że wszystko od łapania much się zaczęło.
Ten żółw nie wpadł tu przez przypadek. Ćwiczyć się w cierpliwości to jakby włożyć na siebie pancerz żółwia i wyruszyć. Żółwim tempem. Nie stresując się widokiem biegnących. Muchy łapiąc (już zaczynają się budzić) zamiast odkładania cukierków. Słuchając czterdzieści pięć minut marudę zamiast pięciu minut leżenia krzyżem. Stojąc pół godziny w kolejce do spowiedzi, chociaż przy drugim konfesjonale są tylko dwie osoby. Idąc dwa kilometry pieszo do kościoła (ileż to spraw można po drodze przemodlić), zamiast podjechać samochodem. Jak człowiek prześpi się z tematem, więcej pomysłów przyjdzie do głowy.
Od ładowania pliku, przez łapanie much i słuchanie marudy, dobrnęliśmy do szczęśliwego końca. (Czytelnikowi gratuluję cierpliwości.) Śmieszne? Nie, wielkopostne dzieło Boże w człowieku. Przy okazji tysięcznej porażki i upadku – jak znalazł.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.