Odpowiedź na zadane w tytule pytanie jest niby oczywista. Niestety, w praktyce bywa zupełnie inaczej.
Stare robotnicze osiedla często straszą dziś staroświecką infrastrukturą i ogólnym zaniedbaniem. Bywa, ze stają się miejscem, do którego wysiedla się tych, którzy nie płaca czynszu. Za blisko fabryk, za blisko kominów, za blisko zgiełku. Jednak w czasach gdy powstawały, a ludzie do pracy chodzili na piechotę, były sposobem na zapewnienie robotnikowi godziwych warunków życia i – co dla dawnych kapitalistów też bywało ważne – związanie go z zakładem pracy. Bo pracownik zadowolony ze stworzonych mu warunków, to lepszy pracownik – kalkulowali pracodawcy.
Dziś większość pracowników do pracy dojeżdża, a stanie w korkach i szukanie miejsca na parkingu musi zaliczyć do swojego czasu wolnego. Wprawdzie w porównaniu z robotnikami z początku XX wieku ludzie mają się dziś dużo lepiej, ale wynika to raczej z innych rozwiązań prawnych obowiązujących w państwach i ogólnie, wyższego poziomu życia. Troska o pracowników to często ostatni element brany przez pracodawców pod uwagę. "Właściciel ma prawo" - słuchać nieraz jak mantrę, także z ust katolików, choć owo "prawo" ma się nijak zarówno do kodeksu pracy jak i przykazania miłości bliźniego. Tak jakby w dobie wolnego rynku "święte prawo własności" wraz z pędem do pomnażania zysków stanęło ponad ciągle przypominaną w teologii moralnej zasadą powszechnego przeznaczenia dóbr.
Przecież – jak to przypomniał ostatnio zajmujący się od 20 lat badaniami nad etyka biznesu ks. prof. Domènec Melé podczas IV Międzynarodowego Kongresu „Katolicy i ekonomia: szanse i zagrożenia” w Toruniu – celem przedsiębiorstwa nie może być jedynie wypracowanie jak największego bogactwa dla właścicieli. Liczyć się powinno także tworzenie wartości dla wszystkich związanych z przedsiębiorstwem grup: dla zatrudnionych, dla akcjonariuszy, klientów, konsumentów, dostawców i całej lokalnej społeczności.
W dobie kryzysu i wyraźnej niechęci, z jaką najbogatsi reagują na próby ograniczenia ich zarobków – vide niewiele dające protesty „oburzonych” w USA i innych krajach świata – warto zapytać, co jeszcze musi się stać, by zamiast „na twoje miejsce czeka pięciu innych” właśnie takie podejście stało się standardem?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To nie jedyny dekret w sprawach przyszłych błogosławionych i świętych.
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.