Może to i dziwne, ale wszyscy cieszą się, gdy dziecko opuszcza „Nasz Dom”.
ks. Tomasz Lis/ GN
Przy siostrach czują się bezpieczne.
Po korytarzu biegają roześmiane dzieci. Aż trudno uwierzyć, że w ich życiu aż tyle bywało smutku, łez i samotności. Trafiły tutaj z różnych powodów, najczęściej jednak z orzeczenia sądu rodzinnego, bo w ich rodzinach coś było nie tak.
Poranione dzieciństwo
– Nigdy nie są to łatwe sprawy, gdy orzeka się pozbawienie lub ograniczenie praw rodzicielskich. Jako sąd mamy świadomość, że najbardziej ucierpią dzieci, które trafią do placówki opiekuńczo-wychowawczej – tłumaczy Ewa Pachocka, prezes Sądu Rejonowego w Ostrowcu Świętokrzyskim. W wielu przypadkach taka decyzja to dla dzieci jedyna szansa na normalne życie w rodzinie zastępczej lub adopcyjnej. – Na szczęście mamy „Nasz Dom” – dodaje pani prezes.
W tym ośrodku opiekuńczo-wychowawczym, prowadzonym przez siostry franciszkanki Rodziny Maryi, obecnie przebywa 30 dzieci w różnym wieku. – Najmłodsza pociecha ma 2 latka, najstarsza jest już pełnoletnia. Czynimy starania, aby się usamodzielniła – opowiada s. Maria Chabior, dyrektor placówki. Mimo że dom działa dopiero od trzech lat, wiele dzieci znalazło tutaj kochające serce, opiekuńcze dłonie i rodzinną atmosferę.
ks. Tomasz Lis/ GN
Tu każde dziecko znajdzie prawdziwą rodzinę.
– Maluchy potrzebują się przytulić czy posiedzieć na kolanach, te starsze szukają zainteresowania się ich sprawami, motywacji do nauki , a chłopaków trzeba czasem nauczyć, jak się gwiżdże na palcach – śmieje się s. Maria. Siostry wraz z wychowawcami i pracownikami społecznymi robią wszystko, aby pobyt dzieci był w ośrodku jak najkrótszy. – Może wydaje się to dziwne, ale nie chcemy, aby te najmniejsze nawet zapamiętały, że były tutaj. Robimy wszystko, aby znalazły swój nowy dom – dodaje s. M. Chabior.
Dom potrzebny od zaraz
Gdy dziecko trafia do domu sióstr, rozpoczyna się wytężona praca, aby poznać jego sytuację i znaleźć najlepszą drogę do powrotu w środowisko normalnej rodziny. Pomocą służą tutaj inne instytucje społeczne, współpracujące z „Naszym Domem”. W powiecie zabiega się o nowe rodziny zastępcze, zaś specjalne ośrodki przygotowują inne do adopcji. – Dużo naszych dzieci trafia do przybranych rodzin. Bo taki jest cel naszej pracy – znaleźć im dom. Dużo rodzin stara się o adopcję, co nas cieszy, ale jest jeszcze wiele dzieci, które czekają na mamę i tatę – opowiada s. Dorota Dryniak, przełożona domu.
ks. Tomasz Lis/ GN
Tu rozwijają się ich talenty
Pracownicy socjalni najpierw podejmują pracę z rodziną naturalną dzieci. Jeśli jest szansa na powrót, podejmuje się pracę z rodzicami, by uczyć ich odpowiedzialności w opiece i wychowaniu dzieci. – Trafiają do nas wywiady środowiskowe czy dokumenty z prokuratury, obrazujące, w jakim środowisku przebywało dziecko. Tutaj podchodzimy do każdego indywidualnie. Inaczej trzeba zmotywować nastolatkę, która mieszkała z matką alkoholiczką, jest zbuntowana i negatywnie nastawiona do wszystkiego dookoła. Małym dzieciom trzeba wytłumaczyć całą sytuację, której często nie rozumieją i czują się zagubione w tym wszystkim – wyjaśnia Renata Abramczyk, pedagog z „Naszego Domu”. Jeśli rodzina okazuje się całkowicie dysfunkcyjna, dzieci trafiają do zastępczej lub adopcyjnej. – Niestety, czasem zdarza się, że dziecko wraca do naszej placówki, bo coś nie wyjdzie. Wtedy jest najtrudniej – dodaje s. Dorota.
Ci najstarsi, gdy osiągają pełnoletniość, usamodzielniają się. Wtedy z pomocą przychodzi opieka społeczna, która szuka mieszkania socjalnego i pracy. Jeśli wychowanek kontynuuje naukę, może pozostać w domu sióstr aż do jej ukończenia, dopiero potem odchodzi na swoje. Praca ostrowieckich franciszkanek Rodziny Maryi z dziećmi ma prawie 85-letnią tradycję. – Od lat prowadzimy szkołę dla dzieci wymagających specjalnych metod pracy dydaktycznej, przysposabiając je do codziennego życia, uczymy podstawowych zawodów. To nasz charyzmat: otoczyć i zauważyć te dzieci, których nikt nie zauważa – dodaje s. Dorota Dryniak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).